Eurolot zawiesił dwóch pilotów, którzy we wtorek samolotem ATR-42 zabłądzili we mgle na wrocławskim lotnisku Starachowice. Zamiast z właściwego pasa, wystartowali z remontowanej drogi kołowania. Sprawą zajmuje się Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, która ma zweryfikować okoliczności lotu z Wrocławia do Gdańska.
Do zdarzenia doszło we wtorek rano. Na wrocławskim lotnisku była gęsta mgła, znacznie ograniczająca widoczność. Spowodowało to opóźnienia w planowanych lądowaniach.
Zły pas
Rejsowy samolot Eurolotu relacji Wrocław-Gdańsk wyjechał z płyty postojowej przy terminalu. Pilot skręcił zbyt wcześnie i - w rezultacie - zamiast na właściwy pas startowy wjechał na pas do kołowania. Od września jest on częściowo zamknięty z powodu remontu, ale gdy na Strachowicach jest duży ruch, część maszyn kierowana jest tam na postój.
Marek Dziaduch, ekspert ds bezpieczeństwa Portu Lotniczego im. Mikołaja Kopernika we Wrocławiu powiedział TVN24, że oznakowania pasa kołowania i startowego znacznie się różnią. Oznaczone są innymi kolorami, a także inną barwę mają lampy je oświetlające, tak, by z góry można było je odróżnić.
Mógł się zderzyć?
- Mogło dojść do tragedii. Widzialność była bardzo ograniczona. Startujący samolot mógł się zderzyć z maszyną stojącą lub jadącą z naprzeciwka - mówił "Gazecie Wyborczej" (która pierwsza napisała o sprawie) Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny czasopisma "Skrzydlata Polska".
Jednak jak tłumaczyła w TVN24 Monika Półtorzycka, rzecznik lotniska we Wrocławiu, "widzialność na pasie startowym wynosiła 400 metrów i była ona odpowiednia do wykonania operacji startu".
Na szczęście podczas zdarzenia na drodze samolotu z 20 pasażerami na pokładzie nie stała żadna inna maszyna, nie było tam też pracowników firmy budowlanej.
Dyrektor marketingu w Eurolocie, w rozmowie z "GW" zapewnia, że za sterami maszyny siedzieli doświadczeni piloci. Linie wyjaśniają jak doszło do tej sytuacji. Do tego czasu zdecydowano się na zawieszenie załogi.
Komisja sprawdzi
Sprawą zainteresowała się Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Marek Dziaduch poinformował że "działania, za które odpowiedzialne jest lotnisko, zostały przeprowadzone zgodnie z procedurami".
- Lotnisko nie odpowiada za sprawy związane z doświadczeniem pilotów i ich kompetencjami - podkreślił.
Dziaduch powiedział TVN24, że nie pamięta, aby podobne zdarzenia miały miejsce w historii polskiego lotnictwa, jednak z mediów dowiedział się, że podobne zdarzenia miały miejsce poza granicami naszego kraju.
Źródło: tvn24.pl, "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24