Rodzice dzieci chorych na lekooporną padaczkę pikietowali w środę przed Centrum Zdrowia Dziecka w obronie dr. Marka Bachańskiego, który eksperymentalnie leczył środkami zawierającymi marihuanę. W sprawie lekarza toczy się też śledztwo, zawiadomienie złożył szpital.
Jak podkreślają uczestnicy pikiety, zebrali się przed placówką, bo żądają przywrócenia do pracy dr. Bachańskiego w poradni neurologicznej Kliniki Neurologii i Epileptologii CZD. Jedna z uczestniczek pikiety Dorota Gudaniec mówiła dziennikarzom, że w związku z odsunięciem lekarza pacjenci, których do tej pory leczył, są praktycznie pozbawieni możliwości konsultacji i prowadzenia dalszego leczenia.
W lipcu dyrekcja Instytutu "Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka" zawiesiła eksperymentalną terapię dr. Bachańskiego z powodu "braków formalnych". 7 sierpnia Centrum Zdrowia Dziecka złożyło doniesienie do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. W zawiadomieniu poinformowano o możliwości popełnienia przez dr. Marka Bachańskiego dwóch przestępstw.
Pierwsze z nich miałoby polegać na narażeniu na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu małoletnich pacjentów CZD z lekooporną padaczką, poprzez prowadzenie nielegalnego eksperymentu medycznego, polegającego na stosowaniu w ich terapii preparatów pochodnych kanabinoidów (medycznej marihuany - red.).
Drugi z zarzutów dotyczy prowadzenia badań klinicznych bez uzyskania świadomej zgody uczestnika badania lub jego przedstawiciela ustawowego i prowadzenia badania wbrew przepisom ustawy Prawo Farmaceutyczne.
Odsunięcie dr. Bachańskiego to "wyrok śmierci"
Rodzice odczytali list, w którym wyrażają zaniepokojenie działaniami dyrekcji Centrum Zdrowia Dziecka. Twierdzą, że stan zdrowia ich dzieci leczonych tradycyjnymi lekami nie poprawiał się, a w niektórych przypadkach nawet pogarszał. "Dzisiaj wiemy, że lekooporne formy padaczki dziecięcej poddają się leczeniu dietą ketogenną, preparatami z konopi, bądź z wykorzystaniem neurochirurgii. Jednak to tylko doktor Marek Bachański był na tyle otwarty i odważny, by podjąć się wykorzystania innych niż standardowe sposobów leczenia naszych dzieci" - napisali w swoim liście rodzice.
Aktualne działania dyrekcji centrum odsuwające doktora Bachańskiego od leczenia dzieci rodzice nazwali "wyrokiem śmierci" wydanym w zgodzie z obowiązującymi procedurami i regułami. "Dyrekcja centrum bada sprawę pod względem etycznym, sama działając nieetycznie. Pozbawia nasze chore dzieci opieki lekarza. Takie działanie urąga przysiędze Hipokratesa" - napisali rodzice w liście odczytanym w czasie pikiety pod Centrum Zdrowia Dziecka.
Poseł przywiózł leczniczą marihuanę
Jednym z organizatorów pikiety był prezes Wolnych Konopi, poseł Andrzej Dołecki. Poinformował on, że przywiózł z Holandii medyczną marihuanę dla chorych na padaczkę dzieci; zrealizował recepty przepisane dzieciom przez Bachańskiego.
Poseł pomógł w sumie dwójce rodziców; jak poinformował, przywiózł do Polski 55 g leczniczej marihuany. Podczas pikiety przekazał Dorocie Gudaniec ok. 30 g preparatu. Jak podkreślał, w Holandii nie miał żadnych problemów z realizacją recepty, wręcz zaskoczenie budziły jego opowieści o tym, jak wygląda sytuacja w Polsce. - Chciałbym, aby te sprawy także w Polsce nie budziły sensacji - powiedział Dołecki, podkreślając, że chodzi tu o zdrowie i życie małych pacjentów.
- To jest absurd, że ja muszę dokonywać takich działań, to jest absurd, że państwo Polskie sobie z tym nie radzi i walczy ze swoim obywatelem - powiedział poseł Dołecki. Dodał, że domaga się, aby sejm tej lub następnej kadencji zajął się sprawą leczniczej marihuany. - Sprawa tych małych dzieciaków nie powinna mieć granic politycznych i światopoglądowych. Jeżeli coś leczy to powinno być stosowane w terapii - powiedział Dołecki
Gudaniec powiedziała, że próbowała zrealizować receptę na marihuanę leczniczą w 40 aptekach w Polsce, tylko jedna z nich zgodziła się na sprowadzenie leku w ramach tzw. importu docelowego, ale jak wyjaśniła, ostatecznie poinformowano ją, że procedura nie może dojść do skutku.
Inni rodzice podkreślali, że import docelowy nie tylko jest trudny do przeprowadzenia, ale też koszt leku wzrasta wielokrotnie podczas tej procedury. Jak mówiła jedna z protestujących, koszt takiego leku w Holandii to 39 euro, w Polsce - ponad 500 zł.
Autor: PM/ja / Źródło: TVN24/PAP