Zapisy w projekcie PiS ws. kontroli operacyjnej prowadzonej przez tajne służby oraz zasad pobierania przez nie billingów są niezgodne z prawem Unii Europejskiej - wynika z opinii Biura Analiz Sejmowych, do której dotarł portal tvn24.pl.
Projekt nowelizacji pakietu ustaw o Policji i poszczególnych służbach przechodzi w parlamencie ekspresową ścieżkę. W ostatni wtorek zyskał akceptację do dalszych prac od dwóch komisji sejmowych: służb specjalnych i obrony narodowej. To dlatego, że już w lutym wygasają te przepisy dotyczące kontroli operacyjnej, które siedemnaście miesięcy temu Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z ustawą zasadniczą.
Opinia BAS
Choć sam projekt powstał w biurze ministra koordynatora służb Mariusza Kamińskiego, to ma status "poselskiego". Dzięki takiemu zabiegowi nie musi przechodzić długotrwałego etapu konsultacji międzyresortowych.
Opinia sejmowych prawników na temat projektu jest niezbędna, ale nie ma mocy wiążącej dla posłów. Biuro Analiz Sejmowych swoje uwagi zawarło na dziewięciu stronach. Z opinii tej wynika, że przedmiot poselskiego projektu jest objęty zakresem prawa Unii Europejskiej. Projekt zaś jest sprzeczny z prawem unijnym.
Dowolność służb
Z lektury analizy sejmowych prawników wynika, że szczególnie dwa rozwiązania proponowane przez posłów PiS (a także ministra Mariusza Kamińskiego) budzą wątpliwości. Pierwszy dotyczy tego, kiedy policjanci i funkcjonariusze służb będą mogli tajnie sięgać po nasze dane - tak dotyczące telefonów, jak i komunikacji internetowej. Legislatorzy z BAS zwrócili uwagę, że według projektu będą mogli to robić zawsze, gdy ich działanie dotyczy "przestępstwa" - czyli de facto każdego czynu zagrożonego karą.
"Proponowane zmiany naruszają prawo, ponieważ nie spełniają kryterium 'wystarczająco poważnych' przestępstw uzasadniających ingerencję w prawa podstawowe" - ocenili sejmowi analitycy. Przywołali jednocześnie konkretne wyroki Trybunału Sprawiedliwości, zgodnie z którymi możliwość inwigilacji powinna zostać ograniczona właśnie do "poważnych przestępstw".
Brak kontroli sądu
Druga słabość projektu - według sejmowych prawników - dotyczy kontroli nad tym, kiedy i czego o nas dowiadują się funkcjonariusze sięgając po dane "telekomunikacyjne lub pocztowe".
"Brak uprzedniej kontroli sądu lub niezależnego organu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał za nieuzasadnioną ingerencję w prawa podstawowe" - wskazują autorzy analizy.
Tymczasem w nowelizacji PiS proponuje, by "kontrola sprawowana przez sąd okręgowy nad uzyskiwaniem danych miała charakter kontroli następczej" - czyli dopiero po fakcie sięgnięcia po nasze dane. Łatwiej to zrozumieć na przykładzie rozwiązań dotyczących samych podsłuchów naszych rozmów. Poza absolutnymi wyjątkami (trwającymi maksymalnie do pięciu dni), by włączyć podsłuch telefonu, funkcjonariusz musi zyskać zgodę przełożonego, a ten szefa prokuratury, który skieruje wniosek do rozpatrzenia przez sąd. I dopiero wtedy rozmowy mogą zacząć być podsłuchiwane i nagrywane.
Kontrola nad kontrolą operacyjną
- Będziemy bronić naszych rozwiązań przekonując konkretnymi argumentami. Sejmowi prawnicy nie mają racji - usłyszeliśmy od jednego z polityków PiS zaangażowanych w powstanie projektu.
Jeden z koronnych argumentów dotyczy tego, czy w ogóle możliwe jest poddanie realnej kontroli sięgania przez służby po "dane telekomunikacyjne". Aktualnie sądy kontrolują wnioski o włączenie około 10 tysięcy podsłuchów rocznie. Tymczasem - według różnych źródeł - policja i służby sięgają nawet 3 miliony razy każdego roku po nasze wykazy połączeń lub tylko informacje, kto jest właścicielem danego numeru. Takiej liczby wniosków nie obsłużyliby polscy sędziowie nawet gdyby ich zwolnić od wszystkich innych obowiązków.
Paweł Wojtunik, były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, zauważał: - Właśnie dzięki sięganiu po dane telekomunikacyjne możemy ograniczyć liczbę wniosków o podsłuchy. Ich analiza pozwala nam precyzyjnie wyselekcjonować osoby naprawdę związane z przestępstwem i tylko te podsłuchiwać - mówił.
Polityczne decyzje wkrótce
W tym tygodniu minister cyfryzacji Anna Streżyńska i wicepremier Jarosław Gowin zorganizowali spotkanie z organizacjami praw człowieka, by wysłuchać ich krytyki dotyczącej tego projektu.
- Stanowisko rządu będzie gotowe wkrótce - zapowiedział w rozmowie z nami Jarosław Gowin, sugerując zarazem, że może być ono zaskakujące. - Jeśli nie uchwalimy tej nowelizacji, to policja i służby oślepną i ogłuchną tak wobec pospolitych złodziejaszków, jak wobec terrorystów czy szpiegów - mówi z kolei osoba związana z ministrem koordynatorem Mariuszem Kamińskim.
Odpowiedzialność za całą sytuację spada na poprzedni rząd. To ekipa Ewy Kopacz miała komfortową sytuację - bo wyrok Trybunału zapadł w lipcu 2014 roku z maksymalnym czasem (18 miesięcy) na naprawę ustaw. Rząd, wbrew licznym deklaracjom, nie zdążył przedstawić swojego projektu.
Autor: Robert Zieliński//gak / Źródło: tvn24.pl