Gdyby nawet Trybunał uznał (...), że ten budżet jest niekonstytucyjny, to w pierwszej kolejności należałoby go ponownie uchwalić, uchwalić ponownie te punkty, które zostaną przez Trybunał zakwestionowane, ale w gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia - komentował decyzję prezydenta w sprawie budżetu były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień. Z kolei prof. Krzysztof Rączka stwierdził, że decyzja prezydenta "nie jest furtką do przedterminowych wyborów", bo przedstawiono mu projekt budżetu do podpisu w wymaganym terminie.
Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę budżetową na 2024 rok, ale jednocześnie zdecydował o skierowaniu jej w trybie kontroli następczej do Trybunału Konstytucyjnego. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku tak zwanej ustawy okołobudżetowej.
"Z uwagi na wątpliwości związane z prawidłowością procedury uchwalenia ww. ustaw tj. brakiem możliwości udziału w pracach Sejmu nad tymi ustawami przez posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, Prezydent zdecydował o skierowaniu powyższych ustaw, w trybie kontroli następczej do Trybunału Konstytucyjnego, celem zbadania ich zgodności z Konstytucją" - przekazano w komunikacie zamieszczonym na stronie internetowej Kancelarii Prezydenta RP.
Jak napisano, "analogiczne działania będą podejmowane przez Prezydenta RP każdorazowo w przypadku uniemożliwienia Posłom wykonywania ich mandatu, pochodzącego z wyborów powszechnych. Należy podkreślić, że sprawa wygaśnięcia mandatów została jednoznacznie przesądzona przez Sąd Najwyższy. Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik są posłami na Sejm RP".
Czytaj też: Donald Tusk o decyzji prezydenta w sprawie budżetu. "I o to chodziło. Reszta bez znaczenia"
"Można byłoby szukać dziury w całym"
Decyzję prezydenta w "Tak jest" komentowali prof. Krzysztof Rączka, sędzia Sądu Najwyższego, z Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych i Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
- Gdyby nawet Trybunał uznał, chociaż nie wiem na jakiej podstawie, że ten budżet jest niekonstytucyjny, to w pierwszej kolejności należałoby go ponownie uchwalić, uchwalić ponownie te punkty, które zostaną przez Trybunał zakwestionowane, ale w gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia - tłumaczył Stępień.
- Można byłoby szukać dziury w całym i powiedzieć, że coś zostało niezgodnie z procedurami uchwalone w budżecie, ale nie sądzę, żeby tutaj coś takiego było. A jeśli chodzi o stronę merytoryczną, to jest budżet przygotowany przez poprzedni rząd - dodał były prezes TK.
Prof. Rączka: prezydent brnie w coś, co nie przystoi prawnikowi
- Tam jest drugie dno - skomentował prof. Rączka. - Niestety pan prezydent brnie w coś, co nie przystoi prawnikowi wykształconemu na Uniwersytecie Jagiellońskim ze stopniem doktora. Brnie w sytuację, w której zaprzecza oczywistym wnioskom wynikającym z ustawy. Mandat panów Kamińskiego i Wąsika, i to nie podlega żadnej dyskusji, wygasł z chwilą wydania prawomocnego wyroku, w drugiej instancji. Prezydent, nie wiem z jakich powodów, uparł się, że będzie trzymał się koncepcji, że oni nadal są posłami - mówił Rączka.
Prof. Rączka tłumaczył też, że decyzja prezydenta "nie jest furtką do przedterminowych wyborów", bo przedstawiono mu projekt budżetu do podpisu w wymaganym terminie. - Konstytucja wyraźnie mówi, że prezydent może rozpisać nowe wybory, jeżeli w ciągu czterech miesięcy od przedstawienia projektu budżetu nie zostanie on przekazany prezydentowi do podpisu - powiedział.
Prof. Rączka o apelu sędziów SN: ostatnie wołanie o uzdrowienie sytuacji
We wtorek grupa 37 sędziów Sądu Najwyższego opublikowała stanowisko "w związku z sytuacją w wymiarze sprawiedliwości". Wystosowali szereg "wezwań", "mając na względzie konieczność przywrócenia praworządnego działania organów władzy publicznej", w tym samego SN. Chcą odejścia "Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego i Prezesów kierujących pracami Izby Cywilnej, Karnej oraz Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych".
Sędziowie nakreślili sytuację w SN, wskazując między innymi, że udział sędziów powołanych przy udziale neo-KRS w składach Sądu Najwyższego "prowadzi do naruszenia standardu rozpoznania spraw przez bezstronny i niezależny sąd". Taki sam skutek - czytamy - wywołuje funkcjonowanie izb Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz Odpowiedzialności Zawodowej. Napisali też o wadliwości powołania pierwszej prezes SN.
Prof. Rączka nazwał apel "ostatnim wołaniem o uzdrowienie sytuacji". - Ten apel to ostatnie wołanie o uzdrowienie sytuacji w Sądzie Najwyższym, a dalej w Sądach Powszechnych. W tej chwili sytuacja jest taka, że zapada wiele pseudoorzeczeń wydawanych przez neosędziów czy niesędziów, które są prawnie wadliwe - powiedział.
- Formalnie oni są sędziami, ale w świetle orzecznictwa Sądu Najwyższego i Trybunałów Międzynarodowych oni nie mają zdolności do sprawowania wymiaru sprawiedliwości, więc każde wydane przez nich pseudoorzeczenie jest dotknięte genetyczną wadą prawną i może być podważone. To stwarza stan ogromnej niepewności w społeczeństwie, bo do końca nie wiemy, czy ten wyrok jest prawidłowy czy nieprawidłowy, czy on będzie skuteczny czy nieskuteczny. Ta sytuacja nie może trwać bez końca - mówił prof. Rączka.
- Ten apel jest takim krzykiem do polityków, że to ma pierwszoplanowe znaczenie dla przywrócenia praworządności w Polsce. W moim przekonaniu jest to najważniejsza sprawa - dodał.
Za co zostali skazani Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik
Zarówno Mariusz Kamiński, jak i Maciej Wąsik zostali prawomocnie skazani przez warszawski sąd okręgowy za niedopełnienie obowiązków oraz przekroczenie uprawnień. Chodzi o okres od 14 grudnia 2006 roku do 5 lipca 2007 roku i działania dotyczące tzw. afery gruntowej. W okresie Mariusz Kamiński był szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego, a Maciej Wąsik jego zastępcą. Razem z nimi skazano również dwóch innych członków ówczesnego kierownictwa CBA.
Jak stwierdził sąd okręgowy, Mariusz Kamiński "przekroczył przyznane mu uprawnienia i nie dopełnił ciążących na nim obowiązków" w ten sposób, że "kierował popełnieniem" czynu zabronionego przez podległych mu funkcjonariuszy CBA "pomimo braku podstaw prawnych". Wyrok mówi m.in. o zaplanowaniu, zorganizowaniu i zrealizowaniu "przy wykorzystaniu wykonujących jego polecenia funkcjonariuszy CBA" (w tym Macieja Wąsika - red.) prowokacji. Stwierdza, że "zlecił zainicjowanie na podstawie podrobionych dokumentów" przeprowadzenie odrolnienia gruntów. Aby to uwiarygodnić - jak stwierdza sąd - "zlecił podrobienie szeregu dokumentów urzędów administracji rządowej i samorządowej", które wymieniono w wyroku.
W odniesieniu do Macieja Wąsika sąd stwierdził, że nie dopełnił ciążących na nim obowiązków w ten sposób, że "wykonując polecenia przełożonego, to jest Szefa CBA Mariusza Kamińskiego, których realizacja spowoduje popełnienie czynu zabronionego, nie dopełnił wynikającego z art. 71 ust. 2 cytowanej ustawy o CBA obowiązku odmowy wykonania polecenia, a także przekroczył uprawnienia w ten sposób, że zlecił podległym mu pracownikom przeprowadzenie czynności operacyjno-rozpoznawczych (…) pomimo braku podstaw prawnych do ich realizacji".
Czym była tzw. afera gruntowa
Afera gruntowa była prowokacją wymierzoną przeciwko ówczesnemu wicepremierowi w rządzie Jarosława Kaczyńskiego - Andrzejowi Lepperowi. Jak przypomina Konkret24, latem 2007 roku CBA przeprowadziło operację, w ramach której wręczono dwóm osobom w kierowanym przez Leppera Ministerstwie Rolnictwa tzw. kontrolowaną łapówkę za odrolnienie gruntu na Mazurach. Przeciek utrudnił jednak doprowadzenie sprawy do końca. Według sądu Kamiński zaplanował i zorganizował prowokację CBA, zlecił wprowadzenie w błąd jednej osoby i podżeganie do korupcji, podczas gdy brak było podstaw do wszczęcia operacji CBA w resorcie rolnictwa. Polecenia Kamińskiego wykonywał jego zastępca Maciej Wąsik i dwóch oficerów z pionu operacyjno-śledczego - czytamy na Konkret24.
W efekcie Andrzej Lepper został zdymisjonowany przez ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, tym samym rozpadła się koalicja PiS-Samoobrona-LPR, co doprowadziło w efekcie do przedterminowych wyborów. Po nich władzę przejęła koalicja PO-PSL.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24