Kto nie wierzył, ma kolejny dowód. I to taki, z którym trudno dyskutować - dane satelitarne. - Pożar lasu w Czarnobylu nie zagrażał jakości powietrza w Polsce - podkreśla Grzegorz Walijewski z IMGW i pokazuje, jaką zawartość tlenku węgla w atmosferze wykrył czujnik zamontowany na jednym z satelitów.
Pierwszy pożar w strefie wokół elektrowni jądrowej w Czarnobylu wybuchł 4 kwietnia. Początkowo był mały, w kolejnych dniach jednak zaczął wzbudzać zainteresowanie, a potem niepokój - również w Polsce - bo ogień pojawił się w kilku miejscach w tzw. strefie wykluczenia. Gdy okazało się, że może to być największy pożar od czasu awarii elektrowni atomowej w 1986 roku, zaczęli interesować się nim już wszyscy.
Lęk rósł. Pojawiły się zupełnie niepotwierdzone informacje o tym, że na pewno promieniowanie będzie podwyższone, a radioaktywna chmura z pewnością nadleci lub już (wtedy) leciała nad Polskę. Informacjom przekazywanym przez władze w Kijowie o tym, że większego stężenia pierwiastków promieniotwórczych w atmosferze się nie wykrywa, wielu nie wierzyło.
Fakty i mity
Po około tygodniu od pierwszych doniesień o pożarze, plotki o tym, co może się dziać lub dzieje, zaczęły docierać do Polski. Za akcję uświadamiania zabrała się więc grupa Napromieniowani.pl, która organizuje wyjazdy do strefy wokół Czarnobyla. To ludzie, którzy niejeden dzień tam spędzili i niejedno tam widzieli. A do tego od lat charytatywnie pomagają samosiołom.
12 kwietnia opublikowali długi post, w którym wyjaśnili, że żadnego zagrożenia dla Polski nie ma.
Następnie grupa odniosła się do krążącego po Internecie filmu, który miał przedstawiać rozchodzenie się nad Polską radioaktywnej chmury z pożarów w Czarnobylu.
"Tytuł filmu stwierdza jednoznacznie, że mamy do czynienia z zagrożeniem, jednakże w opisie brak jakiegokolwiek objaśnienia. A że kolorowe piksele zmierzające ku granicom Polski wyglądają spektakularnie, to film zaczął szybko zdobywać popularność. Postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się sprawie i zrobić objaśnienie za autorów. (…) Wniosek? Wartości przedstawione na mapie to milionowe bekerela na 1 metr sześcienny (m3), czyli zawartości cezu w przelatującej chmurze, to nawet nie jest jeden rozpad na 1 metr sześcienny powietrza. MAKSYMALNE wartości docierające nad Polskę to 0,00001 Bq/m3 przy rocznym limicie wynoszącym 80 000 Bq. (…) Z filmu jasno więc wynika, że zagrożenia nie ma, ale kto z Was zrozumiałby to?" – pisała w poście Natalia Karwan.
Państwowa Agencja Atomistyki uspokaja
Tego samego dnia pierwszy komunikat w sprawie pożarów wokół elektrowni w Czarnobylu wydała Państwowa Agencja Atomistyki.
"Sytuacja radiacyjna w Polsce pozostaje w normie, jak również nie występuje zagrożenie dla zdrowia i życia ludności na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Poziomy skażeń promieniotwórczych powietrza wynikające z pożarów lasów w otoczeniu Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej nie mają obecnie wpływu na sytuację radiacyjną na terenie Polski" – podkreślał dr Łukasz Młynarkiewicz, p.o. prezesa PAA.
Ale dla zwolenników spiskowych teorii to wciąż było za mało. Może lepiej, tak na wszelki wypadek, pójść do apteki, kupić płyn Lugola i wypić? – takich zapytań tylko do grupy Napromieniowani.pl trafiły setki.
Nie.
"Dostarczanie zbyt dużych ilości jodu przynieść może więcej szkód, niż pożytku. Dlaczego? Właśnie dlatego, że jod-131 uwolniony do atmosfery 34 lata temu już dawno się rozpadł. Nie ma go zatem już nawet w Czarnobylu, więc tym bardziej nie ma jak do nas przywiać stamtąd. (…) Niekontrolowana suplementacja, jeżeli nie cierpimy na niedobory jodu, doprowadzić może do nadczynności tarczycy. (…) Płyn Lugola to nie sok, ani suplement diety! Jego zastosowanie, jako środka prewencji, nigdy nie było brane pod uwagę i w ten sposób zastosowano go tylko raz - w Polsce, ze względu na łatwą dostępność i sposób podania. Tabletek ze stabilnym jodem, które dostarcza się mieszkańcom okolic elektrowni jądrowych, również nie zażywa się dla kaprysu, a jedynie wtedy, kiedy zajdzie taka konieczność. I TYLKO wtedy" – podkreślała w poście na Napromieniowani.pl Anna Bąkowska.
"Stosowanie preparatów ze stabilnym jodem zaleca się wyłącznie w przypadku występowania w środowisku wysokich stężeń promieniotwórczego jodu-131. Jest to izotop, który stanowi zagrożenie bezpośrednio po awarii elektrowni jądrowej, jednak jego okres połowicznego rozpadu wynosi ok. 8 dni. Oznacza to, że już miesiąc po katastrofie elektrowni jądrowej w Czarnobylu ilość promieniotwórczego jodu zmniejszyła się trzynastokrotnie, a po roku wynosiła 0,000000000002% pierwotnej ilości. Obecnie, 34 lata po katastrofie w Czarnobylu, nie obserwuje się promieniotwórczego jodu-131 uwolnionego w trakcie katastrofy" – pisał dr Młynarkiewicz.
Mimo to ludzie rozsyłali łańcuszki SMS-ami i na Facebooku. Że "znajomy z sanepidu", Państwowej Agencji Atomistyki czy Narodowego Centrum Badań Jądrowych informuje o nadciągającej chmurze radioaktywnej.
Przestraszyli się, choć 17 kwietnia Państwowa Agencja Atomistyki kolejny raz uspokajała: zagrożenia radiacyjnego nie ma. I dla potwierdzenia prezentowała wyniki pomiarów.
Kolejne - bardzo różne wieści - dotyczyły tego, co dzieje się w Kijowie. Pisano m.in. o tym, że, że władze ukraińskiej stolicy kazały mieszkańcom pozostać w domach i zamykać okna, bo w powietrzu unosił się dym z pożarów w Żytomierzu i strefie wykluczenia wokół nieczynnej elektrowni jądrowej w Czarnobylu.
Nad miasto nie tylko dotarł dym z pożaru, ale przeszła też niezwykła zupełnie na tej szerokości geograficznej burza piaskowa, spowodowana - według kijowskiego zarządu ds. ekologii i zasobów naturalnych - zmianami klimatu. W efekcie według serwisu IQAir powietrze w Kijowie tego dnia było najbardziej zanieczyszczone spośród wszystkich miast na świecie.
Obywatelskie badanie promieniowania
Napromieniowali.pl poszli o krok dalej, nie wszystkim bowiem wystarczyły i pomogły słowa instytucji i ekspertów zajmujących się problematyką jądrową. Zwrócili się do wszystkich osób posiadających dozymetry o dokonanie pomiarów i wysyłanie zdjęć razem z lokalizacją ich wykonania.
Pod koniec dnia opublikowali zdjęcia odczytów z dozymetrów od ponad 50 osób. "Zdajemy sobie jednak sprawę, że wielu z Was nie ufa agencjom rządowym, dlatego poprosiliśmy naszych czytelników (tj. tych, którzy mają dozymetr), aby wykonali dziś o dowolnej porze dnia pomiar i wysłali nam zdjęcie wraz z lokalizacją. Są to osoby całkowicie losowe, nieznane nam i korzystające z bardzo różnych sprzętów. W żadnym z tych przypadków nie stwierdzono autentycznych odchyleń od normy" – napisali.
Brak zagrożenia w wydanym 24 kwietnia oświadczeniu potwierdziła Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA). Opierając swoją ocenę na danych dostarczonych przez Ukrainę, MAEA stwierdziła, że wzrost poziomu promieniowania mierzonego w tym kraju jest bardzo niewielki i nie stanowi zagrożenia dla zdrowia ludzkiego.
- Ponadto poziomy promieniowania znacznie spadają wraz ze wzrostem odległości od miejsca pożaru - podkreślała Elena Buglova, szefowa Centrum Incydentów i Nagłych Wypadków MAEA (IEC).
IMGW pokazuje dane satelitarne
Teraz głos zabrał Państwowy Instytut Badawczy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW). - Pożar lasu w Czarnobylu nie zagrażał jakości powietrza w Polsce. Potwierdzają to dane satelitarne – poinformował Grzegorz Walijewski, rzecznik prasowy IMGW-PIB.
Zdjęcia satelitarne opisujące przemieszczanie się chmur pokazują, że o żadnej radioaktywnej chmurze mowy być nie mogło, bo nawet tlenek węgla z Ukrainy nie mógł się do Polski przedostać.
Pokazują to zdjęcia satelitarne wykonane przez satelitę Sentinel-5, którą umieszczono na orbicie Ziemi 13 października 2017 roku. - Jest to pierwszy satelita z serii Copernicus, przeznaczony do monitorowania naszej atmosfery. Na jego pokładzie znajduje się m.in. czujnik TROPOMI, który mierzy całkowitą zawartość tlenku węgla w atmosferze – wyjaśnia Walijewski.
4 kwietnia, kilka minut po wybuchu pożaru w okolicach Czarnobyla, czujnik zarejestrował wzrost zawartości CO w atmosferze (kolor czerwony).
- Dane uzyskane z Sentinel-5P w kolejnych dniach wskazują, że do 13 kwietnia warunki pogodowe uniemożliwiały przemieszczanie się chmury zanieczyszczeń w kierunku zachodnim. Smuga z czujnika TROPOMI aż do czasu ugaszenia pożaru kierowała się na terytorium Ukrainy i Białorusi – wyjaśnia Walijewski.
Polska niemal przez cały ten czas na mapie była żółto-zielona. Albo szara - wówczas chmury uniemożliwiały pomiar z satelity.
Dym jest, ale nie z Czarnobyla
Mapy przygotowane przez IMGW uwzględniały dane do pierwszych informacji o ugaszeniu pożarów wokół elektrowni w Czarnobylu 13 kwietnia.
Ogień jednak wrócił. Opanowano go dopiero w okolicach 27 kwietnia.
Co działo się zatem z wiatrem i produktami spalania unoszącymi się w atmosferze? - pytamy eksperta z IMGW.
– W kolejnych dniach przeważał wiatr północny i pod koniec tego okresu północno-wschodni, czyli dym i zanieczyszczenia z pożarów lasów wokół Czarnobyla zwiewało na południową, a później na południowo-zachodnią część Ukrainy – tłumaczy Walijewski.
Ale powietrze nad północno-wschodnią Polską faktycznie było w tym okresie zanieczyszczone tlenkiem węgla i dwutlenkiem azotu. Wszystko za sprawą pożaru Biebrzańskiego Parku Narodowego.
Dym z pożaru widoczny jest na obrazach satelitarnych SEVIRI z 22 kwietnia. Odczyty w pozostałych dniach utrudniały chmury.
Wpływ pożaru na jakość powietrza pokazywał też czujnik TROPOMI.
Źródło: TVN 24 Poznań