To nic innego, jak wprowadzanie polityki do szkoły, a nie może być na to naszej zgody - powiedział Artur Sierawski nauczyciel historii, jeden z twórców koalicji "Nie dla chaosu w szkole". - Ze strony rządzących padają niepokojące sformułowania - przyznała doktor Iga Kazimierczyk, prezeska fundacji Przestrzeń dla Edukacji. Goście TVN24 komentowali wypowiedź wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego o konieczności przeprowadzenia w szkołach "reformy programowej".
O potrzebie reformy programowej mówił wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki (PiS) w czwartek w "Jeden na jeden". - Przeprowadziliśmy bardzo ciężką, trudną, skomplikowaną reformę organizacyjną szkolnictwa, edukacji, ale zatrzymaliśmy się w pół kroku, nie przeprowadziliśmy reformy programowej. To jest jeden z tych elementów, które będą się na nas mściły - przekonywał w rozmowie z Agatą Adamek.
Szef parlamentarnego klubu Prawa i Sprawiedliwości mówił, że "lepiej wyedukowani młodzi ludzie, którzy przejdą przez lepszą podstawę programową, będą chętniej głosować na PiS". - Jestem o tym przekonany. Mądrzejsi ludzie, bardziej zorientowani w rzeczywistości politycznej, historycznej, bardziej przywiązani do pewnych tradycji i bardziej utożsamiający się z tą tradycją z pewnością będą głosować na PiS - dodał Terlecki.
"Takich rzeczy o młodzieży nie wolno mówić"
Wypowiedzi Terleckiego komentowali w niedzielę goście TVN24: Iga Kazimierczyk, doktor nauk pedagogicznych, prezeska fundacji Przestrzeń dla Edukacji oraz Artur Sierawski, nauczyciel historii i jeden z twórców koalicji "Nie dla chaosu w szkole".
- Nie rozumiem, co marszałek miał na myśli, kiedy formułował tę wypowiedź - przyznała dr Kazimierczyk. - Po pierwsze, już jesteśmy po dość dużej i głębokiej reformie podstaw programowych, która była częścią reformy systemowej. Po drugie - i to dużo bardziej smutna konkluzja - czy to znaczy, że rządzący myślą o młodzieży, iż jest głupia? W ten sposób czytałabym tę wypowiedź, że młodzież jest niewystarczająco wyedukowana. Takich rzeczy o młodzieży i do młodzieży nie wolno mówić ani nawet sugerować. Tak więc ze strony rządzących są to przykre i niepokojące sformułowania - oceniła pedagożka.
Zdaniem Artura Sierawskiego "słowa pana Terleckiego są oburzające". - One obrażają zarówno uczniów, jak i nauczycieli, bo wychodzi na to, że my, nauczyciele (...) jesteśmy do niczego, ponieważ nie edukujemy w takim duchu: bierny, mierny, ale wierny władzy. Myślę, że tak naprawdę teraz widzimy prawdziwe oblicze, w jakim kierunku ma iść polska szkoła - podkreślił nauczyciel historii.
"Słowa Terleckiego potwierdzają słowa Ziobry"
Sierawski przywołał inną wypowiedź przedstawiciela obozu rządzącego - ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry - który w telewizji Trwam "mówił, że reforma edukacji nie jest na wystarczającym poziomie, że czekają nas kolejne reformy oświatowe". - Słowa Terleckiego potwierdzają zatem słowa pana Ziobry. Są to ludzie z bliskiego otoczenia Jarosława Kaczyńskiego, a więc coś jest na rzeczy - powiedział nauczyciel. - Przyznam szczerze, że budzi to moje bardzo duże obawy. Wiemy, ile trudu i zachodu kosztowała nas poprzednia reforma edukacji, z której skutkami mierzymy się do dziś - dodał.
Wyliczał, że "dziś w szkole średniej są przepełnione klasy trzydziestokilkuosobowe, tłok na korytarzu, dwuzmianowość". - Przepełnione podstawy programowe, które są bardzo sztywne, nie dają elastyczności nauczycielowi, nie tworzą autonomicznej szkoły, o którą od lat walczono. (...) Jestem przerażony, co będzie dalej - przyznał.
Doktor Kazimierczyk przypomniała, że "cały system został zreformowany". - Przypomnę, że on był reformowany w sytuacji gwałtownych protestów środowisk nauczycielskich, rodzicielskich i uczniowskich, był reformowany bez żadnych konsultacji publicznych, taka sytuacja nie może się powtórzyć. To, że system znów będzie zmieniany, nikt tego nie przeżyje, dlatego że zmiana, którą sugeruje marszałek Terlecki, oznacza od początku pisanie podstaw programowych lub też korektę czy reformę podstaw programowych, co oznacza nowe podręczniki, nowe szkolenia dla nauczycieli, nową metodykę pracy - przestrzegła.
- W naszej podstawie programowej, w tej siatce godzin, którą mamy w tej chwili przewidzianą, w naszym planie, nie zmieści się absolutnie nic - dodała.
"To nic innego, jak wprowadzanie polityki do szkoły"
Na sugestię, że może "coś zostałoby wyrzucone z podstawy programowej", Artur Sierawski odpowiedział: - Możliwe, że może być jeszcze coś bardziej niewygodnego dla Prawa i Sprawiedliwości. Może całkowicie zostaną wymazane kwestie chociażby Holokaustu i nie tylko. Wiemy, że takie tematy, jak Jedwabne, są nie na rękę. Pamiętamy, jak pani minister Anna Zalewska nie potrafiła odpowiedzieć, co się wydarzyło w Jedwabnem, kto stoi za tamtejszym mordem, więc może to być kosztem takich tematów, niewygodnych historii polskiej, o charakterze tolerancji, poszanowania dla drugiego człowieka.
Nauczyciel historii ocenił, że sprawa "zaczyna być hipokryzją". - Z jednej strony słyszę, że szkoła nie jest miejscem dla indoktrynacji politycznej, czy nie ma miejsca na edukację antydyskryminacyjną, nauczanie tolerancji, wartości i tak dalej, a z drugiej pan Terlecki mówi, że trzeba tak zreformować podstawy programowe, by wszyscy głosowali na PiS. To nic innego, jak wprowadzanie polityki do szkoły, a nie może być na to naszej zgody, nauczycieli, rodziców, ekspertów, dyrektorów i samorządowców, by polityka wkroczyła do szkoły, bo to będzie najgorszy scenariusz, jaki może być - powiedział.
- Powinniśmy przeciwko temu protestować i głośno mówić - zaapelował.
Źródło: tvn24.pl