Wniosek o areszt sporządzi podwładny Zbigniewa Ziobry, rozpatrzy go zaś kolejny podwładny Zbigniewa Ziobry. Tak już wkrótce mogą wyglądać polskie sądy - ostrzegają środowiska prawnicze po tym jak, grupa posłów PiS zgłosiła projekt nowej ustawy o ustroju sądów powszechnych.
To zagrożenie praktycznie dla każdego obywatela - twierdzą środowiska sędziowskie. Próba podporządkowania prezesów i przewodniczących wydziałów ministrowi sprawiedliwości może doprowadzić do tego, że ci, którzy będą szukać sprawiedliwości w sądach, wcale jej tam nie znajdą.
- Każdy z państwa może znaleźć się w sytuacji osoby, która zostanie postawiona w stan oskarżenia, a sędzia którego byt (jego i jego rodziny) będzie zależał od ministra sprawiedliwości, nie będzie miał dość odwagi, żeby wydać wyrok zgodny z własnym sumieniem - mówiła na konferencji prasowej sędzia Irena Kamińska, prezes Stowarzyszenia Sędziów Themis.
Dwa największe stowarzyszenia sędziowskie i Krajowa Rada Sądownictwa zabrały głos w sprawie kolejnego aktu prawnego, który ma zwiększyć wpływ ministra sprawiedliwości na działanie sądów.
Nadzór ministra nad sądami – bez pośredników
Do niedawna nadzór organizacyjny ministra nad sądami odbywał się za pośrednictwem prezesów apelacyjnych. W ostatnich dniach prezydent podpisał ustawę, dzięki której minister sprawiedliwości będzie bezpośrednio wyznaczał dyrektorów sądów, czyli urzędników zarządzających finansami i majątkiem sądów, oraz pracownikami sądów (z wyłączeniem sędziów, kuratorów, asesorów, asystentów sędziów i referendarzy).
W mijającym tygodniu grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości zgłosiła kolejny projekt. Tym razem jest to zmiana ustawy po ustroju sądów powszechnych. Proponowane przez posłów PiS zmiany zakładają, że minister sprawiedliwości będzie powoływał nie tylko dyrektorów sądów, ale również prezesów. Prezesami sądów są sędziowie. Prezesi sądów są zwierzchnikami służbowymi sędziów, asesorów, referendarzy i kuratorów. To oni powołują przewodniczących wydziałów oraz dokonują analizy orzecznictwa sądu.
W obecnym stanie prawnym prezesów sądów też powołuje minister, ale musi to robić w porozumieniu ze zgromadzeniem sędziów danego sądu. Po ewentualnych zmianach zgoda sędziów sądu, w którym minister ma powołać prezesa, nie będzie już ministrowi potrzebna.
Zmiany planowane przez posłów zakładają więc, że minister sprawiedliwości - powołujący arbitralnie prezesów wszystkich sądów - będzie przełożonym wyższego szczebla wszystkich sędziów. Tak jak prokurator generalny jest najwyższym przełożonym wszystkich prokuratorów. W obecnym stanie prawnym minister sprawiedliwości i prokurator generalny to ta sama osoba. W obecnej kadencji jest nią Zbigniew Ziobro.
Według przedstawicieli rządu i PiS, zmiany te mają usprawnić sądy i przyspieszyć rozpatrywanie spraw z korzyścią dla obywateli. "Projekt ustawy wywołuje pozytywne skutki społeczne, gospodarcze, finansowe i prawne" - czytamy w uzasadnieniu do poselskiej inicjatywy. Poselski projekt chwali też rzecznik prasowy Zbigniewa Ziobry.
- Ma on spowodować, żeby sądownictwo było lepiej zorganizowane, żeby praca sędziów była bardziej uporządkowana, żeby mogli spokojnie sądzić - mówi TVN24 Sebastian Kaleta.
Cała władza w ręce Ziobry?
Organizacje sędziowskie i część adwokatów uważają jednak, że będzie wprost przeciwnie - sprawy się wydłużą, a gwarancja sprawiedliwego procesu w rozsądnym terminie będzie gwarancją czysto teoretyczną.
Sędziowie zwracają uwagę, że minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie skupi w swoich rękach ogromną władzę, której to władzy - ich zdaniem - nie powinien mieć przedstawiciel rządu.
- Dojdzie do sytuacji, w której osoba odpowiadająca za tych, którzy wnoszą akty oskarżenia do sądu, będzie jednocześnie powoływała prezesa sądu, w którym ktoś będzie miał być osądzony - mówił we "Wstajesz i wiesz" w piątek 14 kwietnia sędzia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
Problematyczne sprawy o areszt
Jak to może przełożyć się na konkretne sytuacje zwykłych ludzi stających przed sądem? Takie pytanie zadaliśmy między innymi właśnie sędziemu Przymusińskiemu
- W niektórych przypadkach prezesi sądów powołani przez ministra Ziobrę mogą decydować o tym, czy ktoś pójdzie do aresztu przed wyrokiem, czy nie - mówi portalowi tvn24.pl rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. Teoretycznie sprawy mają być przydzielane sędziom losowo, ale projekt przewiduje wyjątki. Takim wyjątkiem są między innymi dyżury aresztowe sędziów w weekend.
Zgodnie z prawem osoba zatrzymana pod zarzutem popełnienia przestępstwa pozostaje do dyspozycji prokuratora przez 48 godzin, a jeżeli prokurator składa wniosek o areszt, sąd musi go rozpoznać w ciągu 24 godzin, nawet gdy przypada dzień wolny od pracy. Dlatego w każdym sądzie rejonowym obowiązują "dyżury aresztowe" sędziów. W razie potrzeby taki sędzia musi przyjść do pracy i orzec, czy obywatel zatrzymany przez prokuraturę ma trafić do aresztu, czy będzie odpowiadał przed sądem z wolnej stopy.
- Prezes może wyznaczyć na dyżur aresztowy siebie - mówi sędzia Przymusiński. - Niech każdy sam odpowie sobie na pytanie, czy sędzia będący prezesem z nadania ministra uwzględni czy nie uwzględni wniosek prokuratora, który podlega temu samemu ministrowi.
Wyjątki – niebezpieczna furtka
Przedstawiciele środowiska zaznaczają, że obecnie sędziowie, nawet ci funkcyjni, formalnie nie zależą od ministra, co jest gwarancją swobody ich orzekania. Tymczasem poselski projekt otwiera nowym prezesom ministra Ziobry drogę do wymiany wszystkich wiceprezesów oraz przewodniczących wydziałów.
Tymczasem to przewodniczący wydziałów są odpowiedzialni za przydzielanie spraw konkretnym sędziom i to oni decydują o ewentualnych wyjątkach od losowania.
Zdaniem sędziów wyjątki od zasady losowego przydzielania będą mogły być stosowane również w innych sprawach, nie tylko aresztowych.
- Odstępstwo od zasady losowego przydziału spraw może zadziałać w każdej sprawie, nie tylko aresztowej. Mogę sobie wyobrazić, że w sprawach gospodarczych czy cywilnych, których obywatel sądzi się z państwem np. o działkę, o wywłaszczenie, o odszkodowanie, prezes również wyznaczyć sędziego pominąwszy zasadę losowania - mówi nam z kolei Marta Kożuchowska-Warywoda, sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli.
O tym, że obywatele nie będą mogli liczyć na sprawiedliwość w sądzeniu się nie tylko z państwem, ale i osobiście z wpływowymi przedstawicielami władzy, przekonuje sejmowa opozycja.
- Wyobraźmy sobie, że nagle przeciętny Kowalski wchodzi w spór z jakimkolwiek działaczem PiS-u. Chce iść do sądu, ale mając świadomość tego, że ten sąd może być sądem upolitycznionym, będzie się bał wykonać taki ruch - twierdzi Jakub Stefaniak z PSL.
Czy ludzie będą profesjonalnie osądzani?
W sferze orzekania sędziowie cały czas mają konstytucyjne i ustawowe gwarancje niezawisłości, ale jak zwraca uwagę adwokat i członek Trybunału Stanu Jacek Dubois, mogą być poddani zupełnie innej presji przez prezesów sądów i dla kariery orzekać nie w zgodzie z własnym sumieniem, a tak, jak jest to dobrze widziane przez przełożonych mianowanych przez polityka rządzącej partii.
- Prezes może stosować systemy nagród, politykę kadrową i dawać możliwości awansu, by sędziowie mieli głębokie przekonanie, że opłaca się orzekać po myśli władzy. Jest to patologiczna sytuacja, bo to co miało być niezależne, staje się uzależnione - mówi nam mecenas Dubois.
Sędziowie alarmują również, że zgłoszone przez posłów PiS zmiany w przepisach umożliwiałyby awansowanie sędziów "na skróty", z pominięciem poszczególnych szczebli kariery.
Dla zwykłych obywateli ma to takie znaczenie, że w niektórych sprawach pierwszą instancją są sądy okręgowe, np. zabójstwo, ochrona dóbr osobistych, spory majątkowe o wartości powyżej 80 tys. zł i inne. Awansowany na skróty sędzia mógłby rozpatrywać odwołania od spraw, których w ogóle nie zna z własnego doświadczenia sędziowskiego.
- Na przykład do sądu apelacyjnego sędzia będzie mógł być powołany z pominięciem sądu okręgowego. To jest podstawowe zagrożenie brakiem profesjonalizmu i doświadczenia życiowego wśród sędziów rozpatrujących apelacje w szczególnie poważnych sprawach. Może dojść do tego, że były sędzia rejonowy, który nigdy nie prowadził procesu o zabójstwo, awansowany bezpośrednio do sądu apelacyjnego będzie nagle rozpoznawał apelacje w sprawach, w których sam nie orzekał w pierwszej instancji - zwraca uwagę sędzia Marta Kożuchowska-Warywoda.
Teoretycznie każdy sędzia powinien mieć wiedzę pozwalającą mu rozpatrzyć każdą sprawę z zakresu prawa, w którym się specjalizuje. Ale jak zwracają uwagę praktykujący sędziowie, nie sposób oceniać pracy innych sędziów, jeżeli w jakiejś mierze nie ma się profesjonalnego doświadczenia, bo grozi to tym, że obywatele będą błędnie osądzani.
- Można to porównać do sytuacji lekarza. Żeby być dobrym specjalistą i gdy zajdzie potrzeba oceniania pracy innych, trzeba samemu przeprowadzić określoną liczbę zabiegów. Tak samo jest w sądach, trzeba osobiście rozpoznać wiele spraw, żeby potem oceniać czy inne sądy prawidłowo oceniały dowody i wydawały wyroki - mówi Marta Kożuchowska-Warywoda.
Sędziowie delegowani – dłuższa kolejka dla obywateli
Kolejną kontrowersyjną kwestią jest możliwość delegowania sędziów do pracy w urzędach państwowych. Już dziś możliwość delegowania sędziów do Ministerstwa Sprawiedliwości budzi kontrowersje. Jako co najmniej dyskusyjną ocenia ją np. Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Teoretycznie sędzia delegowany do ministerstwa nadal pozostaje sędzią, nie staje się urzędnikiem.
Ale Trybunał Konstytucyjny w 2009 roku zakazał orzekania sędziom delegowanym do ministerstwa. Po poselskich zmianach sędziowie mogliby być delegowani do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych czy Kancelarii Prezydenta. Środowiska sędziowskie uznają, że praca we władzy wykonawczej jest zagrożeniem dla niezawisłości. Każda delegacja kiedyś się kończy i sędziowie wracają potem do orzekania.
- Istnieje obawa, że sędziowie po delegowaniu do urzędów państwowych będą potem nominowani na prezesów sądów - zauważa Bartłomiej Przymusiński ze SSP Iustitia.
Środowiska sędziowskie zwracają również uwagę, że sędziowie delegowani do urzędów nie znajdują następców, a ich pracę muszą wykonać ci, którzy pozostają w sądach.
- Możliwość delegowania sędziów do pracy w MSZ czy Kancelarii Prezydenta oznacza niebezpieczeństwo, że będzie jeszcze mniej sędziów orzekających niż jest obecnie, a to z kolei grozi dalszym wydłużeniem terminów rozpatrywania spraw - mówi z kolei sędzia Marta Kożuchowska-Warywoda.
Już dziś terminy rozpatrywania spraw w sądach w Polsce należą do najdłuższych w Europie. W ankietach i badaniach opinii publicznej jako największa bolączka wskazywana jest przewlekłość w rozpatrywaniu spraw.
Posłowie PiS twierdzą, że ich projekt, jeżeli zostanie przyjęty, usprawni rozpatrywanie spraw. Zapewnia o tym między innymi przedstawiciel wnioskodawców Bartłomiej Wróblewski.
Podsądnemu pozostanie nadzieja
Sędziowie tymczasem alarmują, że projekt tak podporządkowuje sądy politykom, że obywatele staną się bezbronni w starciu z władzą.
- Każdy obywatel może znaleźć się w sytuacji kierowcy seicento, może pójść na ulicę, może wziąć udział w jakimś zgromadzeniu - ostrzega Irena Kamińska, prezes Stowarzyszenia Themis.
Adwokat Jacek Dubois, proszony przez nas o analizę, jak będą wyglądać procesy obywateli po wejściu w życie wszystkich planowanych zmian, powołuje się na przykład... stanu wojennego. Wyraża niepokój i mimo wszystko nadzieję.
- Cały czas w sprawach zwykłych obywateli będą orzekać sędziowie, którzy mają wiedzę prawniczą i ślubowali wymierzać sprawiedliwość zgodnie z przepisami prawa, bezstronnie według sumienia, a w postępowaniu kierować się zasadami godności i uczciwości. W stanie wojennym sądownictwo było podporządkowane władzy, a mimo to wielu sędziów wydawało wyroki w zgodzie z własnym sumieniem. O kręgosłup większości sędziów jestem spokojny. Niepokój budzą ewentualne wyjątki i niebezpieczeństwo, że władza może promować te wyjątki - konstatuje adwokat i członek Trybunału Stanu.
Autor: jp/ja / Źródło: tvn24.pl