Tomasz Kaczmarek, czyli agent Tomek - były funkcjonariusz CBA oraz były poseł PiS - zgłosił się w piątek do prokuratury - ustaliła "Gazeta Wyborcza". Kaczmarek miał zeznać, że jego byli przełożeni Mariusz Kamiński, Maciej Wąsik i Ernest Bejda kazali mu przekazywać ściśle tajne informacje prorządowym dziennikarzom, "by niszczyć politycznych konkurentów" - czytamy w tekście. Teraz Kaczmarek ubiega się o status świadka koronnego. O kulisach jego działań opowiadał w programie "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Wojciech Czuchnowski z "GW". Prokuratura poinformowała tvn24.pl, że "wyniki przeprowadzonych czynności są obecnie przedmiotem analizy i oceny przez prokuratora".
Tomasz Kaczmarek, były funkcjonariusz Centralnego Biura Antykorupcyjnego (2006-10) i były poseł PiS (2011-15), w miniony piątek złożył wizytę w Prokuraturze Rejonowej w Olsztynie - informuje "Gazeta Wyborcza". Znany jako agent Tomek złożył zawiadomienie o przestępstwie oraz "zawnioskował o nadanie mu statusu świadka koronnego". Kaczmarek "twierdzi, że po wyborach jest szansa, iż 'prokuratura przestanie służyć PiS' i zajmie się sprawą" - czytamy w tekście Wojciecha Czuchnowskiego.
"Opowiada, jak na polecenie swoich szefów - Kamińskiego, jego zastępcy Macieja Wąsika i Ernesta Bejdy - przekazywał dokumenty dziennikarzom: Cezaremu Gmyzowi, Dorocie Kani, Tomaszowi Sakiewiczowi czy Samuelowi Pereirze. Dziś to gwiazdy prorządowych mediów. Dostawali materiały opatrzone najwyższymi klauzulami tajności, a szefowie Biura mieli pełną świadomość, że łamią prawo" - czytamy w poniedziałkowej publikacji "GW".
Wojciech Czuchnowski: istniał system kontrolowanych przecieków
Autor tekstu w "GW" Wojciech Czuchnowski w poniedziałek rano, w programie "Wstajesz i wiesz" TVN24 ocenił, że "agent Tomek ujawnia to, czego się domyślaliśmy, że w służbach PiS, czy zarządzanych przez PiS, istniał system sterowania mediami przy pomocy służb specjalnych".
- Istniał system kontrolowanych przecieków, na który była zgoda zarówno ze strony służb, jak i dziennikarzy, którzy to publikowali - sprecyzował Czuchnowski. - Opinia publiczna myślała, że ma tutaj do czynienia z normalnym materiałem dziennikarskim - dodał.
Dziennikarz "Wyborczej" wyjaśnił, że standardem z prasy amerykańskiej, który stosowany jest również w jego redakcji, jest podkreślanie, że w danym przypadku może chodzić o "przeciek kontrolowany" ze strony służb, do którego podchodzi się z ostrożnością i który jest intensywnie weryfikowany. - Zdarzały się takie materiały, gdzie wprost pisaliśmy, że to taki przeciek ze strony służb - zaznaczył.
W przypadku publikacji, tworzonych na podstawie materiałów przekazywanych przez agenta Tomka, "mieliśmy do czynienia z systemem pasa transmisyjnego" - zauważył Czuchnowski.
- Zaczynało się od działań operacyjnych, od inwigilacji, od podsłuchów, a potem materiał był przekazywany i do prokuratury, i do zaprzyjaźnionych mediów, konkretnych mediów, co do których panowie Wąsik i Kamiński wiedzieli, co z tym materiałem zrobią. Czasem było również tak, że jeżeli materiał nie nadawał się na śledztwo, jeżeli był zbyt słaby, to szło to tylko do mediów po to, żeby stworzyć odpowiednią atmosferę wokół przeciwników politycznych, po to, żeby ich zdyskredytować, opluć. Tutaj była pełna świadomość po stronie zarówno szefów, jak i właśnie Tomasza Kaczmarka, który jako agent wykonywał te polecenia - tłumaczył dziennikarz "Wyborczej".
- Jeśli wierzyć słowom agenta Tomka, przedstawiciele służb mówili, że to jest część operacji specjalnej, część działań służb. Nawet jeżeli przyjmiemy, że agent Tomek mówi o sprawach z lat 2007-2014, bo to jest okres, kiedy był zarówno agentem, jak potem posłem PiS-u, to zwróćmy uwagę, że ten proceder prawdopodobnie trwał również za obecnych rządów PiS-u - powiedział gość "Wstajesz i wiesz" w TVN24.
Czuchnowski: Kaczmarek poczuł się zostawiony sam sobie i zrozumiał, jaką krzywdę robił innym
Autor tekstu i wywiadu z Kaczmarkiem relacjonował, że były agent CBA mówi o tym, że "chce zadośćuczynić, że uświadomił sobie, że zrobił ludziom krzywdę". - Wierzę w tę motywację. Ale jest też inna motywacja. W pewnym momencie stracił ochronę polityczną, jaką miał ze strony PiS-u. Wobec niego i fundacji, którą prowadziła jego żona, zostało wszczęte śledztwo, został zatrzymany. Państwo Kaczmarkowie tłumaczą, że ze wszystkiego się wybronią i że są to zarzuty polityczne. Podejrzewam, że gdyby tak nie było, gdyby on dalej miał tą ochronę ze strony PiS, gdyby nie był zatrzymany, gdyby nie była zatrzymana jego żona, gdyby nie czuł, że zagrożona jest jego rodzina, to tego by nie zrobił - tłumaczył dziennikarz.
Zdaniem Czuchnowskiego, w pewnym momencie Kaczmarek "poczuł się zostawiony sam sobie, a jednocześnie, tak jak mówi, kiedy zaczął mieć rodzinę, kiedy zaczął być człowiekiem odpowiedzialnym, zrozumiał, jaką krzywdę robił ludziom".
- Przypomnijmy sobie różne przypadki tych figurantów, ofiar agenta Tomka, dla których bardzo często to była osobista katastrofa. Przypomnijmy sobie na przykład Weronikę Marczuk, czy pana Bogusława Seredyńskiego, o których dzisiaj w ogóle zapomnieliśmy. Są to osoby, którym te działania po prostu zniszczyły życie - mówił Czuchnowski.
Dziennikarz "Wyborczej" przekonywał, że status świadka koronnego w przypadku agenta Tomka jest "konieczny", ponieważ były agent "przyznaje się do udziału w popełnieniu bardzo poważnych przestępstw". - Musi mieć jakąś ochronę. Każdy świadek koronny liczy na to, że po prostu nie będzie odpowiadał za przestępstwa, o których mówi. Taka jest cena tego statusu - stwierdził Czuchnowski.
Prokuratura: wyniki czynności są przedmiotem oceny prokuratora
W związku z poniedziałkową publikacją "Gazety Wyborczej", skierowaliśmy pytania w tej sprawie do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Olsztynie oraz biura prasowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie prok. Daniel Brodowski w komunikacie przesłanym tvn24.pl, potwierdził, że "w dniu 17 listopada 2023r Pan Tomasz K. stawił się do Prokuratury Rejonowej Olsztyn – Północ w Olsztynie, gdzie zostały z nim zrealizowane czynności procesowe".
"Wyniki przeprowadzonych czynności są obecnie przedmiotem analizy i oceny przez prokuratora. Dlatego też na obecnym etapie nie mogę udzielić szerszych informacji w tej sprawie" - napisał prokurator.
Reakcja biura prasowego ministra koordynatora służb specjalnych: historia Kaczmarka oparta jest na kłamstwach
Biuro prasowe ministra koordynatora służb specjalnych w poniedziałkowym oświadczeniu oceniło, że obecna aktywność Tomasza Kaczmarka jest "kolejną próbą uzyskania przez niego bezkarności". "Jego historia oparta jest na kłamstwach" - skomentowano.
"W listopadzie 2019 roku Tomasz Kaczmarek usłyszał szereg zarzutów karnych dotyczących wielomilionowych oszustw finansowych w tzw. aferze stowarzyszenia Helper" - czytamy w komunikacie.
"W związku z zarzutami, a także wobec braku zgody Ministra Koordynatora na zapewnienie mu bezkarności, Kaczmarek w kolejnych miesiącach rozpoczął szerzenie insynuacji przeciwko Ministrowi Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi – zarówno w mediach jak i prokuraturze" - stwierdziło biuro prasowe.
W informacji opublikowanej na stronie służb specjalnych poinformowano również: "W związku z kolportowaniem tych fałszywych oskarżeń Tomasz Kaczmarek usłyszał zarzuty dot. składania fałszywych zeznań. W tej sprawie akt oskarżenia przeciwko Kaczmarkowi wpłynął do sądu w sierpniu 2021 roku".
Oświadczenie udostępnił w serwisie X zastępca ministra koordynatora Stanisław Żaryn.
Maciej Wąsik: Kaczmarek nadal produkuje kłamstwa
W poniedziałkowe południe sprawę skomentował były zastępca szefa CBA i sekretarz stanu w MSWiA Maciej Wąsik.
"Tomasz Kaczmarek chciał zapewnienia bezkarności w sprawie wyłudzeń ze stow. Helper, kiedy mu odmówiono - zaatakował kłamstwami" - napisał Wąsik w serwisie X (dawniej Twitter).
"Akt oskarżenia za fałszywe zeznania złożone w 2019 r. jest już w sądzie. Kaczmarek nadal szuka bezkarności i nadal produkuje kłamstwa" - ocenił.
Tomasz Kaczmarek w "GW": szefowie kazali mi fałszować materiały operacyjne przeciwko Kwaśniewskim
Kaczmarek w rozmowie z "GW" wyjaśnił, że złożył zawiadomienie do prokuratury, ponieważ chce skończyć to, co zaczął "prawie trzy lata temu". - 14 grudnia 2020 r. złożyłem w katowickiej prokuraturze ważne zeznania o przestępstwie. Powiedziałem, jak działają służby zarządzane przez polityków PiS. Mówiłem, że gdy pracowałem w CBA, kierujący tym biurem Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik [dziś posłowie PiS, szefowie MSWiA i koordynatorzy służb specjalnych] kazali mi fałszować materiały operacyjne przeciwko byłemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i jego żonie - relacjonował Kaczmarek.
- Prokuratura początkowo nie chciała tego zaprotokołować, musiałem tego stanowczo zażądać. Swoje słowa powtórzyłem wtedy przed kamerami TVN, gdzie przyznałem się do udziału w łamaniu prawa podczas operacji specjalnych - dodał.
Przypomniał, że "kierowana przez Zbigniewa Ziobro prokuratura nic z tym nie zrobiła", natomiast - jak mówił - zostało wszczęte śledztwo wobec niego o pomówienie z doniesienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.
Agent Tomek: to nic nadzwyczajnego, że Kamiński, Wąsik czy Bejda, wykorzystują agenturę do zwalczania konkurentów
21 października były szef CBA Paweł Wojtunik zapytał szefa MSWiA i koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego w TVN24, czy służby tuż przed wyborami zaczęły podsłuchiwać opozycję. Dla Tomasza Kaczmarka "nie jest niczym nadzwyczajnym, że Kamiński, Wąsik czy Bejda, wykorzystują narzędzia w postaci form i metod pracy operacyjnej do tego, żeby zwalczać swoich politycznych konkurentów, również przy pomocy kontrolowanych przecieków do mediów". Wyjaśnił, że ma na myśli "podsłuchy, obserwację, osobowe źródła informacji, czyli po prostu agenturę".
- Moja wiedza odnosi się do tamtego okresu, ale nie sądzę, żeby w tych metodach dziś coś się zmieniło - dodał.
Kaczmarek o mechanizmach przecieków kontrolowanych
Były agent CBA w rozmowie z "GW" szczegółowo opisał sposoby realizacji "przecieków kontrolowanych" i to, jak "na bezpośrednie polecenie Kamińskiego" razem z Ernestem Bejdą osobiście operacyjnymi autami służbowymi wozili informacje do dziennikarza Cezarego Gmyza.
Kaczmarek sprecyzował, że "główny materiał" z CBA z tzw. afery hazardowej "Gmyz dostał od samego Kamińskiego". - Dostałem do obsługi Dorotę Kanię. Zawiozłem ją osobiście samochodem operacyjnym z Warszawy do Wrocławia, bo tam ta sprawa była prowadzona we wrocławskiej delegaturze CBA - mówił.
- W moim prywatnym mieszkaniu Dorota Kania spotkała się z funkcjonariuszem CBA, który prowadził tę sprawę. Agent wyłożył na stół wszystkie teczki, jakie były w tej sprawie zebrane. Dziennikarka miała wówczas okazję zapoznać się z materiałami ściśle tajnymi i uzyskać informacje od funkcjonariusza o tym, co zostało tam zarejestrowane. W tamtym czasie celem Kani był sędzia Sądu Najwyższego, którego rozmowy CBA zarejestrowało przez podsłuchy w tej sprawie - tłumaczył Kaczmarek.
Pytany o to, czy tego typu działania nie budziły jego wątpliwości, powiedział: - Kamiński i Wąsik przedstawiali to tak, że jest to jakby część naszej operacji. Publikacje, które z tego powstawały, miały być elementem naszego działania. Oczywiście na początku byłem zdziwiony takimi praktykami, ale byłem zapewniany, że działania te służą dobru Polski.
- Oni traktowali te media jako narzędzie do osiągania własnych politycznych celów, a publikacje jako część operacji. Ci dziennikarze po prostu byli im usłużni, to często byli ich znajomi, razem pili alkohol, bywali na imprezach, wyjeżdżali na wspólne wakacje - ocenił agent Tomek.
Kaczmarek przyznał, że to, że po odejściu z CBA został posłem, było formą wynagrodzenia za wcześniejsze działania. Jak dodał, był to pomysł Katarzyny Hejke z "Gazety Polskiej". - Ona widziała potrzebę umocowania w środowisku PiS człowieka "Gazety Polskiej" i ja nim miałem być. Gdy odszedłem z CBA, nawiązała się między nami współpraca. Uczestniczyłem wtedy w miesięcznicach smoleńskich, w zjazdach klubów "Gazety Polskiej", poznałem polityków PiS, w tym likwidatora WSI Antoniego Macierewicza, który jest idolem tego środowiska - powiedział Kaczmarek.
Kaczmarek: celem był TVN
Kaczmarek nie tylko brał udział w przekazywaniu informacji zaprzyjaźnionym dziennikarzom. Jednocześnie pracował przy konkretnych operacjach, w ramach których rozpracowywał konkretne osoby.
- Sprawa Weroniki Marczuk była dla Kamińskiego i Wąsika jedną z ważniejszych. Nie chodziło o panią Marczuk czy o szefa Wydawnictw Naukowo-Technicznych, z którym miała kontakt i którego też nagrywaliśmy. Tu chodziło o TVN, z którym pani Marczuk była związana poprzez program "You Can Dance" - powiedział.
- Celem był TVN i środowisko tej telewizji. Chodziło m.in. o Edwarda Miszczaka oraz Monikę Olejnik. Przecież ja przesiadywałem godzinami w restauracji w Krakowie, o której mówiono mi, że jej właścicielem jest Edward Miszczak. Tam poznałem właśnie panią Marczuk, panią Rusin, pana Piróga. Miałem ich rozpracowywać tylko dlatego, że byli związani z TVN. Chodziło o to, by zebrać na nich haki, oczernić, zniszczyć i pokazać, jaki TVN jest zły. Tego ode mnie oczekiwano. Te oczekiwania stawiano również w stosunku do środowiska "Gazety Wyborczej" - wyznał były agent.
Źródło: TVN24, "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN