Ostatni wypuszczony na wolność morderca i seryjny gwałciciel dzieci Henryk Z. został zatrzymany w 1987 r. po zabójstwie pięciomiesięcznego dziecka w Świdnicy. Były milicjant Janusz Bartkiewicz wspomina w rozmowie z TVN24, że mężczyzna miał trafić na komendę kilka godzin przed tą zbrodnią. - Podjąłem jednak decyzję, że tego dnia odpuszczamy - tłumaczy. W tym czasie Z. zdążył brutalnie zgwałcić i zamordować niemowlę.
Henryk Z., morderca i seryjny gwałciciel dzieci, w połowie stycznia opuścił Zakład Karny w Sztumie, gdzie odbywał karę 25 lat więzienia. Władze więzienia, wiedząc o zbliżającym się terminie zakończenia odsiadki, zwróciły się do sądu z wnioskiem o izolację Henryka Z. Rozwiązanie takie umożliwia ustawa o szczególnie niebezpiecznych przestępcach, która przewiduje, że mogą oni po odbyciu kary trafić do zamkniętych ośrodków. W przypadku Henryka Z. sąd nie zdołał jednak w porę rozpatrzyć wniosku o izolację.
W 1990 r. Henryk Z. zgwałcił i zamordował pięciomiesięczne niemowlę. Został wtedy skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności, ale nie był to pierwszy raz, kiedy skrzywdził dziecko: trzykrotnie trafiał za kratki za gwałty na nieletnich, wychodził na wolność i ponownie dopuszczał się czynów pedofilskich, uciekał ze szpitali psychiatrycznych.
Janusz Bartkiewicz był w 1990 r. kierownikiem sekcji zabójstw wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Milicji w Wałbrzychu. Jak wspominał w rozmowie z TVN24, w tamtym czasie wraz z zespołem zajmował się sprawą zabójstwa 13-letniej Marty z Dzierżoniowa, której zwłoki zostały porzucone w worku przy torach kolejowych.
W czasie śledztwa policjanci rozmawiali m.in. z trzema koleżankami Marty, dziewczynkami w wieku 9, 10 i 11 lat.
- Opowiadały m.in., że czasami przyjeżdża taki pan samochodem ze Świdnicy, który daje im cukierki i lizaki i robi różne inne rzeczy. Nie chciały za bardzo mówić, jakie - mówił Bartkiewicz. - Opisały jednak dokładnie jego samochód - dodał.
"Podjąłem decyzję, że tego dnia odpuszczamy"
Wyjaśnił, że milicjantom udało się dzięki temu dość szybko ustalić, do kogo należy samochód. - Okazało się, że jest to człowiek notowany za czyny pedofilskie, że był nawet skazany. Pasowało nam to do zabójstwa w Dzierżoniowie, bo chodziło przecież o małą dziewczynkę - mówił Bartkiewicz. Jak jednak dodał, ponieważ jego zespołowi udało się ustalić tożsamość właściciela samochodu późnym wieczorem, a ekipa była bardzo zmęczona pracą po kilkanaście godzin dziennie, zdecydowali, że zajmą się mężczyzną dopiero rankiem kolejnego dnia.
- Podjąłem decyzję, że tego dnia odpuszczamy - przyznał Bartkiewicz. Jak wspominał, w nocy otrzymał telefon: - Dzwonili ze Świdnicy, że najprawdopodobniej doszło do porwania dziecka. Zacząłem ściągać ekipę, ale w tamtych czasach nie było to takie łatwe, nie było telefonów komórkowych, nie wszyscy mieli samochody - wyjaśniał.
Gdy ekipa dojechała do Świdnicy, okazało się, że porwane pięciomiesięczne niemowlę zostało zamordowane, a sprawca zatrzymany. - Wtedy okazało się, że to był to właśnie ten człowiek, którego planowaliśmy zatrzymać - wspominał Bartkiewicz.
Co dalej z Henrykiem Z.?
O tym, że Henryk Z. wyszedł na wolność poinformowaliśmy na portalu tvn24.pl. Stało się to mimo ostrzeżeń służb więzienia, iż mężczyzna wciąż może stanowić zagrożenie. Rozpoczęły się tłumaczenia sądu, który nie rozpatrzył na czas wniosku o izolację przestępcy. Jak wyjaśniał rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku, powodem była opieszałość biegłego seksuologa w sporządzeniu opinii na temat Z. Biegły zwrócił akta sprawy w czwartek, opinii jeszcze nie ma.
W przyszłym tygodniu Henryka Z. mają zbadać psychiatrzy i psycholog. Jak zapewnił rzecznik gdańskiego sądu, do 18 lutego mają oni przygotować kompleksową opinię, na bazie której sąd podejmie decyzje o dalszych losach Henryka Z. Termin posiedzenia wyznaczono na 16 marca.
Autor: kg/tr/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24