Na bannerze widniał Zbigniew Wojciechowski, który zawiadomił o zniknięciu policję i TVN24. Jak mówi polityk PJN, duża reklama jego osoby i listy jego partii stała na swoim miejscu przy al. Witosa niecałą dobę. Do kradzieży doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek. Jak podkreśla Wojciechowski, w okolicy pozostały reklamy polityków innych partii.
Ulotna reklama
Według polityka PJN, zabranie banneru nie było łatwą sprawą, bowiem miał wymiary 20 na 15 metrów i ważył około 120 kilogramów. Do zamontowania go na miejscu było potrzeba wynajętej ekipy - wbiła ona między innymi w ziemię 70 masywnych szpil, które domniemani złodzieje powyrywali.- Do tego potrzeba czterech - pięciu silnych facetów, więc to musiała być jakaś zorganizowana grupa - mówi Wojciechowski.
Jak mówił jeszcze przed otrzymaniem informacji o znalezieniu banneru , Wojciechowski uważa, że możliwości jego zniknięcia są trzy, albo zrobili to "młodzi ludzie, którzy chcieli się zabawić i zrobili psikusa", albo chuligani, albo "zorganizowana grupa", której celem było zaszkodzenie konkurentowi politycznemu.
Policja we wtorek znalazła reklamę w mieszkaniu mężczyzny mieszkającego niedaleko miejsca domniemanej kradzieży. Funkcjonariusze wyjaśnili, iż mężczyzna twierdzi, że banner w nocy po zamontowaniu zwiał wiatr i on go tylko zabezpieczył oraz przechował. Więcej informacji ma być dostępne po przesłuchaniu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24