Nie ma dzisiaj w kraju osoby, która by nie rozumiała, że lekarze rezydenci pokazują inną formę protestu - powiedział w "Faktach po Faktach" kardiochirurg, były minister zdrowia profesor Marian Zembala (poseł PO). - Nie wysypują zboża na torach, nie dewastują ogrodzeń - dodał.
Protest głodowy lekarzy rezydentów prowadzony jest w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie od 2 października. W środę z protestującymi spotkała się premier Beata Szydło, dzień później w kancelarii premiera z rezydentami rozmawiał minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, szefowa KPRM Beata Kempa i szef Stałego Komitetu Rady Ministrów Henryk Kowalczyk. Dotychczasowe rozmowy nie przyniosły porozumienia.
W piątek podczas wyjazdowego posiedzenia komisji zdrowia, które odbyło się w szpitalu, gdzie rezydenci prowadzą protest głodowy, posłowie przyjęli apel o zostawienie politycznych sporów i skoncentrowanie się na merytorycznej dyskusji.
"Dopominają się nie o swoje, ale o nasze"
Do protestu odniósł się w "Faktach po Faktach" w TVN24 kardiochirurg, były minister zdrowia w rządzie Ewy Kopacz, dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, profesor Marian Zembala. - Wszyscy rozumiemy tych młodych ludzi i to jest pewien fenomen. Nie ma dzisiaj w kraju osoby, która by nie rozumiała, że ci młodzi ludzie, lekarze rezydenci pokazują inną formę protestu - mówił.
- Nie wysypują zboża na torach, nie dewastują ogrodzeń, nie wysadzają petardami, nie zakłócają, tylko w sposób bardzo taktowny, spokojny dopominają się nie o swoje, ale o nasze. To "nasze" to jest wzrost składki zdrowotnej, to jest zwiększenie budżetu na ochronę zdrowia - wymieniał profesor Zembala.
Jego zdaniem, lekarze rezydenci "zasługują na szacunek, ale i na uwagę, na wysłuchanie".
"Młodzi ludzie nie odeszli od chorych"
Profesor Marian Zembala w 2015 roku powiedział "Faktom" TVN, że jeżeli ktokolwiek z pracowników Śląskiego Centrum Chorób Serca, podjąłby strajk, "to na drugi dzień będzie przeze mnie, dyrektora, zwolniony".
- Podtrzymuję to, co powiedziałem. Ci młodzi ludzie nie odeszli od chorych, to jest bardzo ważne - stwierdził. - Chory zawsze jest najpierwszy wobec wszystkiego co się dzieje - dodał.
Zaznaczył, że protestuje wyłącznie delegacja lekarzy rezydentów.
"Byliśmy ofiarą własnego sukcesu"
Marian Zembala był pytany w "Faktach po Faktach" co by zrobił, gdyby dziś był ministrem zdrowia. - Każdy minister zdrowia, kimkolwiek by był - a zakładam, że wszyscy są ambitni - cieszy się, jeżeli ma większy budżet. Ja również do nich należałem - mówił.
Jego zdaniem, "każdy premier w jakiś sposób naturalny odsuwa zdrowie na drugi plan". - Dlaczego? Otóż my w jakimś stopniu w Polsce byliśmy ofiarą własnego sukcesu. Przy przeznaczeniu 4,5 procent PKB pokazywaliśmy wśród krajów, które miały 5,8 procent, lepsze rozwiązania w kardiologii, mieliśmy znacznie lepsze wyniki w leczeniu zawału i pozbawieniu inwalidztwa, w onkologii. To sprawiało, że nagle ten problem schodził na drugi, trzeci plan. Myśmy się zatrzymali - komentował.
- Dlaczego się to dzieje? Dlatego, że nasze społeczeństwo żyje coraz dłużej, a nowe technologie (...) kosztują więcej. W związku z tym naturalne staje się wyzwanie, żeby podnieść składkę zdrowotną - powiedział Zembala.
"Wzrost składki zdrowotnej w ciągu czterech, a nie ośmiu lat"
Zaznaczał, że "punktem wyjścia do rozwiązania kryzysu w służbie zdrowia jest wzrost składki zdrowotnej w ciągu cztery, a nie ośmiu lat [jak mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński - red.]
- Jeżeli nawet o 0,5 procent zwiększymy przez kolejne cztery lata, to w roku przyszłym będzie 4,3 miliarda złotych w systemie więcej - ocenił.
Profesor Zembala zachęcił rządzących, aby do roku 2021 wpływ składki był już na poziomie 11 procent. - W 2021 roku skończą się środki unijne, a Europy nie będzie już stać, aby dać kolejne 12 miliardów.
Jak powiedział, gdyby dzisiaj był ministrem zdrowia, poszedłby do lekarzy rezydentów i powiedziałby, że prosi premier rządu, żeby w ciągu czterech lat poprawić składkę o 0,5 procent. - To nie zaburzy żadnego działania przy tym ekonomicznym rozwoju - dodał.
- Wierzę, że ambitna pani premier Szydło podejmie decyzję, że w ciągu czterech lat będzie poziom, który sprawi, że będziemy mogli spokojniej patrzeć w budżet. Perspektywa 8 lat oddali zatrzymanie protestu. Wierzę, że nam wszystkim w Polsce zależy - ocenił.
Zdaniem profesora, być może "to jest moment, kiedy Polacy razem powiedzą, że w trosce o zdrowie podnosimy składkę zdrowotną". - To byłoby miarą naszego patriotyzmu i obywatelstwa - podsumował.
Autor: KB//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24