Co mogę w tym momencie zrobić? Jedynie poczekać, aż wreszcie ktoś mi powie, o co chodzi, doręczy mi wniosek. Zapoznam się z tymi zarzutami, wezmę sobie obrońców i pójdę do sądu dyscyplinarnego, czyli do Sądu Najwyższego, który tę sprawę w quasi Izbie Dyscyplinarnej będzie rozpoznawał - mówiła w rozmowie z TVN24 sędzia Beata Morawiec z Sądu Okręgowego w Krakowie, odnosząc się do wniosku prokuratury o odebranie jej immunitetu. Śledczy zamierzają postawić prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Themis zarzuty dotyczące między innymi przywłaszczenia środków publicznych i przyjęcia korzyści majątkowej.
Wniosek o odebranie immunitetu sędzi Beacie Morawiec wydział Prokuratury Krajowej skierował do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
We wtorkowym komunikacie działu prasowego Prokuratury Krajowej poinformowano, że zgodnie z ustaleniami śledczych, Morawiec przyjęła wynagrodzenie za pracę na rzecz Sądu Apelacyjnego w Krakowie, której nie wykonała i nie miała wykonać. "Datowana na 11 lutego 2013 roku umowa na przygotowanie opracowania 'Windykacja należności sądowych w aspekcie wydziału karnego' miała charakter fikcyjny. Służyła ukryciu wyprowadzenia środków Skarbu Państwa" - czytamy.
Umowa, według Prokuratury Krajowej, została podpisana w porozumieniu z ówczesnym dyrektorem Sądu Apelacyjnego w Krakowie i za zgodą ówczesnego prezesa tego sądu. Opracowanie dla sądu, które było przedmiotem tej umowy, nigdy nie powstało.
"Ujawnienie przestępstwa jest konsekwencją szeroko zakrojonego śledztwa w sprawie afery korupcyjnej w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie" - podano w komunikacie. Prokuratura chce postawić sędzi Morawiec zarzuty przywłaszczenia środków publicznych i działania na szkodę interesu publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, a także naruszenia uprawnień jako funkcjonariusza publicznego i przyjęcia korzyści majątkowej w związku z jednym z wyroków wydanych przez skład orzekający pod przewodnictwem Morawiec.
"Szok wywołany tego rodzaju bzdurami, które tam przeczytałam, sięgnął zenitu"
W środę rano sędzia Morawiec komentowała tę sprawę w rozmowie z TVN24 (zgodziła się na podanie nazwiska, ponieważ – jak podkreśliła – nie jest przestępcą). O tym, że Prokuratura Krajowa chce postawić jej zarzuty, jako pierwszy napisał prorządowy portal wpolityce.pl. - Byłam w totalnym szoku, bo przecież oczywiście nikt o niczym nic nie wiedział, a przede wszystkim osoba bezpośrednio zainteresowana, czyli ja - mówiła w rozmowie z TVN24 sędzia.
- Nie bardzo wiedziałam, co mam powiedzieć, bo szok wywołany tego rodzaju bzdurami, które tam przeczytałam, sięgnął zenitu - kontynuowała. Dodała, że "jak zna życie i zna Prokuraturę Krajową, jeżeli ma pomysł na to, żeby odsunąć sędziego od orzekania i wyłączyć go z życia sądu, to będzie za wszelką cenę do tego dążyła".
- Co mogę w tym momencie zrobić? Jedynie poczekać, aż wreszcie ktoś mi powie, o co chodzi, doręczy mi wniosek. Zapoznam się z tymi zarzutami, wezmę sobie obrońców i pójdę do sądu dyscyplinarnego, czyli do Sądu Najwyższego, który tę sprawę w quasi Izbie Dyscyplinarnej będzie rozpoznawał - wskazywała.
Morawiec: stawiając takie zarzuty, prokurator naraża się na autokompromitację
Odnosząc się do zarzutów, które PK chce jej postawić, podkreśliła, że "jeżeli chodzi o ten wątek dotyczący umowy, on już był całkiem nieźle komentowany również w mediach". - Wszyscy dobrze o tym wiedzą, że ta umowa została wykonana na rzecz sądu apelacyjnego, a nie żadnej firmy zewnętrznej. Więc nie ma mowy o żadnym wyprowadzaniu pieniędzy z sądów, bo to wszystko działo się w strukturach sądu, a poza tym zostało zlecone przez mojego przełożonego, czyli prezesa Sądu Apelacyjnego w 2013 roku - argumentowała Morawiec.
Zaznaczyła, że "wszystkie dokumenty stanowiące wykonanie tej umowy, zlecenia są w jej posiadaniu, są również w posiadaniu sądu administracyjnego". - Bowiem co najmniej w trzech egzemplarzach w formie papierowej i elektronicznej zostały mu przekazane - mówiła.
Skomentowała także zapowiadane zarzuty dotyczące przyjęcia korzyści majątkowej w związku z jednym z wyroków wydanych przez skład orzekający pod jej przewodnictwem. - Uważam, że prokurator też ma prawo do autokompromitacji, w związku z tym stawiając takie zarzuty, na taką autokompromitację się naraża - oceniła.
"Od dłuższego czasu spodziewałam się tego rodzaju ataków"
Sędzia SO w Krakowie zapewniła, że "jest spokojna". - Od dłuższego czasu spodziewałam się tego rodzaju ataków - przyznała.
- Nie ma wątpliwości, że proces, który toczy się w sądzie cywilnym w Warszawie o ochronę moich dóbr osobistych i który aktualnie jest na etapie rozpoznania apelacji prokuratora generalnego od decyzji Sądu Okręgowego w Warszawie - stwierdzającej, że zostałam przez ministra sprawiedliwości (Zbigniewa Ziobrę - red.) pomówiona - w moim odczuciu spowodował to, co się teraz stało - oceniła.
- Ten zarzut dotyczący umowy w sądzie apelacyjnym próbuje wykazać, że ja jednak uczestniczyłam w zorganizowanej quasi grupie przestępczej tylko po to, żeby również uzasadnić błąd, który zarzuca prokurator (generalny - red.) sądowi orzekającemu w pierwszej instancji w mojej sprawie cywilnej - kontynuowała. Jak zaznaczyła, "jest to na tyle zagmatwane, że trudno wytłumaczyć".
- Generalnie uważam, że w tym momencie takiej treści zarzuty, postawione w formie wniosku – którego nie widziałam na oczy - o uchylenie immunitetu, pięknie wpisują się w aktualną rzeczywistość naszego kraju - uznała rozmówczyni TVN24.
Jak wskazywała, "potrzebny jest temat zastępczy, który przykryje to, co się dzieje aktualnie w życiu politycznym". - Myślę, że właśnie z tego powodu, w tym momencie takiej treści zarzuty są stawiane - dodała.
Spór cywilny z ministrem sprawiedliwości
Sędzia Beata Morawiec była prezes Sądu Okręgowego w Krakowie w latach 2015-2017. Została odwołana przez ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę.
W styczniu 2018 roku wniosła cywilny pozew przeciw ministrowi sprawiedliwości, w którym domagała się oficjalnych przeprosin na konferencji prasowej i finansowego zadośćuczynienia w kwocie 12 tysięcy złotych, które minister Ziobro miałby wpłacić na fundację Dom Sędziego Seniora. Odwołując sędzię Beatę Morawiec z funkcji, Ziobro miał - według pozywającej - podać niezwiązane w żaden sposób z osobą prezes informacje o działaniach w ramach śledztwa dotyczącego korupcji w krakowskich sądach.
W styczniu 2019 roku zapadł wyrok w sądzie pierwszej instancji, który pozostaje nieprawomocny, ze względu na wniesioną przez Ziobrę apelację. - Minister naruszył dobra osobiste powódki poprzez nieuzasadnione twierdzenia, sugerujące brak staranności w działaniach leżących jakoby w zakresie kompetencji zawodowych powódki - uzasadniała wówczas sędzia Bożena Chłopecka.
"Prokurator musi dowieść, że to, co opowiada, jest prawdą"
Sędzia Morawiec podkreślała w rozmowie z TVN24, że "konstytucja i wszystkie dyrektywy unijne nie usunęły z prawa polskiego zasady domniemania niewinności". - W związku z tym prokurator musi dowieść, że to, co opowiada, jest prawdą i w tym zakresie to prawo do autokompromitacji ma - oceniła.
- Natomiast, jeżeli chodzi o całość, to zdecydowanie uważam, że to działanie, które zostało w stosunku do mnie podjęte, wpisuje się w to, co ma zamiar zrobić aktualnie minister (sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro - red.) i co już od dłuższego czasu zapowiada rząd. To znaczy do kolejnego etapu quasi reformy wymiaru sprawiedliwości, która w tym momencie ma doprowadzić do spłaszczenia struktur, reorganizacji sądów, a może i do ponownego powoływania sędziów na stanowiska, bowiem w ramach reorganizacji sądu możliwe, że taka konieczność będzie istniała - mówiła dalej sędzia.
Zaznaczyła, że "jest to reforma zupełnie nie konsultowana ze środowiskiem, w ogóle nie deklarowana i nie przedstawiana nikomu".
"Idzie to w kierunku zastraszenia środowiska sędziowskiego"
Sędzia mówiła, że zapoznała się do tej pory z wieloma decyzjami nieuznawanej przez Sąd Najwyższy jego Izby Dyscyplinarnej. - Nic mnie nie zdziwi - wyznała.
Dodała, że nie wierzy "w profesjonalizm ludzi tam orzekających". - Bo do tej pory dali się poznać jako osoby działające na smyczy osób rządzących, a dokładnie ministra sprawiedliwości - oceniła sędzia.
Jej zdaniem "idzie to w kierunku zastraszenia środowiska sędziowskiego". - Co będzie dalej? Zobaczymy. Trudno przewidzieć dalsze ruchy rządzących - uznała.
"Takiego uderzenie w sędzię Morawiec należało się spodziewać"
Mecenas Sylwia Gregorczyk-Abram z inicjatywy Wolne Sądy powiedziała w rozmowie z TVN24, że "takiego uderzenia w sędzię Morawiec, tak jak w każdego sędziego, który otwarcie krytykuje to, co się dzieje w tej rzeczywistości dotyczącej praworządności, należało się spodziewać".
Jak dodała, "atak wymierzony w sędzię Morawiec nie jest dla niej zaskoczeniem". - To jest sędzia odważna, to jest sędzia, która pozwała pana ministra Ziobrę za to, że zwolnił ją bez powodu faksem, i wygrała to postępowanie - mówiła.
- Było w zasadzie kwestią czasu, kiedy będzie reakcja drugiej strony i ona właśnie nastąpiła - oceniła.
"Charakter odwetowy"
Przewodniczący Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" Krystian Markiewicz ocenił, że "działania Zbigniewa Ziobry i jego prokuratury rzeczywiście mają bardzo często taki charakter odwetowy".
- Jeżeli Ty sędzio chcesz coś zrobić to my pokażemy, że machina państwa, która podlega Zbigniewowi Ziobrze jest taka, żeby uprzykrzyć ci życie - skomentował.
Oświadczenie zarządu Stowarzyszenia Sędziów "Themis"
We wtorek Stowarzyszenie Sędziów "Themis" opublikowało na Twitterze oświadczenie: "Zarząd SS Themis oświadcza, że sędziowie podejmując walkę o praworządne państwo spodziewali się, że władza wykorzysta wszystkie dostępne środki, aby ich zdyskredytować i wyeliminować z życia publicznego. Wczoraj do tej zaplanowanej akcji przystąpił jeden z portali internetowych powołując się na źródła w Prokuraturze Krajowej, a przedmiotem ataku stała się sędzia Beata Morawiec".
"Stowarzyszenie Sędziów Themis oświadcza, że mimo tak desperackich i oszczerczych kroków podejmowanych przez upolitycznione organa ścigania, nie zaprzestanie działalności na rzecz obywateli w walce o praworządność i będzie broniło dobrego imienia sędziów" - oświadczył zarząd Themis.
Sędzia Morawiec: zarzuty wyssane z palca
Beata Morawiec skomentowała tę sprawę także we wtorek w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Podkreśliła, że "takiego steku bzdur nie czytała" i zaznaczyła, że o planach prokuratury dowiedziała się we wtorek późno wieczorem właśnie z donosów medialnych, najpierw z portalu wpolityce.pl. Jak podkreśliła, trudno jest jej merytorycznie ustosunkowywać się do zarzutów, których nie widziała, które jej zdaniem są "jakąś totalną paranoją" i "wyssane z palca". Zaznaczyła też, że w podobnej sytuacji jest wielu innych sędziów w Polsce. - Stawia się zarzuty z wnioskami o uchylenie immunitetu sędziom w ogóle nie rozmawiając z nimi, nie przesłuchując ich nawet w charakterze świadka – mówiła i dodała, że na podstawie wyssanych z palca argumentów kieruje się wnioski do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, która nie jest sądem. - Nie mam sobie nic do zarzucenia i uważam, że te ataki są elementem gry politycznej – powiedziała Morawiec i oceniła, że trzeba było się bardzo postarać, by znaleźć na nią "haka wyssanego z palca". Według niej chodzi o to, żeby sprawić, by "środowisko było cicho", ponieważ – jak powiedziała – "zbliżamy się do kolejnego etapu zmian w wymiarze sprawiedliwości zapowiadanego przez ministerstwo". Sędzia podkreśliła też, że jest jej przykro z powodu "zadziwiających" donosów medialnych.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24