- Ta konferencja byłaby bardziej znacząca, gdyby w niej brali udział uczestnicy procesu pokojowego z Iranem - zauważył w programie "Horyzont" w TVN24 były minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Odniósł się do współorganizowanej przez Polskę i USA konferencji bliskowschodniej, która odbędzie się w Warszawie. - Jest zasadnicza różnica między byciem politycznym gospodarzem poważnej inicjatywy a gospodarzem logistycznym i marketingowym - dodał.
W Warszawie w dniach 13-14 lutego odbędzie się spotkanie ministerialne poświęcone bezpieczeństwu na Bliskim Wschodzie, którego współorganizatorami są Polska i Stany Zjednoczone. Przyjedzie między innymi wiceprezydent USA Mike Pence oraz amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo, który zapowiedział, że jednym z tematów rozmów będzie polityka prowadzona przez władze Iranu.
Komentując to przedsięwzięcie w "Horyzoncie" w TVN24 były minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, ocenił, że to dobrze, iż "Polska próbuje być aktywna, (...) mimo że na Bliskim Wschodnie nie mamy przesadnych wpływów".
Uznał jednak, że "sposób organizacji tej konferencji jest zaskakujący". - Ta konferencja byłaby bardziej znacząca, gdyby w niej brali udział uczestnicy procesu pokojowego z Iranem i wszyscy ci, którzy biorą udział w tej kontrowersji między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi - mówił.
Sikorski: nie sądzę, żebyśmy mieli rozwiązać problem Iranu
Były szef polskiej dyplomacji zastanawiał się, jakie korzyści konferencja może przynieść Polce. - Nie sądzę, żebyśmy mieli rozwiązać problem Iranu (...). Ale to, gdzie Polska ma interes, to jest rozwiązanie problemów zarządzania kryzysem z Iranem pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi - mówił Sikorski.
- Słyszy się, że główni gracze raczej do Warszawy nie zjadą. Jeśli to będzie konferencja krajów zaniepokojonych działalnością Iranu, to jest inna formuła i nie bardzo wiem, jak mielibyśmy na tym skorzystać - uznał polityk Platformy Obywatelskiej.
Przyznał natomiast, że Polska może na organizacji tej konferencji stracić. - Z jednej strony, nasz rząd jedzie do Brukseli i uzgadnia stanowisko całej Unii Europejskiej wobec Iranu czy wobec brexitu, a potem daje do zrozumienia, że się nie zgadza ze stanowiskiem, za którym Polska głosowała - tłumaczył Sikorski. Ocenił, że "to budzi poczucie nielojalności". - Do stracenia jest reputacja jako poważnego kraju - podkreślił.
"My nie musimy wybierać"
Radosław Sikorski spekulował, jak konferencja może wpłynąć na stosunki Polski ze Stanami Zjednoczonymi, a także z Unią Europejską. - My nie musimy wybierać, możemy być dobrym sojusznikiem USA i Izraela. I jednocześnie, tak jak większość krajów unijnych, (możemy) być lojalnym i wpływowym członkiem Unii Europejskiej - stwierdził. - Nie musimy grać na rozłamy, żeby spajać i korzystać na przyjaźni z zachodnimi demokracjami - podkreślił były szef MSZ.
Sikorski - zapytany, jak jego zdaniem można było lepiej przygotować warszawskie spotkanie - zasugerował, że "należało zainwestować kapitał polityczny w poważne, wielomiesięczne przygotowania do tej konferencji, a nie szybko i łatwo zgodzić się na propozycję amerykańską". - Jest zasadnicza różnica między byciem politycznym gospodarzem poważnej inicjatywy a gospodarzem logistycznym i marketingowym - stwierdził.
"Trudnością zawsze były negocjacje wewnątrz rządzącej Partii Konserwatywnej"
Były szef MSZ komentował także sytuację związaną z brexitem. Szefowa brytyjskiego rządu Theresa May próbuje uzyskać od strony unijnej zapisy dające jej szansę na uzyskanie zgody w Izbie Gmin na umowę dotyczącą warunków wyjścia jej kraju ze Wspólnoty. Unia Europejska deklaruje, że nie będzie renegocjować zawartego porozumienia.
- To bardzo źle wygląda, bo negocjacje wewnątrzbrytyjskie jeszcze nie zakończyły - zauważył Sikorski.
- Okazało się, że te (negocjacje) pomiędzy Komisją Europejską i jej głównym negocjatorem, który otrzymał mandat państw europejskich, Michelem Barnierem, a głównym negocjatorem brytyjskimposzły stosunkowo sprawnie - mówił Sikorski. Natomiast - dodał - "trudnością zawsze były negocjacje wewnątrz rządzącej (w Wielkiej Brytanii) Partii Konserwatywnej i w Izbie Gmin".
"Nie da się przegłosować ustaw"
Były szef polskiej dyplomacji oceniał obecne nastroje Brytyjczyków wobec opuszczenia Unii Europejskiej przez ich kraj. - Oni już się zreflektowali. Gdy decydowali dwa lata temu o wyjściu, większość z nich nie miała pojęcia, jak działa Unia Europejska i jakie będą konsekwencje brexitu. Teraz przeszli przyśpieszony kurs i już rozumieją konsekwencje - przekonywał Sikorski.
- Mam wrażenie, że niektórzy z tych bardziej "brexitowych" polityków już żałują, bo widzą, że każde rozwiązanie dla Wielkiej Brytanii, poza członkostwem, jest gorsze - mówił.
Dodał, że Brytyjczycy "chyba już rozumieją, że nie da się fizycznie przegłosować ustaw, które byłyby niezbędne do wyjścia do końca marca". Wtedy mija ustalony termin wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.
Autor: mjz//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24