W ogóle nie boję się tych zarzutów - powiedział w "Jeden na jeden" w TVN24 Jacek Protasiewicz o konsekwencjach, jakie mogą mu grozić za incydent na lotnisku we Frankfurcie. - Nie obawiam się, ponieważ wiem, że nie popełniłem przestępstwa - tłumaczył.
Pod koniec lutego niemiecki dziennik "Bild" podał, że będący pod wpływem alkoholu europoseł wywołał skandal na lotnisku, kłócąc się z celnikami i krzycząc "heil Hitler". Protasiewicz tłumaczył, że "zagotował się", gdy niemiecki celnik powiedział do niego "raus".
Frankfurcka policja złożyła do prokuratury zawiadomienie o znieważeniu przez Protasiewicza. Według rzeczniczki prokuratury, jeśli okaże się, że polityk wypowiadał takie słowa jak "heil Hitler" czy "Sieg heil", to będziemy mieli do czynienia nie tylko z obrazą urzędnika, ale też z użyciem słów-symboli organizacji sprzecznej z niemieckim porządkiem konstytucyjnym.
Za taki czyn grożą trzy lata więzienia lub grzywna. To kara wyższa niż ta za obrazę urzędnika (dwa lata i grzywna). W niemieckim systemie prawnym kar powyżej dwóch lat nie można zawiesić.
Jednak śledztwo prokuratura może rozpocząć dopiero po uchyleniu immunitetu europosłowi.
"Żałuję, że dałem się sprowokować"
- Żałuję, że dałem się sprowokować. Natomiast nie mam pretensji do siebie, że zareagowałem tak, jak zareagowałem, bo słowo "raus" nie jest eleganckie - powiedział w "Jeden na jeden" w TVN24 Protasiewicz.
I dodał: - Oczywiście jako polityk, jako polski eurodeputowany nie powinienem dać się sprowokować żadnemu, nawet najbardziej nieprzyjemnemu typowi, w jakimkolwiek mundurze.
Protasiewicz: trzeba było nie reagować na to "raus"
Polityk przyznaje, że o niemieckim strażniku, który go zatrzymał, nadal mówi "nieprzyjemny typ". - Nie mówię o Niemcach jako o narodzie, bo ich lubię, szanuję i doceniam kulturę, dorobek i również dzisiejszą współczesną politykę, ale o tym szczególnym Niemcu. Żaden urzędnik nie powinien do żadnego podróżnego używać słowa "won". "Won" to jest z kategorii magla albo obory - przekonywał.
Protasiewicz przyznał, że powinien "przełknąć" zniewagi niemieckiego strażnika i stwierdzić, że "deszcz pada, a nie ktoś pluje mu w twarz". - Trzeba było nie reagować na to "raus", ewentualnie jakoś to znieść. No ale rzeczywiście mój temperament czasami dominuje nad rozumem. Przyznaję się do tej słabości - stwierdził.
Europoseł powiedział, że "w ogóle nie boi się zarzutów" stawianych przez niemiecką prokuraturę. - Nie obawiam się, ponieważ wiem, że nie popełniłem przestępstwa. Nie propagowałem nazizmu, nie wykonywałem gestów hitlerowskich. (...) Ja jestem absolutnie pewien, że monitoring będzie działał na moją korzyść - zapewniał.
"Ktoś się rozmija z prawdą"
Protasiewicz powiedział, że jeśli większość członków PO uzna, że powinien ustąpić, to to zrobi. - Ja szanuję demokrację - podkreślił. Odniósł się też do krytyki Grzegorza Schetyny, który stwierdził, że Protasiewicz się skompromitował. - Ktoś się rozmija z prawdą - stwierdził.
Autor: nsz/kka / Źródło: tvn24