"Rozmowa Piaseckiego"

"Nie wydaje się prawdopodobne, żeby minister przez cztery miesiące tej wiedzy nie posiadł"

PIASECKI
Niejasności w sprawie rakiety, która spadła pod Bydgoszczą
Źródło: TVN24

Najgorszy element to było rozegranie tego pod względem informacyjnym. Jak naświetlano, że minister obrony narodowej o tym nic nie wiedział, to to już jest fatalne - mówił w TVN24 generał Mieczysław Cieniuch, były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Komentował w ten sposób chaos, który narósł wokół szczątków rakiety, które odnaleziono w lesie pod Bydgoszczą. 

W sprawie szczątków rakiety odnalezionych w kwietniu pod Bydgoszczą pojawia się wiele pytań o działania władz i odpowiednich służb w tym zakresie, a także o to, kiedy je podjęto. Wicepremier, szef MON Mariusz Błaszczak oświadczył, że procedury i mechanizmy reagowania w sprawie znalezionego obiektu zadziałały prawidłowo do poziomu Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, który nie poinformował go, "ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej". Błaszczak zaprzeczył, by odmówił zlecenia poszukiwań obiektu.

Cieniuch: nie chce mi się wierzyć, że minister o tym nie miał pojęcia

Do tej sprawy między innymi odnosił się gość poniedziałkowej "Rozmowy Piaseckiego" w TVN24, generał Mieczysław Cieniuch, dyplomata, były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, były ambasador RP w Turcji.

Generał Mieczysław Cieniuch, były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w "Rozmowie Piaseckiego"
Generał Mieczysław Cieniuch, były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w "Rozmowie Piaseckiego"
Źródło: TVN24

Jak mówił, "rozmiar tego wydarzenia jest znaczący, nie powinno się to zdarzyć, niedobrze, że taka rakieta wylądowała w okolicach Bydgoszczy". - Natomiast najgorszy element to było rozegranie tego pod względem informacyjnym. (…) Trzeba było społeczeństwo o tym poinformować - podkreślił.

Dodał, że "wojsko raczej miało informację" na ten temat. - Wysłano parę dyżurną [samolotów - przyp. red.], która miała tę rakietę nadzorować. Niestety, para dyżurna zgubiła tę rakietę i trzeba było uruchomić cały system poszukiwań. Tego nie zrobiono lub zrobiono to w za małym zakresie. Potem, jak to naświetlano, że minister obrony narodowej o tym nic nie wiedział, to to już jest fatalne - podkreślił.

- Jeżeli uruchomiono parę dyżurną, jeżeli były jakieś telefony do miejscowej policji, które wskazywały, że taki obiekt w ich rejonie upadł, to nie wydaje mi się prawdopodobne, żeby minister obrony narodowej przez cztery miesiące tej wiedzy nie posiadł - zwracał uwagę Cieniuch.

Zaznaczył, że "są sprawy formalne i są sprawy faktyczne". - Być może meldunku na piśmie nie było, ale nie chce mi się wierzyć, że minister o tym nie miał pojęcia. Przecież cały aparat służb specjalnych składa cykliczne meldunki ministrowi obrony narodowej, coś musieli na ten temat wiedzieć - zaznaczył gość TVN24.

Cieniuch: taki obiekt nie może pozostać bez nadzoru

Generał podkreślił, że "poszukiwań nie powinno się zaprzestać ze względu na to, że taki obiekt nie może pozostać bez nadzoru". - Przecież ta rakieta mogła być z głowicą bojową, która nie wybuchła i stanowiłaby poważne niebezpieczeństwo na przyszłość. Dlaczego te poszukiwania przerwano albo prowadzono je na tak mikro skalę? To jest dla mnie niezrozumiałe - mówił.

- Ponieważ nie rozumiem, dlaczego przerwano poszukiwania, domyślam się, że musiały istnieć jakieś przesłanki, które nakazały albo zlekceważyć ten temat, albo pozostawić ten temat niewyjaśniony - dodał.

Czytaj także: