|

Pszczoły w hydrozagadce. "Jak zaleje i tutaj, nie będziemy mieli gdzie uciec"

Łukasz Waryas, pszczelarz
Łukasz Waryas, pszczelarz
Źródło: tvn24.pl

W ostatnich dniach przez powódź prawie nie spałem. W Brzeźnicy woda zalała moje ule, musiałem je przewieźć do Starego Raduszca, mam tu większą pasiekę. Ale czy tu jesteśmy bezpieczni? Nie wiem. Codziennie doglądam moich pszczół. Sprawdzam prognozy. Mam aż 120 rodzin - mówi Łukasz Waryas, pszczelarz i były żołnierz zawodowy. Pszczoły kocha tak, jak ludzie kochają swoje psy i koty.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Podtopione pszczoły wytrzymają góra dwa dni. Będą uciekać przed wodą w górę ula, ale z niego nie wylecą. Zacznie brakować im tlenu, dlatego zginą.

- Ciałko pszczoły jest pokryte małymi włoskami. Nasiąknięte wodą jest ciężkie, pszczoła nie ma siły się wzbić i wylecieć z ula. Zresztą one by nie uciekły, narastająca wilgoć je stresuje. W tych zalanych ulach siedziały na górze zbite w jedną masę, zestresowane. Aż chciałem je przytulić - mówi Łukasz Waryas.

W wojsku służył jako żołnierz zawodowy do 2020 roku, potem na pełen etat zajął się hodowlą pszczół. Pszczelarstwo to w jego rodzinie wielka pasja. Ule miał też jego dziadek i wujek.

Z zalanej Brzeźnicy Łukasz wywiózł 20 pszczelich rodzin.

- Wody było tyle, że nie dało się przejść do uli, musiałem wjechać tam traktorem. Przewiozłem je do drugiej pasieki w Starym Raduszcu - opowiada.

- Czy pszczoły są bezpieczne we wsi, na którą idzie fala? - pytam.

Łukasz: - Jeśli wierzyć najstarszym, doświadczonym powodziami mieszkańcom, to tak. Ale ja i tak prawie nie śpię.

Zalane ule pana Łukasza w Brzeźnicy
Zalane ule pana Łukasza w Brzeźnicy. Wjazd był możliwy tylko na traktorze.
Źródło: Archiwum prywatne Łukasza Waryasa

Do pszczół wrócimy, ale najpierw spróbujmy rozwiązać hydrozagadkę.

Sołtyska pływała w wannie po podwórku

Na odliczanie, ile centymetrów powyżej stanu alarmowego ma Bóbr, we wsi Stary Raduszec mawiają "hydrozagadka".

- Widziała pani "hydrozagadkę" na stronie IMGW? Tam zaniżają, my tu mamy swoje dane. Wody w Bobrze jest więcej - twierdzi Andrzej. Rzekę zna, mówi, jak własne odbicie w lustrze.

- Bo od takiego (schyla rękę na wysokości kolan) łowię tu ryby - dodaje.

No więc w środę "hydrozagadka" ma już 505 cm, kolejnego dnia tylko rośnie. Ale tym, którzy mieszkają w Starym Raduszcu od zawsze, wystarczy jeden rzut oka na wieś, by ocenić zagrożenie. Tu będą podsiąki, wody napływowej nie będzie. Tam wał jak sitko, ale wytrzyma. Tu trzeba dołożyć worków, a tam można spać spokojnie.

W nocy ze środy na czwartek wał monitorują strażacy, następnej nocy zmienia ich policja. Sołtyska Grażyna Myśliwiec gdyby mogła, toby zwolniła ich do domu. Powodzi się nie boi.

Na Facebooku pisze: "Wszyscy wiemy, gdzie mieszkamy, na jakim terenie, jakie przeżyliśmy powodzie, podtopienia. I wiemy doskonale, co nas czeka".

Grażyna Myśliwiec, sołtys wsi Stary Raduszec
Grażyna Myśliwiec, sołtys wsi Stary Raduszec
Źródło: tvn24.pl

W czwartek, gdy "hydrozagadka" na stronach IMGW pokazuje już 642 cm (stan alarmowy wynosi 500 cm), jadę dowiedzieć się, co czeka Stary Raduszec. A jest to wieś położona na terenach zalewowych, na skrzyżowaniu dwóch rzek: Bobru i Odry. Spodziewam się najgorszego.

Grażyna Myśliwiec: - Panikują jedynie napływowi, co na wieś zjechali niedawno. Ja tu wszystkich uspokajam. Tragedii żadnej nie będzie.

Siedzimy przed domem pani Grażyny. Wysoki, murowany, dalej zielone podwórko. W stodole zboże, które trzeba było przerzucić, by nie zawilgotniało od wody. Sołtyska w Starym Raduszcu mieszka całe życie.

Stary Raduszec położony jest na skrzyżowaniu Odry i Bobru
Stary Raduszec położony jest na skrzyżowaniu Odry i Bobru
Źródło: tvn24.pl

- Powódź była tu w latach 50., to wiem z opowiadań, bo mnie jeszcze na świecie nie było. Pamiętam już powódź z 1977, później z 1997, a potem jeszcze w 2010. Podtopienia to nasza codzienność. Z jednej strony mamy Bóbr, z drugiej Odrę i jeszcze jest żwirownia. Jak byłam dzieckiem, to wody często było tyle, że bracia wsadzali mnie do starej wanny i pływałam w niej po podwórku - opowiada.

Choć uspokaja mieszkańców, że takich obrazów, jak z Kłodzka czy Głuchołaz nie będzie, to nie śpi od kilku dni.

- Wszyscy zarywamy noce, mamy tu bardzo dużo pracy. Wozimy worki, pilnujemy wałów. Jest co robić. Podsiąki to będą na pewno od Bobru, ale do domów woda się nie wleje. Wiele domów stoi na podwyższeniu, Niemcy dobrze te domy rozplanowali, zrobili studzienki. Woda spłynie do piwnic, potem wyschnie. Jesteśmy spokojni - przekonuje.

Most na rzece Bóbr w Starym Raduszcu
Most na rzece Bóbr w Starym Raduszcu
Źródło: tvn24.pl

Po chwili odbiera jeden telefon, potem drugi. Ktoś na rowerze podjeżdża do płotu.

- Dzień dobry pani sołtysowo, jak sytuacja? - woła mężczyzna.

- Na razie dobrze, jeszcze do świetlicy osiemset worków muszę zawieźć - odpowiada sołtyska. - A jak pszczoły?

- Jakie pszczoły? - pytam.

Groźba pożądlenia

Im więcej Łukasz opowiada mi o swoich pszczołach, tym więcej pytań zadaję. W końcu brzmię tak, jakbym miała z powrotem sześć lat. Na zmianę wykrzykuję "naprawdę?" i "niemożliwe!".

Około 400 metrów od domu sołtyski, w otoczeniu łąk, stoi pasieka Łukasza. W ulach mieszka 100 pszczelich rodzin. Pozostałych 20 przyjechało z zalanej wodą Brzeźnicy.

Łukasz Waryas pracuje bez kombinezonu pszczelarskiego
Łukasz Waryas pracuje bez kombinezonu pszczelarskiego
Źródło: tvn24.pl

- Masz specjalny strój pszczelarski? - pytam.

- Nie używam takiego stroju - mówi Łukasz.

- Naprawdę? - dziwię się.

- Pracuję gołymi rękoma.

- Niemożliwe! - otwieram szeroko oczy. - Wsadzasz ręce do ula?!

- Tak.

- I nie boisz się użądleń? - nie dowierzam.

Łukasz Waryas ma 120 pszczelich rodzin
Łukasz Waryas ma 120 pszczelich rodzin
Źródło: tvn24.pl

- Praca w kombinezonie jest dosyć uciążliwa. Czasem mnie pożądlą, ale ja moje pszczoły dobrze znam. Od razu widzę, w jakim są humorze.

- A po czym to widać?

- Po tym, jak się zachowują przy ulu. Pszczoły mogą być zdenerwowane z różnych powodów. Na przykład skokami ciśnienia albo nadchodzącym deszczem. Brakiem pożytku, bo jakaś roślina nie kwitnie, więc nie mają co przynieść. Bronią wtedy bardzo swojego gniazda. Na razie możemy spokojnie przejść. Jeśli pszczoły się zdenerwują, to ci powiem - obiecuje Łukasz.

Na płocie pasieki wisi tabliczka: "Uwaga! Pszczoły. Groźba pożądlenia". Wokół kolorowych uli kłębią się roje. Po kwadransie Łukasz powie mi, że pszczoły zainteresowały się moimi rozwianymi włosami.

Gdy pojawiają się pierwsze informacje o powodzi, Łukasz zaczyna się martwić o ule. Fala już tu zmierza i informują już o tym wszystkie media. Trzy dni jeździ w tę i z powrotem między Brzeźnicą i Starym Raduszcem. Samochodem, motorem, rowerem. Rozmawia z mieszkańcami, którzy znają Bóbr i Odrę, jak duże jest zagrożenie. W Brzeźnicy woda zalewa ule.

Pasieka w Starym Raduszcu
Pasieka w Starym Raduszcu
Źródło: tvn24.pl

- Nie jest łatwo przenieść pasiekę. Po pierwsze, trzeba zrobić to tak, by nie zestresować pszczół. To są delikatne owady. Po drugie, trzeba mieć przyczepę. Na szczęście mam większą pasiekę tu, w Starym Raduszcu, i mogłem przenieść ule z zalanej Brzeźnicy. Ale jak tu przyjdzie woda, to nie mamy dokąd uciec. Gdzie miałbym te moje pszczoły zawieźć? Nikt nie postawi na swojej posesji tylu uli. Dla osób, które nie znają się na pszczelarstwie, jest to niebezpieczne. Pszczoły to szczególne stworzenia. Trzeba umieć się nimi zająć - opowiada.

Wiedza o tym, jak hodować pszczoły, rozmnażać je i dbać o nie, jest bardzo rozległa.

- To doświadczenie, które zbieram już od dziesięciu lat. Pierwszy ul kupiłem, gdy miałem 29 lat. A teraz mam 120 rodzin - mówi z dumą.

Królowa jest zielona

Łukasz prowadzi na YouTube kanał o hodowli pszczół. W Polsce jest około 80 tysięcy pszczelarzy, Łukasza obserwuje 21 tysięcy osób. Wiele z nich martwi się o pasieki.

- Dużo widzów pyta mnie w komentarzach, jak sytuacja, czy zabezpieczyłem ule. Wiedzą, że mam pasieki na niebezpiecznym terenie zalewowym - mówi.

Jak na co dzień wygląda praca pszczelarza?

Łukasz: - Czasami pracuje się nawet 15 godzin, wiele zależy od pogody, od tego, co w danym czasie kwitnie. Od kwietnia do sierpnia pracy jest najwięcej. Trzeba rozmnażać rodziny, pilnować, by pszczoły nie wyleciały, bo w okresie godowym uciekają z ula. Na szczęście trochę pomaga mi żona. 120 rodzin na jednego pszczelarza to dużo. Dziś na przykład mam mniej pracy, przyjechałem tylko podkarmić parę uli.

Łukasz Waryas karmi swoje pszczoły
Łukasz Waryas karmi swoje pszczoły
Źródło: tvn24.pl

- Co je pszczoła? - pytam.

- Syrop cukrowy, są też specjalne pasze.

- I ty je karmisz?

Łukasz: - Każdy się zawsze dziwi, że żeby wybrać miód z ula, trzeba pszczołom dać coś w zamian. Pszczoły miód produkują dla siebie, nie dla jakiegoś człowieka. Człowiek przychodzi i jest złodziejem miodu. Dawniej nikt nie wiedział o tym, że cukier dla pszczoły jest pokarmem, który daje jej energię i pozwala przeżyć zimę. Zabierano pszczołom krasę i nie miały siły, by dalej produkować miód. Dlatego był to rarytas obecny tylko na królewskich stołach.

- Jak podaje się syrop?

- Można po prostu włożyć do ula słoik z syropem cukrowym, ale to przestarzały sposób. Mam specjalną maszynę do karmienia pszczół.

Za pasieką w Starym Raduszcu widać wały na Bobrze
Za pasieką w Starym Raduszcu widać wały na Bobrze
Źródło: tvn24.pl

Maszyna wygląda jak agregat z długą rurką.

- Tą rurką wlewam syrop do ula - opisuje Łukasz.

Na wielu ulach flamastrem napisane są jakieś wyrazy. 

- Każdy pszczelarz powinien mieć swój pszczeli kalendarz, ale ja robię notatki na ulach.

- I co tam zapisujesz?

- Na przykład, ile lat ma matka, jaka to rasa pszczół, jaki rój, ale też wiele innych specjalistycznych szczegółów hodowli. Moją rolą jest sprawić, by pszczoły nie czuły stresu z powodu brakującego miodu.

- A jak sprawdzić, ile lat ma królowa?

- Matki żyją około pięciu lat. By wiedzieć, w którym roku urodziła się królowa danego roju, oznaczam je specjalnymi kolorami. Kolorów jest pięć.

Pasieka w Starym Raduszcu, gdzie Łukasz Waryas hoduje 120 pszczelich rodzin
Pasieka w Starym Raduszcu, gdzie Łukasz Waryas hoduje 120 pszczelich rodzin
Źródło: tvn24.pl

- Łapiesz pszczołę i ją malujesz?

- Mniej więcej. Nakleja się na pszczołę specjalny znaczek z kolorem.

Podnoszę wysoko brwi. 

- Naprawdę. Na przykład królowe urodzone w tym roku oznaczone są kolorem zielonym. I tak jest ustalone wśród pszczelarzy na całym świecie - wyjaśnia Łukasz.

- A po co liczy się lata matce?

- Bo z wiekiem jest coraz mniej wydajna. Czasami pszczoły zakładają drugi matecznik, czekają, aż młoda matka się wygryzie, nasieni i będzie czerwić [składać jaja do komórek plastra - red.]. I wtedy starą matkę likwidują. Nazywa się to cichą wymianą.

- W ludzkim języku to morderstwo doskonałe - mówię.

Właściciel ewakuował swoje pszczoły z zalanej Brzeźnicy
Właściciel ewakuował swoje pszczoły z zalanej Brzeźnicy
Źródło: tvn24.pl

Pszczoła boi się dymu

Teraz, we wrześniu, pszczoły mają bardzo dużo pracy. A co robią w zimie? Drzemią?

- Nie, ale siedzą w ulu i chowają się przed zimnem. Ogrzewają się nawzajem. Dopiero przy dwunastu stopniach na plusie wychodzą z ula - odpowiada Łukasz.

Oglądam coś, co przypomina metalowy stożek z dziurkami.

- To podkurzacz, przedmiot, który służy do rozpylania dymu na pszczoły. Dym je uspokaja. Pszczoły boją się ognia, więc natychmiast koncentrują się na przetrwaniu. Wody aż tak się nie boją, być może nie zdają sobie sprawy z tego, co może im grozić - tłumaczy Łukasz.

Podkurzacz
Podkurzacz
Źródło: tvn24.pl

Pytam, ile pieniędzy mógłby stracić, gdyby powódź zatopiła jego ule.

- Trudno to oszacować, ale od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Pieniądze to jedno, ale pszczoły to żywe stworzenia, o które dbam jak o oko w głowie. Nie dopuściłbym do tego, by zginęły. Przyczepy od kilku dni stoją w gotowości. Jak woda przyjdzie do wsi, to przeniosę całą pasiekę. Miejsce mam już umówione - przyznaje.

W nocy z czwartku na piątek sprawdzam "hydrozagadkę" w Starym Raduszcu na IMGW. Bóbr ma 597 cm. Tendencja malejąca.

Czytaj także: