Prawo i Sprawiedliwość chce w dniu wyborów przeprowadzić referendum w sprawie migrantów. Adam Bielan przekonuje, że jest to tani plan, ale nie wszyscy są co do tego zgodni. Okazuje się, że połączenie wyborów i referendum ma na celu przede wszystkim osiągnięcie politycznego zysku. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Zmiana sztabu, zmiana w rządzie, zmiany na kampanijnym froncie – Prawo i Sprawiedliwość szuka tematu, którym zawróci wyborcom w głowach. Przy Nowogrodzkiej panuje przekonanie, że antyimigranckie hasła, w połączeniu z referendum, to jest dobry pomysł.
- To jest mechanizm, od którego oficjalnie Unia odeszła w 2018 roku, przyjmując zasadę dobrowolności i to jest mechanizm, do którego Unia wróciła dokładnie dwa tygodnie temu – mówi eurodeputowany Partii Republikańskiej Adam Bielan.
Pytania o koszt referendum
Nowy stary członek PiS-owskiego sztabu zdradził, że plebiscyt miałby odbyć się w tym samym dniu, co wybory do Sejmu i Senatu. – Mamy wybory, czyli możliwość zorganizowania referendum, które będzie niezwykle tanie, bardzo mało kosztowne – zapewnia.
To pogląd ciekawy, wyliczenia nieznane, ale narracja opracowana. – Bezpieczeństwo nie ma ceny – stwierdza Rafał Bochenek z PiS. – Natomiast, jeśli chodzi o koszty to naprawdę są one minimalne, w stosunku do tego, jakie są koszty wyborów parlamentarnych w Polsce – dodaje.
Referendum jako narzędzie zarządzania emocjami - zwłaszcza w równoległej kampanii parlamentarnej - to dla PiS-u jest bezcenne, ale raczej na pewno nie jest tanie. Według danych Krajowego Biura Wyborczego wybory w 2019 roku kosztowały niemal 225 milionów złotych.
Ostatnie ogólnopolskie referendum, które w Polsce przeprowadzono, odbyło się we wrześniu 2015 roku. Zapowiedział je w kampanii prezydenckiej Bronisław Komorowski. Żeby przyciągnąć elektorat miłującego referenda Pawła Kukiza i przegrał. Kilka pytań, frekwencja 7,8 procent, wynik niewiążący i wydane 70 milionów, czyli dodatkowa 1/3 kosztu wyborów.
Problemy z organizacją referendum w czasie wyborów
Teraz rzekomo miałoby być taniej, choć jak tłumaczy były szef Państwowej Komisji Wyborczej, to iluzja. - Wcale nie będzie taniej, tylko będzie drożej – uważa Wojciech Hermeliński. - Przede wszystkim będą musiały być powołane osobne komisje. Jeśli się nie zmieni ustawodawstwo, to będą musiały być powołane dwa osobne piony komisji – wyjaśnia.
Ustawa o referendum mówi co prawda, że listy wyborców będą te same i to tylko kwestia druku list do podpisu podwójnie, ale podwójne musi być wszystko - Urny, pomieszczenia i składy komisji - a to oznacza dodatkowe gigantyczne koszty.
Choćby skompletowanie pełnej obsady komisji jest wyzwaniem nawet przy pojedynczych wyborach. - Często to są z łapanki ludzie, bo nie ma dużo chętnych. To jest ciężka praca – zauważa Wojciech Hermeliński.
- Mogą być do tego przeszkody techniczno-organizacyjne, więc trzeba zbadać temat, czy to jest możliwe – mówi wiceminister funduszy i polityki regionalnej Marcin Horała.
Ta świadomość w obozie władzy raczej rzadko się przebija, a trudności jest więcej - choćby godziny głosowania, bo zgodnie z Kodeksem wyborczym wybory odbywają się w godzinach 7-21, a ustawa o referendach krajowych mówi o godzinach 6-22. Logistycznie jest to więc trudne do przeprowadzenia, a to nie koniec.
Politycy o pomyśle przeprowadzenia referendum
Wydatki na kampanię wyborczą muszą być ściśle i skrupulatnie kontrolowane. Z tego partie się rozlicza. To oznacza choćby jeden konkretny rachunek zwany funduszem wyborczym. Ale jeśli równocześnie PiS będzie chciał prowadzić kampanię referendalną na temat, który wymyślił, to tu wchodzi w grę już fundusz referendalny - konia z rzędem temu, kto działania jednej kampanii oddzieli od tej drugiej.
Senator niezrzeszony Jan Maria Jackowski zastanawia się, czy "nie będzie szarej strefy miedzy jedną, a drugą kampanią". Również Piotr Zgorzelski z PSL uważa, że "to wszystko jest jeden wielki groch z kapustą".
– Prawo i Sprawiedliwość lubi chaos i bałagan – uważa Tomasz Trela z Nowej Lewicy. – Chodzi o galimatias, chodzi o przykrycie wszystkiego innego - dodaje Katarzyna Kotula z Nowej Lewicy.
Referendum zwołuje Sejm, jeśli przegłosuje uchwałę bezwzględną większością w obecności co najmniej połowy posłów. Najbliższe posiedzenie Sejmu na początku lipca. A już dziś wiadomo, że przymus relokacji Polski może nie dotyczyć - zresztą unijne rozporządzenie to dopiero projekt.
Źródło: TVN24