Sędzia, która wydała wyrok skazujący Sławomira Nowaka za nieprawdziwe oświadczenia majątkowe, tak to uzasadniła: - Oskarżony był nie tylko posłem. Był też osobą wybraną przez premiera do pełnienia funkcji ministra. Od takiej osoby trzeba wymagać umiejętności pisania i czytania. Polityk PO przed sądem bronił się, że nie wiedział, iż zegarek powinien był wpisać do oświadczenia.
Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście skazał w czwartek posła Sławomira Nowaka za złożenie pięciu fałszywych oświadczeń majątkowych, w których nie ujawnił drogiego zegarka. Sąd wymierzył mu łączną karę 20 tys. zł grzywny i obciążył kosztami procesu (ok. 4,5 tys. zł).
"Zakładając nawet bardzo niski poziom wiedzy prawniczej..."
Polityk nie zjawił się na ogłoszeniu wyroku. Wcześniej jednak ze swoich oświadczeń majątkowych - i z braku w nich informacji o posiadanym zegarku - tłumaczył się przed sądem. - Nie przyznał się do popełnianych czynów - przypomniała sędzia Dorota Radlińska, która w czwartek odczytywała uzasadnienie wyroku. - Przedstawił się jako osobę popierającą działania organów ścigania, które zmierzają do ujawnienia i ukarania wszelkich form nieuczciwości w życiu publicznym - relacjonowała. Przyznała, że "naczelną zasadą jest prawo oskarżonego do obrony". - Sąd natomiast zobowiązany jest do oceny całości materiału dowodowego - zauważyła sędzia. Jak powiedziała, "sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonego, że ten nie miał świadomości, że rzeczy osobiste - jaką jego zdaniem jest zegarek - podlegają wpisaniu do oświadczenia majątkowego". - Zakładając nawet bardzo niski poziom wiedzy prawniczej, którą posiadał oskarżony, uznać należało że oskarżony przynajmniej godził się na niewpisanie zegara do kolejnych pięciu oświadczeń - dodała sędzia. Wartość zegarka, jak zauważyła, to ponad 10 tys. zł. A przedmioty powyżej tej kwoty, zgodnie z prawem, muszą być wpisywane do oświadczeń. Model, który należał do Nowaka, kosztuje w sklepach nawet ponad 20 tys. zl.
"Celebryta i laluś"
Sędzia zacytowała słowa obrońcy polityka. Ten powiedział, że Nowak traktował zainteresowanie tabloidu sprawą jako atak na siebie. - Robił błyskotliwą karierę polityczną, rzucony na najtrudniejszy odcinek: budowy autostrad, co Sławomir Nowak nadzorował osobiście. A tabloid nie zauważał tych pozytywów, tylko robił z mojego klienta celebrytę, lalusia. Dlatego pytań od tabloidu o zegarek nie potraktował poważnie, a jego najbliższa współpracownica zapewniła go, że oświadczenie majątkowe jest zgodne z prawem - mówił, według relacji sędzi, obrońca polityka.
- Ale fragmenty z oświadczeń majątkowych nie pozostawiają żadnych wątpliwości - powiedziała sędzia, analizując treść pouczeń istniejących we właściwych dokumentach. - Trzeba było nie tylko podpisać oświadczenia, ale też zapoznać się z ustawą i końcowym pouczeniem o odpowiedzialności karnej - podkreśliła.
- Nie ma najmniejszej wątpliwości że to od posłów, czyli przedstawicieli społeczeństwa, którzy sprawując władzę ustawodawczą, decydując o prawach, wolnościach, wyznaczają ustawami nakazy, zakazy, wymagać należy, aby nie tylko rozumieli tworzone przez siebie prawo, ale także, żeby się do niego stosowali - punktowała Dorota Radlińska. Zacytowała słowa Władysława Bartoszewskiego, że "przecież posłowie nie są analfabetami, umieją czytać i pisać". - A oskarżony był nie tylko posłem. Był też osobą wybraną przez premiera do pełnienia funkcji ministra. Od takiej osoby trzeba wymagać umiejętności pisania i czytania - zaznaczyła sędzia.
Człowiek i poseł
Jak dodała, Sławomir Nowak zwrócił się do sądu z prośbą, "żeby osądzić go jak człowieka, a nie jako posła". - Sugestia oskarżonego pozostała nie do końca czytelna. Oczywistą kwestią jest to, że sąd stosuje do wszystkich przepisy tego samego kodeksu karnego - zauważyła Dorota Radlińska. Jak dodała, jest tylko jedna kwestia, która w tym przypadku odróżniała oskarżonego. - Ludzie, którzy nie są politykami, nie muszą składać oświadczeń majątkowych. Sławomir Nowak musiał - zaznacza.
Autor: bieru//rzw / Źródło: tvn24