Jest jak parowóz, tak rozpędzony, że nawet nie widzi, w którą stronę biegną tory – mówią związkowcy o ministrze edukacji i jego pomysłach na "reformę polskiej szkoły". A przed tym parowozem nie będzie ucieczki do szkół niepublicznych – alarmują przedstawiciele tych placówek, bo Przemysław Czarnek chce dać kuratorom "niepodzielną władzę" także nad nimi. O demontażu polskich szkół jednym głosem mówią dziesiątki organizacji uczniowskich, nauczycielskich i samorządowych.
I dziś wychodzą na ulicę. Przed gmachem Ministerstwa Edukacji i Nauki protestowali przeciw pomysłom ministra Przemysława Czarnka. Już zapowiadają, że to nie będzie ich ostatnia i jedyna forma protestu.
Co ich tak zdeterminowało?
Odkąd w październiku 2020 roku Przemysław Czarnek objął stery w połączonych resortach edukacji i nauki, nieustannie idzie na zwarcie ze społecznością szkolną. Jego kolejne wypowiedzi medialne (m.in. o osobach LGBT czy Unii Europejskiej) i pomysły budzą strach lub wściekłość środowisk edukacyjnych.
Choć pandemiczny rok szkolny 2020/2021 kończy się w piątek, wygląda na to, że w najbliższych tygodniach nie będzie wakacji od edukacji. Minister w ledwie kilka tygodni zdążył już bowiem zaproponować zmiany w zakresie m.in. czasu pracy nauczycieli i zasad ich wynagradzania, współpracy szkół z organizacjami pozarządowymi, nadzoru kuratorów nad dyrektorami czy w liście lektur.
W skrócie rozwiązania, które proponuje minister, mogą spowodować, że:
- nawet jeśli rodzice zechcą, by ich dzieci miały dodatkowe zajęcia, np. antydyskryminacyjne, kurator będzie mógł odmówić zgody organizacji, która mogłaby je poprowadzić. W szkołach na cenzurowanym mogą znaleźć się nawet zajęcia dotyczące konstytucji, jak ostatnio w małopolskich Dobczycach czy edukacji seksualnej, bo o ich losie będą decydowali tacy kuratorzy jak Barbara Nowak, która łączy prawa osób LGBT z promowaniem pedofilii;
- to kuratorzy będą decydować o tym, kto jest dobrym dyrektorem szkoły (będą mieli kluczowe zdanie przy ich wyborze i możliwość ich zwolnienia), może być więcej przypadków - jak ostatnio w Łodzi - gdzie samorząd chciał odwołać dyrektora, który zakazał uczniom używania symbolu Strajku Kobiet, ale ministrowi tak się spodobała dyrektorska polityka, że nie tylko wymusił przywrócenie go do pracy, ale nawet dał mu medal.
- kuratorzy – "zbrojne" ramię ministra w terenie – będą mieli też większy wpływ na szkoły niepubliczne, które dotąd często wymykały się systemowym pomysłom szefa resortu oświaty
- uczniowie będą czytać więcej tekstów Jana Pawła II i kardynała Stefana Wyszyńskiego, a lista lektur i podstawa programowa będą jeszcze bardziej konserwatywne niż dotąd,
To już nie są tylko medialne zapowiedzi, ale konkretne propozycje. Jak mogą się skończyć?
Dość, dość, dość
Lista lektur, z której wypaść mają ulubieni autorzy uczniów, trafiła do konsultacji (trwają do 8 lipca), nad zmianami w pragmatyce zawodowej nauczycieli dyskutują powołane w ministerstwie specjalne zespoły, a projekt wzmocnienia roli kuratorów trafił do wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów.
Minister Czarnek chce dzielić i rządzić, kierować rządem dusz, a ewentualny opór tłumić w zarodku. To wszystko sprawiło, że dziś o 18 przed gmachem ministerstwa edukacji rozpocznie się manifestacja pod hasłem "Czarnek, idź precz". A to tylko jedna z akcji i działań, które mają na celu oprotestowanie pomysłów Czarnka.
Organizatorzy poniedziałkowego wydarzenia to w dużej mierze ci, którzy kilka lat temu próbowali powstrzymać Annę Zalewską przed likwidacją gimnazjów. To organizacje, takie jak “Rodzice przeciw reformie edukacji”, “Nie dla chaosu w szkole”, “My, nauczyciele” czy “Protest z wykrzyknikiem”. Ale do akcji włączył się też Ogólnopolski Strajk Kobiet.
Uczestników wydarzenia skrzykiwali pod hasłami: "Żądamy szkoły bezpiecznej i akceptującej wszystkie uczennice i uczniów. Dość ideologizacji! Dość władzy kuratoriów! Dość dyskryminacji! Dość wpływów Kościoła i Ordo Iuris! Dość Czarnka!".
Czarę goryczy przelały właśnie ostatnie edukacyjne propozycje PiS. Organizatorzy podsumowują je ostro: “Rząd planuje kolejne destrukcyjne zmiany ograniczające autonomię szkół i podporządkowujące je upolitycznionym kuratorom. Kuratoria będą miały decydujący wpływ na powoływanie dyrektorek i dyrektorów, będą mogły też w dowolnej chwili osoby niepokorne odwołać. Kurator będzie decydował o tym, jakie zajęcia będą mogły być prowadzone na terenie szkoły. Nie będzie edukacji antydyskryminacyjnej, równościowej, seksualnej, klimatycznej i obywatelskiej. Nadchodzi mrok ideologizacji”.
Przed ministerstwem ma być wiele osób młodych. Wśród pikietujących ma się pojawić m.in. tegoroczna maturzystka, która w poniedziałek rano przed siedzibą KPRM zabierała głos na równi z samorządowcami i działaczami. Chciała, by głos uczniów był słyszany. Do dziennikarzy zwracała się: - Polska jest także naszym krajem, krajem ludzi młodych. Chcemy, żeby nam też się tu dobrze żyło.
Jej zdaniem reformy edukacyjne Czarnka to uniemożliwią i dlatego zapraszała rówieśników na protest.
Nie ma czegoś takiego jak autonomia
Krytyka pomysłów edukacyjnych Czarnka płynie z wielu stron. W ubiegłym tygodniu pod protestem w sprawie jego planów podpisało się kilkadziesiąt organizacji pozarządowych, m.in.: Centrum Cyfrowe, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Fundacja im. Stefana Batorego, Sieć Obywatelska Watchdog Polska, Klon/Jawor.
Aktywiści piszą krytycznie przede wszystkim o pomysłach dotyczących dyrektorów i kuratorów. Twierdzą, że te "zagrażają jakości pracy szkoły, stabilności i niezależności nauczania i wychowania. Jeśli zostaną wprowadzone, szkoła utraci autonomię i podporządkowana zostanie w pełni władzy centralnej".
To ostatnie zdaje się być wcale niespecjalnie ukrywanym celem ministra Czarnka, który w zeszłym tygodniu w Radiu Wrocław przekonywał, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak autonomia szkół. - Organ nadzoru pedagogicznego przestrzega i nadzoruje to, żeby we wszystkich szkołach w Polsce była realizowana podstawa programowa. Nie ma autonomii szkół - stwierdził Czarnek. I tłumaczył swoje plany: - Wszystko odbywa się zgodnie z prawem oświatowym i na bazie prawa oświatowego również kurator będzie dalej prowadził swój nadzór pedagogiczny. Coś takiego jak autonomia szkół, o której mówią krytycy tego projektu ustawy, ona występuje w jakimś zakresie na uniwersytetach, w szkołach wyższych, tylko tam też jest fetyszyzowana nieprawdopodobnie - dodał.
Autorzy listu protestacyjnego nie mają wątpliwości, jak to się może skończyć: "Znacząco pogorszy się sytuacja uczniów i uczennic oraz nauczycielek i nauczycieli. Ograniczone zostanie prawo rodziców do wpływu na ofertę programową szkoły. W szkołach publicznych przedstawiciele władzy będą mieli decydujący głos przy wyborze dyrektora (...) Samorządy lokalne i inne organy prowadzące szkoły stracą wpływ na funkcjonowanie swoich placówek" - prognozują.
Bo kuratorów powołuje minister (ich praca nie jest kadencyjna), a ci zwykle ochoczo realizują jego pomysły w terenie. Najbardziej znana spośród nich Barbara Nowak tylko w tym miesiącu pisała na Twitterze m.in., że "Uniwersytet Jagielloński zamienia się w agencję towarzyską!" i "stosuje segregację studentów po neomarksistowsku", choć akurat na funkcjonowanie uczelni wpływu nie ma. Ale o podległych jej szkołach w podobnym tonie Nowak wypowiada się od lat (kuratorką została w 2016 roku dzięki Annie Zalewskiej).
Nie chcemy partyjnej szkoły
Wzmocnienie postaci takich jak Nowak to tak naprawdę odebranie możliwości faktycznego zarządzania szkołami samorządowcom. I to właśnie oni w poniedziałek rano zorganizowali protest i konferencję przed budynkiem KPRM pod hasłem "Nie chcemy partyjnej szkoły!". Zaprosili na nią przedstawicieli różnych środowisk oświatowych.
Agnieszka Leończuk z Fundacji Rodzice Mają Głos otwierała spotkanie, mówiąc: - Sytuacja jest naprawdę wyjątkowa i dlatego stoimy tu razem, choć patrzymy na szkołę z różnych perspektyw.
Leończuk wyliczała zagrożenia: - Nie chcemy strachu, kontroli i indoktrynacji.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podkreślał, że występuje na konferencji nie tylko jako włodarz stolicy, ale również jako wykładowca akademicki i rodzic. - Dzisiaj polska szkoła ma mnóstwo problemów, choćby z powrotem po epidemii. Jaka jest na to odpowiedź rządu? Próbują ją upartyjnić i wprowadzić indoktrynację zamiast szkoły nowoczesnej, uczącej otwartego myślenia - mówił. - My chcemy szkoły uspołecznionej - dodał.
Trzaskowski zapowiedział, że zwróci się do posłów Koalicji Obywatelskiej z propozycją wniosku o odwołanie ministra Czarnka, twierdząc, że trzeba wykorzystać wszystkie możliwości prawne, by powstrzymać zakusy ministra. I już dwie godziny poźniej wniosek o odwołanie zapowiadały przedstawicielki partii. Ogłaszająca to, Krystyna Szumilas (była minister edukacji w rządzie PO-PSL) mówiła stanowczo: - Minister chce jednoosobowo podejmować decyzje, czynić szkołę niesamodzielną. Przygotował projekt ustawy kneblujący polską szkołę.
Przeciw takiej polityce oświatowej protestuje nie tylko Warszawa. W miniony czwartek pod hasłem "Ciemność widzę… Przeciwko ideologizacji edukacji i nauki" odbyła się manifestacja organizacji pozarządowych i środowisk opozycyjnych w Krakowie. Pod Muzeum Narodowym zebrało się kilkaset osób z transparentami: "Czarnek minister indoktrynacji", "Historia was rozliczy", "Łapy precz od edukacji", "Wolna nauka = wolni ludzie", "Bez edukacji nie ma demokracji".
- Każdego dnia w naszych wspólnotach lokalnych tworzymy przyjazne szkoły, które wspierają uczniów. Zarówno tych bardzo zdolnych, jak i tych ze szczególnymi potrzebami - mówiła z kolei w poniedziałek Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydentka Sopotu odpowiedzialna za edukację i przedstawicielka Związku Miast Polskich. Dodała: - Ta współpraca nie zawsze jest łatwa, ale jest podstawą demokratycznych, samorządowych szkół.
Jej zdaniem zagrożeniem dla tych szkół jest pomysł, by decyzja jednego człowieka, “kuratora z nadania partyjnego”, była kluczowa m.in. przy wybieraniu i odwoływaniu dyrektorów szkół.
- Grozi nam ubezwłasnowolnienie rodziców i nauczycieli, którzy stracą możliwość rozwijania swoich szkół - mówiła z kolei Iga Kazimierczyk z fundacji Przestrzeń dla Edukacji, która w poniedziałek reprezentowała organizacje pozarządowe działające w oświacie.
Rodzice bezsilni
Bo choć przedstawiciele obozu rządzącego od wielu miesięcy powtarzają, że chcą zwiększyć wpływ rodziców na życie szkół, a ci mają prawo wychowywać dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami, to w praktyce rozwiązania Czarnka idą w innym kierunku. Musiał zdać sobie sprawę, że wielu rodziców nie podziela jego poglądów na edukację, więc lepiej, żeby to, co dobre dla dzieci, ustalał kurator.
Nowe przepisy to cios w organizacje pozarządowe prowadzące dodatkowe zajęcia na terenach szkół. Rządzący chcą bowiem nałożyć na dyrektora szkoły nowy obowiązek: zanim wpuści taką organizację na zajęcia, będzie musiał uzyskać pozytywną opinię kuratora. Do tej pory wystarczyła zgoda rodziców. Punkt ten bliski jest pomysłom Andrzeja Dudy z ubiegłorocznej kampanii wyborczej, tyle że prezydent zapowiadał, że zwiększy wpływ rodziców na to, co dzieje się w szkołach. Projekt, który stworzył rząd, stawia nie na rodziców, ale na kuratorów. Jeśli rodzice będą chcieli mieć np. dodatkowe zajęcia z edukacji seksualnej czy antydyskryminacyjnej, to ich chęć już nie wystarczy, będzie musiał się na to zgodzić kurator, który podlega ministrowi edukacji.
Społeczenicy podsumowują w liście: "Projektowane zmiany zamiast wzmacniać, osłabiają wpływ rodziców na proces edukacji swoich dzieci. Przedstawiciele rodziców mogą wprawdzie brać udział w komisji konkursowej wybierającej dyrektora placówki, ale wobec pięciokrotnej przewagi przedstawicieli kuratorium, ich opinia nie będzie się liczyć. Nawet jeśli będą chcieli, by ich dzieci uczestniczyły w zajęciach i projektach edukacyjnych oferowanych przez organizację społeczną, nie będzie to możliwe, gdy kurator nie zgodzi się na jej działanie w szkole".
Jak zwracają uwagę, istnieje poważna obawa, że kuratoryjna kontrola będzie całkowicie uznaniowa i stanie się "pałką na dyrektorów", którzy realizują program wychowawczy i edukacyjny zgodnie z prawem, ale nie z ideologiczną wykładnią kierownictwa resortu.
To właśnie organizacje pozarządowe prowadzą szkolenia, tworzą materiały dydaktyczne, wprowadzają do szkół nowe metody nauczania i oceniania, a także udzielają bezpośredniego wsparcia dzieciom i młodzieży. "W czasie pandemii pomagały rozwijać kompetencje cyfrowe oraz oferowały wsparcie metodyczne i psychologiczne. Edukacja obywatelska, globalna, klimatyczna, lokalna i regionalna, edukacja cyfrowa i medialna, ocenianie kształtujące, metoda projektu, wolontariat szkolny – to wszystko w szkołach dzieje się dzięki współpracy z organizacjami" - czytamy w ich liście.
Nie będzie ucieczki
O ile w czasie reformy edukacji Anny Zalewskiej część rodziców szukała ucieczki przed jej działaniami w oświacie niepublicznej, o tyle w przypadku pomysłów Czarnka taka ucieczka może okazać się niemożliwa.
Ministerstwo chce podporządkować kuratorom nie tylko dyrektorów placówek publicznych, ale też niepublicznych. Dlaczego? Bo kuratorzy podobno sygnalizowali MEiN problemy dotyczące “sprawowania nadzoru pedagogicznego w szkołach i placówkach niepublicznych, wskazując na brak możliwości przeprowadzenia w szkole lub placówce niepublicznej czynności z zakresu nadzoru pedagogicznego”.
Dlatego bardzo krytycznie zmiany ocenia m.in. działające od przeszło 30 lat Społeczne Towarzystwo Oświatowe, które dziś kieruje około setką niepublicznych szkół w całym kraju.
- W projekcie nie brakuje zapisów na temat potrzeby współpracy organów prowadzących szkoły z organem nadzoru pedagogicznego - zauważa Zygmunt Puchalski, prezes STO i zaraz dodaje: - Niestety, w kontekście całości proponowanych zmian, jawią się one jako kamuflaż dla zmian przepisów prawa oświatowego, które w rzeczywistości przyznają kuratorom oświaty niepodzielną władzę nad szkołami.
Zdaniem zarządu głównego STO "kurator oświaty, działając jednoosobowo i w sposób uznaniowy, będzie mógł przekreślić wieloletni dorobek społeczności danej szkoły lub konkretnego dyrektora”. Ich zdaniem proponowane zapisy "cofną polską szkołę do standardów znanych z lat 50-tych XX wieku".
A do ministra Czarnka kierują słowa edukacyjnego guru sir Kena Robinsona: "Edukacja to nie komitety i legislacja. Nauczanie to szkoły i sale lekcyjne, to ludzie: nauczyciele i uczniowie. Jeśli odbierzesz im wolność, to przestanie działać. Trzeba oddać edukację ludziom".
Najgorszy pomysł od 25 lat
- Oto na naszych oczach minister chce zmienić szkoły publiczne w państwowe. To się skończy fatalnie - mówił tvn24.pl Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. I dodał: - To najgorszy pomysł w oświacie od 25 lat. Równie zła była tylko likwidacja gimnazjów. Nie można tego przemilczeć i tak zostawić – podkreślał.
OSKKO również wystosowało list do rządzących, apelując o wycofanie się z planów zmian w nadzorze pedagogicznym, opracowywanych przez ministerstwo, a “prowadzących do naruszenia konstytucyjnej zasady pomocniczości państwa i uczynienia polskiej szkoły publicznej ponownie centralnie sterowaną, przestarzałą instytucją”.
- Minister edukacji właśnie w spektakularny sposób połączył wiele różnych osób i instytucji, którym często nie jest po drodze - zauważa Sławomir Broniarz, prezes ZNP. - Małe konflikty między samorządowcami i związkowcami, czy nauczycielami i rodzicami przestają mieć znaczenie, gdy ktoś próbuje podporządkować sobie szkoły. I właśnie to widzimy.
Broniarz uważa, że działania Czarnka są znacznie bardziej radykalne niż strukturalne reformy Zalewskiej. - Gdyby mi ktoś w 2017 roku powiedział, że tak się potoczą sprawy, nie uwierzyłbym - zastrzega. - Ale w gruncie rzeczy na tle ministra Czarnka Anna Zalewska była delikatna i wrażliwa w swoich działaniach, które próbowała podejmować w białych rękawiczkach. W przypadku ministra Czarnka mamy do czynienia z parowozem, którego maszynista nie patrzy nawet, w jakim kierunku biegną tory. To porażające.
I nie tylko ZNP nie chce rozmawiać z Czarnkiem. Dotychczasowe rozmowy z ministrem układały się tak źle, że o ich zawieszeniu zdecydowała nawet oświatowa Solidarność, która dotąd jako jedyna firmowała kolejne szkolne reformy rządu (to oni jako jedyni w czasie strajku nauczycieli w 2019 roku podpisali z rządem porozumienie dotyczące zasad pracy i wynagradzania nauczycieli).
- Nie wygląda to dobrze, nie chcemy brać udziału w fasadowych działaniach. Nauczyciele są wściekli na takie traktowanie i ja się im nie dziwię - mówił nam w piątek szef ZNP. A dziś dodał: - Nie możemy być obojętni wobec demontażu polskich szkół. Nikt, dla kogo ważna jest przyszłość dzieci, nie może.
Zwycięstwo? Tylko chwilowe
Zdaniem Broniarza minister Czarnek ma przekonanie o swojej bezkarności i pewność, że wszystko mu wolno. – To nie przypadek, że kluczowe dla oświaty zmiany ten rząd próbuje forsować w czasie wakacji – mówi szef ZNP. – Oni wiedzą, jak wielką złość to wywoła – dodaje.
Na razie rząd PiS konsekwentnie realizuje jednak wszystkie swoje edukacyjne plany. Politycy PiS w tej kadencji na pierwszą poważną przeszkodę natrafili dopiero w ubiegłym tygodniu. Senat odrzucił nowelizację ustawy o systemie oświaty i ustawy o finansowaniu zadań oświatowych, która nadawała ministrowi Czarnkowi specjalne uprawnienia i pozwalała na rozdzielanie dodatkowych środków pieniężnych. Komu? "Swoim" – grzmiała opozycja, a politycy PiS nie potrafili udowodnić, że nowy fundusz będzie dzielony sprawiedliwie.
Senat wskazał, że ustawa nie przewiduje możliwości odwoływania się od decyzji ministra edukacji. Zwrócił też uwagę na brak konsultacji podczas prac nad ustawą; samorządowcy protestowali przeciwko trybowi, mechanizmowi wprowadzania tej ustawy. Ale opozycja nie może jak dotąd odtrąbić zwycięstwa, bo ustawa wróci do Sejmu.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.pl