Agencja Mienia Wojskowego sprzedała w ramach przetargu 153 komplety ręcznych wyrzutni rakiet przeciwlotniczych „Strzała-2M” - ustalił portal tvn24.pl. Leżą teraz w magazynie niewielkiej polskiej firmy, która chce je wyeksportować. Agencja mogła tą transakcją złamać traktat z Wassenaar, który ogranicza obrót tego typu bronią - podejrzewają prokuratura i ABW. Dziś rano szef MON, Tomasz Siemoniak zapowiedział, że zleci pilną kontrolę w sprawie "Strzał". I jednocześnie stwierdził, że "nie mają one cech użytkowych". Jak poinformował po południu rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, jest już wszczęte śledztwo w tej sprawie.
Przetarg, na którym można było kupić 153 rakiety "Strzała-2M", 153 wyrzutnie do nich oraz 78 mechanizmów startowych, zorganizowała Agencja Mienia Wojskowego. Odbył się on latem 2012 roku i mogła do niego przystąpić każda firma z ważną koncesją na obrót bronią. Najlepszą cenę - choć nie udało nam się ustalić, jaką - zaproponowała firma ze Śląska, która zajmuje się m.in ochroną i usługami detektywistycznymi. Rozmawialiśmy z jej przedstawicielem.
- Armia ma problem z utylizacją przestarzałego sprzętu. Podczas takich przetargów do góry złomu, z którego można spróbować odzyskać metale szlachetne, zawsze dołącza jakąś wisienkę na torcie. W tym przypadku były to "Strzały" – opowiada tvn24.pl biznesmen.
Ile zapłacił za wyrzutnie, nie chce ujawnić. Wiadomo jednak, że jeden zestaw wart jest na wolnym rynku dla końcowego użytkownika od 3 do 7 tys. dolarów. - Ich skuteczność ocenia się na ok. 50 proc. Znacznie nowszych "Gromów" wynosi 80 proc. Ale one kosztują nawet 120 tys. euro. Lepiej i taniej wystrzelić kilka "Strzał" niż jednego "Groma" - tłumaczy nasz rozmówca. Zestawy są szczególnie niebezpieczne dla samolotów startujących lub podchodzących do lądowania. Maksymalny pułap "Strzał" to 2300 m, zasięg prawie 3 km.
Wkrótce po transakcji z Agencją Mienia Wojskowego biznesmen rakiety sprzedał przedsiębiorcy z Wielkopolski, który również ma koncesję na obrót bronią. Ten zamierzał je wyeksportować do Czech.
"Strzała-2M" jest konstrukcją z początku lat 70. Mimo to już sam pomysł wystawienia 153 zestawów tych rakiet na przetarg dziwi ekspertów. - Nie wierzę, że Agencja dokonała takiej transakcji. One służą do strącania samolotów i helikopterów. Można wystrzelić Strzałę i zniknąć, nim ktokolwiek połapie się w tym, co się wydarzyło. O takiej broni marzą terroryści na całym świecie - mówi nam były dowódca jednostki GROM, generał Roman Polko.
Biznes jest biznes
Biznesmen, który jest teraz właścicielem "Strzał" przyznaje, że kupił je, aby zrobić interes. Z kim? Choć sam nie chce dzielić się informacjami na ten temat, to odpowiedzi udzielają dokumenty - do których dotarliśmy z trzech resortów, zajmujących się sprawą. Aktualny właściciel wyrzutni zwrócił się do Departamentu Bezpieczeństwa Gospodarczego w Ministerstwie Gospodarki o zgodę na ich sprzedaż firmie z Czech, tak jak to przewidują procedury.
- W trakcie spotkania (5 września 2013 - red.) w siedzibie resortu zostałem poproszony o wycofanie wniosku (o pozwolenie na eksport „Strzał” do Czech - red.). Prośba wynikała z następujących przesłanek: uruchomiony formalnie wniosek może spowodować perturbacje między ministerstwami a nawet na szczeblu międzynarodowym, jako że doszło do naruszenia traktatu z Wassenaar oraz umów z nim związanych - wynika z oficjalnego pisma, które do wicepremiera i ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego skierował biznesmen.
W rozmowie z tvn24.pl dodaje jeszcze: - Nie chcę teraz mówić o tej historii. Mam nadzieję, że państwo stanie na wysokości zadania i naprawi swoje błędy – mówi krótko, ucinając dalsze pytania.
Jak się dowiadujemy, jest gotów odsprzedać wyrzutnie AMW. Po takiej samej cenie, za jaką je kupił. Urzędnicy Agencji nie chcą się zgodzić na takie rozwiązanie, uważając, że wszystko było w porządku.
Zgodne z prawem, ale nie z rozumem
Traktat z Wassenaar został zainicjowany w 1996 roku. Porozumienie miało na celu ograniczenie handlu bronią bądź dobrami podwójnego przeznaczenia, które pozostały w krajach posowieckich. Państwa, które są jego stronami, umówiły się że „przenośnymi, przeciwlotniczymi, zestawami rakietowymi (w skrócie MANPADS - red.) mogą handlować między sobą wyłącznie rządy i ich agendy. Polska podpisała je w 2003 roku.
W lutym br. resort gospodarki poprosił o opinię w tej sprawie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. „Czy Ministerstwo Obrony Narodowej jest zobowiązane do przestrzegania zobowiązań przyjętych przez Polskę w ramach Porozumienia z Wassenaar oraz czy sprzedaż ręcznych wyrzutni rakiet dowolnemu podmiotowi krajowemu przez MON za pośrednictwem Agencji Mienia Wojskowego jest zgodna (z Traktatem z Wassenaar - red.)” - napisał dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Gospodarczego resortu gospodarki Krzysztof Majewski.
Tydzień później odpowiedzi udzielił mu Michał Polakow, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Bezpieczeństwa MSZ. Z jego opinii wynika, że porozumienie z Wassenaar jest elementem polskiego prawa i musi być przestrzegane przez nadzorowaną przez resort obrony AMW.
Ale na drugie pytanie nie odpowiedział wprost: „W świetle przedstawionej przez Departament Bezpieczeństwa Gospodarczego (sprawy – red.) szczególnie istotne wydaje się przywołanie par 3.1, w którym zaleca się realizację transakcji obejmującej MANPADS jedynie na poziomie rządów lub podmiotów upoważnionych do działania w imieniu rządów. W ocenie Departamentu Polityki Bezpieczeństwa sprzedaż przenośnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych prywatnej firmie, planującej ich eksport do prywatnego odbiorcy zagranicznego, oprócz naruszenia wyżej wymienionych zobowiązań wiązałaby się z realnym ryzykiem zmiany przeznaczenia i przejęcia broni przez nieupoważnionych aktorów niepaństwowych”.
MSZ nie odpowiada więc, czy sprzedaż prywatnej firmie „Strzał” łamie prawo, choć zalecałoby, aby obrót tego rodzaju sprzętem był dokonywany za pośrednictwem podmiotów działających w imieniu rządu. Dlatego wyrzutnie leżą w magazynie.
- Mam świadomość, że gdyby nam je zrabowano, ruch lotniczy w Polsce natychmiast zamarłby. A może i w całej Europie. Powtarzam: my to kupiliśmy od AMW bez żadnych obostrzeń co do dalszego handlu - mówi nam jeden z przedsiębiorców.
MON: działamy zgodnie z prawem
Tymczasem resort obrony, który nadzoruje Agencję Mienia Wojskowego, nie widzi w całej sprawie żadnego problemu. "Minister Obrony Narodowej nie jest stroną tej umowy. AMW realizuje swoje ustawowe zadania i przy zachowaniu wszystkich wymaganych prawem krajowym reżimów sprzedała mienie przekazane jej przez wojsko. AMW nie miała wiedzy, że polska firma docelowo chciała te rakiety eksportować do Czech. Najistotniejszych aspektem jest jednak to, że Agencja nie sprzedała tego mienia kontrahentowi zagranicznemu tylko podmiotowi krajowemu, który dysponował odpowiednią koncesją” - odpisał Jacek Sońta, rzecznik ministra Tomasza Siemoniaka.
- Poproszę o wyjaśnienie tej sprawy przez wojskowe służby specjalne. Bo to oznacza, że dziś jest gdzieś w Polsce magazyn, w którym znajduje się broń, o którą zabiegają terroryści. I nie jest to solidnie chroniony magazyn na terenie jednostki wojskowej - mówi nam członek komisji do spraw służb specjalnych i obrony narodowej, Marek Opioła (PiS).
Na aspekt bezpieczeństwa zwraca również uwagę MSZ. „Porozumienie z Wassenaar nakłada obowiązek wdrożenie szeregu wymagań dotyczących bezpiecznego magazynowania, zarządzania, transportu i użycia w tym utylizacji nadwyżek by zmniejszyć ryzyko przedostania się tej broni w niepowołane ręce. Wyegzekwowanie tych wymogów, łącznie z weryfikacją w siedzibie importera prywatnego byłoby wielce utrudnione”.
"Strzały" niezgody
Przedsiębiorca z Wielkopolski stara się, by Agencja Mienia Wojskowego przejęła z powrotem od niego rakiety z wyrzutniami. Za takim rozwiązaniem problemu lobbuje również resort gospodarki. - Nie wydamy zgody na eksport. Uważamy, że sprawę powinna załatwić AMW, która wypuściła rakiety na rynek. Nie można udawać, że nic się nie wydarzyło - usłyszeliśmy od jednego z kluczowych urzędników resortu Janusza Piechocińskiego.
Jednak zarówno Agencja, jak i MON odmawiają. Uparcie twierdzą, że rakiety zostały sprzedane zgodnie z prawem.
Jak ustaliliśmy, inaczej ocenia tę sprawę Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która złożyła doniesienie do wojskowej prokuratury okręgowej w Poznaniu.
- Wobec ustalenia, iż przy transakcji nie brali udziału żołnierze czynnej służby wojskowej, przekazaliśmy prokuraturze cywilnej materiały w sprawie ewentualnego przekroczenia uprawnień przy sprzedaży przez AMW zestawów ręcznych rakiet przeciwlotniczych - poinformował nas rzecznik prokuratury wojskowej, podpułkownik Sławomir Schewe.
Z wypowiedzi ppłk. Schewe dla portalu tvn24.pl wynika, że śledztwo dotyczy niedopełnienia obowiązków przez urzędników (artykułu 231 KK), a także art. 36 ustawy „o działalności gospodarczej w zakresie wytwarzania, obrotu materiałami wybuchowymi i bronią”. Za jego złamanie grozi nawet 10 lat więzienia.
- Otrzymaliśmy materiały, podlegają w tej chwili ocenie przez prokuratora, który zdecyduje, czy wszcząć śledztwo – potwierdzał nam rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak. Jak poinformował później, śledztwo ostatecznie zostało wszczęte i prowadzi je Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Czeski ślad
Przyjrzeliśmy się czeskiej firmie, do której miały trafić „Strzały”. Kilka tygodni temu media na Węgrzech ujawniły, że kupiła ona od tamtejszego rządu czołgi T-72, które następnie sprzedała na Ukrainę. Według węgierskich i rosyjskich gazet odbiorcą miał być legalny rząd w Kijowie.
- Łatwo sobie wyobrazić kombinację operacyjną, która wyrządzi Polsce gigantyczne szkody. Wrogie służby mogą to tak zorganizować, że właśnie z polskiej wyrzutni zostanie zestrzelony samolot, np. cywilny. Dlatego o transakcjach tego typu bronią mogą decydować wyłącznie rządy - komentuje dla portalu tvn24.pl jeden z byłych szefów służb wojskowych.
Autor: Robert Zieliński//plw//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: army.cz