Zdanie biegłych było i pozostaje jednoznaczne: w czasie pobytu w Rosji biegli nie stwierdzili trotylu na szczątkach samolotu - poinformował członków Rady Bezpieczeństwa Narodowego, prokurator generalny Andrzej Seremet. Treść jego przemówienia ujawniła w piątek Prokuratura Generalna.
Rada zebrała się, by omówić m.in. wątek "ewentualnych wpływów zewnętrznych na to, co się dzieje wokół śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej". Temat zaproponował na listopadowym posiedzeniu RBN prezes Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro. Na posiedzenie zaproszono m.in. prokuratora generalnego. Obrady Rady były tajne.
Prokurator generalny po raz kolejny powtórzył wcześniejsze informacje prokuratury wojskowej mówiące, że podczas prac w Smoleńsku na przełomie września i października biegli nie stwierdzili na elementach wraku jakichkolwiek materiałów wybuchowych, w tym trotylu i nitrogliceryny.
Większość pisemnej części wystąpienia Seremeta dotyczyła kwestii badań odnoszących się do ewentualnej obecności śladów materiałów wybuchowych na wraku samolotu. - Biegli, mówiąc wprost, nie mieli nawet narzędzi badawczych, aby takie okoliczności stwierdzić. Czynności biegłych i specjalistów służyły zabezpieczeniu materiału dowodowego, nie wyciąganiu zaś jakichkolwiek konkluzji i wniosków - mówił Seremet.
O próbkach z wraku i trotylu - Faktem jest, że w toku czynności na miejscu zdarzenia oraz na wraku urządzenia wielokrotnie sygnalizowały możliwość wystąpienia związków chemicznych o podobnej budowie do materiałów wybuchowych. Sygnalizacja taka w niektórych rodzajach detektorów, w tym i użytych w Smoleńsku, objawia się wyświetleniem nazwy materiału wybuchowego - zaznaczył prokurator generalny. Podkreślił jednocześnie, że "biegli stanowczo twierdzą, że takiej okoliczności nie można utożsamiać z wykryciem materiałów wybuchowych, do tego potrzebne są badania laboratoryjne". Ponad 250 pobranych przez biegłych próbek z wraku na początku grudnia trafiło już do Polski. Prokurator generalny odniósł się także do dyskusji sprzed ponad dwóch tygodni na temat sposobu działania detektorów używanych przez biegłych w Smoleńsku, do której doszło podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka.
Sejmowa komisja zajęła się sprawą
Na początku grudnia prokuratorzy wojskowi przedstawili posłom z komisji informację dotyczącą badań wraku Tu-154M. Obecny wtedy na posiedzeniu komisji Jan Bokszczanin - producent urządzeń używanych do wykrywania śladów ewentualnych materiałów wybuchowych - mówił m.in., że "nie może zgodzić się ze stwierdzeniem", że jeśli takie urządzenie wskazuje na jony trotylu, to "mogą to być także jony innych substancji". - W warunkach naturalnych (...) jeśli takie urządzenie wskazuje, że był to trotyl, to prawdopodobieństwo, iż nie był to trotyl, jest równe zeru - zaznaczał Bokszczanin. Prokuratorzy mówili zaś posłom, iż wskazanie przez detektor na czytniku cząsteczek trotylu nie oznacza, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi. - Prokuratura podtrzymuje tę tezę niezależnie od medialnych wystąpień i pokazów przedstawiciela firmy produkującego tego typu urządzenia. Nie posuwam się do stwierdzenia, że jego działanie miało charakter stricte marketingowy, ale nie należy tracić z pola widzenia faktu, że przedstawiona przez biegłych prokuratury ocena możliwości zastosowanych detektorów może wpływać na wyniki ekonomiczne jego firmy - zaznaczył Seremet na posiedzeniu RBN.
"Badania nie wykazały śladów materiałów wybuchowych"
Seremet przypomniał też, że rosyjskie badania z kwietnia 2010 r. nie wykazały śladów materiałów wybuchowych na wraku. Także polscy eksperci wojskowi - chemicy ich nie stwierdzili. Również inne ekspertyzy nie wykazały możliwości wybuchu na pokładzie, takich śladów nie ma m.in. na ciałach ofiar. - Zdaję sobie sprawę, że mój przekaz jest w znacznej części powtórzeniem informacji już przekazywanych (...), uważam jednak, że waga sprawy rodzi konieczność przypomnienia najważniejszych ustaleń śledztwa. Tym bardziej, że w przestrzeni publicznej przeważa nieprawdziwy przekaz dotyczący wyników prowadzonego postępowania, wypaczający również znacznie intencje prokuratorów zajmujących się sprawą - powiedział szef prokuratury. Szef BBN Stanisław Koziej po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego powiedział w środę, że nie ma "twardych dowodów", by strona zewnętrzna manipulowała polskim śledztwem ws. Smoleńska, opinią publiczną czy postawami politycznymi w kraju. RBN to konstytucyjny organ doradczy prezydenta. Sekretarzem Rady jest szef BBN. W skład Rady wchodzą marszałkowie obu izb parlamentu, premier, wicepremier, ministrowie spraw zagranicznych, obrony, spraw wewnętrznych oraz administracji i cyfryzacji oraz szefowie partii.
Autor: MAC,nsz\mtom\k / Źródło: PAP, tvn24.pl