Prokuratura poinformowała w poniedziałek, że postępowanie związane z zatrzymaniem przez policję związkowców jadących jesienią 2020 roku na strajk kobiet "zostało wznowione". Dotyczy przekroczenia uprawień oraz niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy. Jedna z zatrzymanych relacjonowała wtedy, że zostali wyciągnięci z auta i skuci kajdankami. Mówiła też, że później bez podania podstaw przewieziono ich na komendę i wypuszczono dopiero po kilku godzinach.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie opublikowała w poniedziałek komunikat, w którym przekazała, że wznawia śledztwo dotyczące "przekroczenia uprawień oraz niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy policji" w dniu 30 października 2020 roku "poprzez nieprawidłowe przeprowadzenie czynności zatrzymania ustalonych osób, czym działano na szkodę interesu publicznego oraz prywatnego".
Chodzi o zatrzymanie pięciu przedstawicieli Ogólnopolskiego Związku Zawodowego "Inicjatywa Pracownicza", którzy jechali z Poznania do Warszawy. Doszło do tego na autostradzie A2 w okolicach Pruszkowa. Związkowcy mieli wziąć udział i przemawiać na ogromnym proteście organizowanym przez Ogólnopolski Strajk Kobiet po decyzji Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem Julii Przełębskiej o zaostrzeniu prawa aborcyjnego.
Policja wyciągnęła związkowców z samochodu
Auta, którymi podróżowali, były kontrolowane trzy razy, z czego ostatni raz właśnie w okolicach Pruszkowa. - Za pierwszym razem zostaliśmy spisani, za drugim razem zostaliśmy spisani, nasze auto zostało skontrolowane, a treść banerów zweryfikowana. Za trzecim razem drogówka wezwała posiłki, które dokonały interwencji. Wyciągnęli nas z auta, skuli nas za plecami i w taki sposób przewieźli do komendy w Pruszkowie – opowiadała nam wtedy Marta Rozmysłowicz z Inicjatywy.
CZYTAJ TEŻ: Gaz łzawiący, pałki teleskopowe. Kontrowersyjne interwencje policji wobec protestujących
Przedstawiciele związku spędzili w komendzie kilka godzin, a następnie zostali zwolnieni. - Wypuścili nas bez żadnego papierka, bez protokołu zatrzymania, tak jakby tego w ogóle nie było. Nie podali żadnej podstawy ani przyczyny – mówiła wtedy Rozmysłowicz. Związkowcom odmówiono też możliwości skonsultowania się z prawnikiem.
Związek opublikował w mediach społecznościowych nagranie z zatrzymania. Widać na nim, jak policjanci wyciągali podróżnych z samochodu.
"Istnieje potrzeba dalszego wyjaśnienia okoliczności sprawy"
W poniedziałkowym komunikacie warszawska prokuratura przypomniała, że działacze "w związku z nieprawidłowościami w procedurze zatrzymania złożyli (...) zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy policji przeprowadzających czynność zatrzymania".
Poinformowała również, co później działo się z tą sprawą. "W dniu 8 grudnia 2021 r. prokurator Prokuratury Okręgowej w Warszawie wydał postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa" - podano. To postanowienie zostało jednak uchylone 24 maja 2022 roku przez Sąd Rejonowy w Pruszkowie. W związku z tym prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo. Jednakże w listopadzie 2023 roku zostało ono umorzone.
Nie był to jednak koniec sprawy. Pełnomocnik pokrzywdzonych złożył w tej sprawie zażalenie, a Prokuratura Regionalna w Warszawie 18 lipca tego roku postanowiła je uwzględnić i uchylić zaskarżone postanowienie o umorzeniu.
"W uzasadnieniu prokurator nadrzędny uznał, że istnieje potrzeba dalszego wyjaśnienia okoliczności sprawy, a w szczególności dokonania ustalenia, kto był decydentem w przedmiocie wydania polecenia czynności realizowanych przez funkcjonariuszy Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji, polegających na zatrzymaniu pokrzywdzonych" - czytamy w komunikacie PO w Warszawie.
Jak dodano, "przesłuchany w charakterze świadka Naczelnik WRD KSP zeznał bowiem, że polecenie zatrzymania pokrzywdzonych otrzymał od niezidentyfikowanej osoby ze Sztabu Operacji Policyjnej 'Jesień 5'". Jak napisała "Gazeta Wyborcza", sztab ten został powołany w reakcji na masowe protesty po decyzji TK w sprawie aborcji.
"W związku z powyższym, postępowanie zostało wznowione i jest prowadzone w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie" - wyjaśniła prokuratura.
Dodano, że "trwa realizacja czynności procesowych, których konieczność przeprowadzenia wskazała Prokuratura Regionalna". "Planowany termin zakończenia śledztwa to przełom grudnia 2024 r. i stycznia 2025 r." - czytamy.
Sąd już uznał zatrzymanie za niezasadne
Poza zawiadomieniem o podejrzeniu przestępstwa związkowcy złożyli również zażalenie na zatrzymanie.
Jak pisze OKO.press, sprawą tą zajął się w styczniu 2021 roku sąd, który orzekł, że zastosowane środki przymusu bezpośredniego, przewiezienie na komendę i przetrzymywanie tam było rzeczywiście zatrzymaniem.
"Sąd zwrócił też uwagę, że nie zostały spełnione warunki konieczne do zatrzymania - nie było uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa, obawy ucieczki, ukrycia się lub zatarcia śladów, lub stwarzania przez nich zagrożenia dla ludzkiego zdrowia, życia i mienia. Co więcej, funkcjonariusze nie dopełnili obowiązków sporządzenia protokołu, poinformowania o przyczynach zatrzymania i przysługujących zatrzymanym prawach. Sąd uznał, że zatrzymanie było nielegalne, niezasadne i nieprawidłowe" - przypomina portal.
Policja broniła swoich działań
Policja zapewniała, że zatrzymanie odbyło się w zgodzie z prawem.
- U podstaw interwencji policjantów z Wydziału Ruchu Drogowego była informacja wskazująca, że pojazdem przemieszczają się osoby, które mogą zakłócać protest. Biorąc pod uwagę jego dotychczasowy przebieg, konieczne było jej zweryfikowanie. Jak widzimy na nagraniu, interwencji towarzyszyło bardzo dużo emocji. To między innymi one miały wpływ na przebieg czynności i policjanci słusznie podjęli decyzję, by kontynuować je w komendzie w Pruszkowie - wyjaśniała w październiku 2020 r. "Gazecie Wyborczej" komisarz Karolina Kańka, oficer prasowy policji w Pruszkowie.
Według niej decyzję o użyciu kajdanek poprzedzała "zindywidualizowana ocena zasadności użycia tego środka". - Policjanci uwzględnili wyraźne pobudzenie osób, które miały zostać przewiezione do jednostki policji oraz emocje, jakie te osoby okazywały. W ocenie funkcjonariuszy ich zachowanie nie gwarantowało zachowania spokoju w trakcie przejazdu i mogło ewoluować w sytuację zagrażającą bezpieczeństwu policjantów - przekonywała Kańka.
Jak powiedziała, działania policjantów "trwały tyle, ile powinny". Przyznała też, że po doprowadzeniu do komendy informacja dotycząca zagrożenia ze strony tych osób została negatywnie zweryfikowana.
Źródło: tvn24.pl, Gazeta Wyborcza, OKO.press
Źródło zdjęcia głównego: Inicjatywa Pracownicza