Wykluczenie komunikacyjne to jeden z wielkich problemów, z których mieszkańcy miast często nie zdają sobie sprawy. Receptą miał być plan reaktywacji połączeń autobusowych, ale odcięte od świata wsie sięgnęły ledwie po ułamek dostępnych na to pieniędzy. Teraz mają one więc pójść na remonty dróg. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Jeszcze kilka tygodni temu do trzech wsi w gminie Pszczółki niedaleko Gdańska nie dojeżdżał żaden autobus - dziś dojeżdża do każdej z nich. Gmina od 1 września korzysta z rządowego dofinansowania na reaktywację połączeń PKS. - Chcieliśmy walczyć z wykluczeniem komunikacyjnym, które niestety występowało do tej pory na części naszej gminy – zapowiada wójt Maciej Urbanek.
Nowe połączenia pojawiły się też na rozkładach w powiecie kamiennogórskim. - Grzechem byłoby nieskorzystanie z takiej okazji, aby do każdego kilometra te pieniążki wykorzystać – twierdzi starosta Jarosław Gęborys.
Nowy plan ministerstwa
Pieniądze są, ale chętnych jest niewielu. Na reaktywację PKS-ów w tym roku czeka 800 milionów złotych, do połowy roku samorządy podpisały umowy na niecałe 200 milionów złotych. Dlaczego tak mało? Przeszkodą są między innymi pieniądze. Gmina, która chce uruchomić nową linię, musi się dorzucić. Fundusz gwarantował złotówkę za kilometr. - Nie kalkulowało się, bo nasz budżet jest jaki jest. Niestety złotówka, a reszta po stronie gminy – zwraca uwagę zastępca wójta gminy Kłomnice Adam Śliwakowski.
- Dobre opracowanie sieci komunikacyjnej powinno skutkować, że ta złotówka do kilometra powinna być kwotą wystarczającą – mówił w sierpniu 2019 roku wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel. Rząd uznał, że złotówka to jednak za mało, dziś dorzuca już trzy. Chętnych na dotacje jest więcej, ale i tak setki milionów wciąż zostały na koncie. Ministerstwo Infrastruktury ma plan. "(...) Niewykorzystane do dnia 31 grudnia danego roku środki z Funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej zostaną przeznaczone na rachunek Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg (...)" - informuje Ministerstwo Infrastruktury.
- To jest bardzo zły pomysł, bo on będzie wręcz promował, żeby znowu pieniądze z transportu publicznego przekładać na infrastrukturę, na wylewanie betonu – twierdzi Bartosz Jakubowski z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Eksperci od transportu są przekonani, że nie warto rezygnować z pieniędzy na komunikację. W pierwszej kolejności radzą, żeby zmienić zasady, aby pieniądze zagwarantowane były na kilka lat, a nie jak teraz na miesiące. - Samorządy i firmy boją się tworzyć nowe połączenia komunikacyjne, bo jeżeli dzisiaj dostaną pieniądze, nie ma żadnej gwarancji, że dostaną je w przyszłym roku, więc tworzenie czegoś na rok jest bez sensu – mówi Adrian Furgalski z zespołu doradców gospodarczych TOR.
"To jest prawo ośmieszające prawo"
Problemem są też przepisy. Według nich pieniądze mogą pójść tylko na nowe linie. - Przeznaczmy te pieniądze i one się spokojnie rozejdą na bieżącą sytuację, na ratowanie bieżących połączeń – dodaje Furgalski.
To jest możliwe - resort podpowiada, jak dostać pieniądze również na stare połączenie. W przypadku gdy dana linia komunikacyjna zostanie uzupełniona o nowe przystanki komunikacyjne lub o dodatkowe kursy w godzinach innych niż już funkcjonujące należy traktować ją jako nową linię. - Ministerstwo zaleca, linie można wydłużyć, można zrobić inny układ przystanków i już mamy nową linię. To jest prawo powielaczowe, prawo ośmieszające prawo – ocenia dr Michał Wolański z SGH. Zamiast nowych linii będą lepsze drogi, których przynajmniej nie będą rozjeżdżać autobusy.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24