Obecnie granice są wyprostowane i jesteśmy bardziej homogeniczni - stwierdził Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski. W programie "Sto lat Niepodległości" w TVN24 mówił o tym, jak w 1918 roku kształtowały się granice odzyskującej niepodległość Rzeczpospolitej. Jak dodał, Polska po II wojnie światowej przeszła ogromną zmianę, o czym nie zawsze pamiętamy.
Kostro powiedział, że "czasami sobie wyobrażamy państwo przede wszystkim przez granice". Dodał, że w listopadzie 1918 roku nie było jasności, co będzie należało do państwa polskiego.
- We Lwowie od 1 listopada trwały walki z Ukraińcami. (...) W grudniu wybucha Powstanie Wielkopolskie i to ono w dużej mierze zadecydowało o przynależności do Polski Wielkopolski, przynajmniej w takim kształcie, w jakim ona weszła - mówił.
Dodał, że z kolei traktat wersalki potwierdził granicę zachodnią, ale bez Śląska. - Kolejnym elementem było Wilno. To kolejny znak zapytania, bo tu jest konflikt polsko-litewski. Kolejne zagrożenie, to znaczy ta wisząca, wielka niewiadoma związana ze Wschodem - podkreślał. - Jeszcze w 1918 roku nie było wiadomo, czy wybuchnie wojna, w jaki sposób - dodał.
"Było pytanie, czy to będzie państwo Polaków, czy rodzaj federacji"
Pytany, czy wszyscy Polacy byli zgodni, że Polska - jeśli ma powstać - musi mieć Warszawę, Kraków, Lublin, ale także Poznań, Łódź, Katowice, Gdańsk, Wilno, Lwów, czy Grodno, Kostro odparł:
- Myślę, że jeśli chodzi o Łódź, Poznań, Wilno czy Lwów, to dyskusji wielkich nie było.
- Było pytanie dotyczące Górnego Śląska, Gdańska, ale przede wszystkim było pytanie o kształt tego państwa. Czy to będzie państwo tylko - albo przede wszystkim - Polaków, czy będzie jakiś rodzaj federacji, czy jakiś rodzaj innego ułożenia relacji, zwłaszcza z tymi narodami, które należały dawniej do Rzeczpospolitej - wskazywał. - To znaczy relacje z Ukrainą, z Litwą. One przede wszystkim były dużym znakiem zapytania - tłumaczył Kostro.
Jak dodał, "piłsudczycy, ale też w dużej mierze PPS (Polska Partia Socjalistyczna), lewica, byli bliscy koncepcji federacyjnej, natomiast Narodowa Demokracja chciała przede wszystkim, żeby państwo było oparte o ziemie etnicznie polskie".
- Ważny był również dla nich Śląsk i Pomorze - zaznaczył. - Tutaj była też argumentacja - poza etniczną, ludnościową - gospodarcza. Że Śląsk i Pomorze są kluczowe z punktu widzenia gospodarczego dla zbudowania silnego, niezależnego państwa - podkreślił dyrektor Muzeum Historii Polski.
"Inna była postawa Francji i inna Wielkiej Brytanii"
Mówił również o tym, jaką Polskę widział Zachód.
- Inna była postawa Francji i inna Wielkiej Brytanii. (...) Francji zależało na osłabieniu Niemiec, w związku z tym Francja była naszym sojusznikiem na konferencji pokojowej w Paryżu, zwłaszcza w sprawach dotyczących Śląska, Pomorza, Gdańska - podkreślił. - Jeśli chodzi o Wielką Brytanię, to tutaj te interesy działały zupełnie inaczej. To znaczy, Brytyjczycy bali się nadmiernego wzmocnienia Francji - wyjaśniał. W związku z tym - jak dodał - nie chcieli wzmocnienia Polski, która była sojusznikiem Francji w tym regionie.
Drugim ważnym czynnikiem - jak tłumaczył Kostro - była kwestia polityki wschodniej. - Wówczas jeszcze nikt nie przewidywał, że Związek Sowiecki będzie trwałym elementem systemu europejskiego - mówił.
Jak zauważył, "czerwona Rosja" była wtedy dla Polski korzystna. - Piłsudski to pokazał. W pewnym momencie wstrzymał ofensywę przeciwko bolszewikom, żeby nie dać temu państwu upaść. Myślę, że w tym momencie to była wielka szansa dla Polski, że Związek Sowiecki nie był partnerem negocjacyjnym - tłumaczył dyrektor Muzeum Historii Polski.
"Politycznie nam się to opłacało"
Kostro pytany był, czy miasta takie jak Gdańsk, Wrocław, czy Olsztyn włączone po II wojnie światowej w granice Polski, były rekompensatą za utracone ziemie wschodnie.
- W 1945 roku żaden Polak by się nie zgodził na taką wymianę, na oddanie Wilna i Lwowa - ocenił.
Stwierdził, że "wiele straciliśmy, II Rzeczpospolita była państwem bogatszym kulturowo i etnicznie", ale teraz - jak dodał - relacje między Polakami są prostsze dzięki temu, że "granice są wyprostowane i jesteśmy bardziej homogeniczni".
Ocenił jednocześnie, że "politycznie być może nam się to opłacało". - To nie znaczy, że my nie mamy w swojej kulturze, pamięci, tych ziem wschodnich. Były one ważnym elementem kultury Rzeczpospolitej - dodał.
"Wtedy jest to wspólne dziedzictwo"
- My mamy pewien obowiązek wobec dziedzictwa kulturowego które tam (na ziemiach wschodnich) zostało - mówił Kostro. Czasami jest ono traktowane jako własne przez Litwinów czy Ukraińców, ale nie zawsze. Często Polska musi finansować digitalizację zbiorów lub konserwacje dzieł sztuki, które zostały w Wilnie, czy Lwowie - dodał.
Dyrektor Muzeum Historii Polski podkreślał, że w tej kwestii warto współpracować z Litwinami i Ukraińcami. - To jest najlepszy klucz, jeśli udaje nam się znaleźć środowiska ludzi, którzy interesują się historią, pamięcią tych miejsc. Wtedy jest to wspólne dziedzictwo, a nie coś narzuconego przez nas - tłumaczył.
Gość programu "Sto lat Niepodległości" pytany był też o wielki transfer polskiej ludności ze wschodu na zachód, który dokonał się po II wojnie światowej.
- Koncentrujemy się na historii militarnej, a gdzieś ucieka nam historia cywilna, która jest niesłychanie ważna - ocenił Kostro. - Wbrew obiegowemu sądowi, że my się koncentrujemy na naszych cierpieniach, paradoksalnie nawet te cierpienia nie są przez nas pamiętane. Transfery ludności, wywózki, to jest rzecz słabo obecna w polskiej pamięci historycznej, a trudno mi wskazać inny kraj europejski, który w takim stopniu się zmienił - podsumował.
Zobacz materiał reporterki TVN24 Brygidy Grysiak:
Materiały z zasobu Narodowego Archiwum Cyfrowego www.nac.gov.pl
Autor: js,ads//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24