W maju, po 3,5 roku, zapadł prawomocny wyrok w sprawie jawności rejestru umów cywilnoprawnych zawieranych przez Polską Fundację Narodową. Teraz, po pół roku, organizacja się do niego odniosła. Jednak zdaniem ekspertów nie wykonuje wyroku sądu i gra na zwłokę.
Opinia publiczna cały czas nie poznała rejestru umów cywilnoprawnych powstałej na przełomie 2016 i 2017 roku Polskiej Fundacji Narodowej. W maju 2021 roku zapadł prawomocny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego w tej sprawie. Skargę na organizację złożył dziennikarz Konkret24 Jan Kunert. Teraz, w listopadzie, dostał z PFN pierwsze pismo po majowym wyroku, w którym organizacja się do niego odnosi.
Przypomnijmy, że od września 2017 roku dziennikarz próbuje się dowiedzieć, komu, ile i za co Fundacja płaci, z uwagi na dysponowanie przez nią środkami publicznymi. Zwrócił się do niej wówczas o skan rejestru podpisanych umów. Organizacja odmówiła. Dziennikarz poszedł więc do sądu. Ze stanowiskiem Fundacji nie zgodził się najpierw 10 kwietnia 2018 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, a następnie 18 maja 2021 roku - już prawomocnie - Naczelny Sąd Administracyjny.
W czasie trwania tej sprawy (ale też i innych) Fundacja prezentowała podobną argumentację. Twierdziła m.in., że nie jest podmiotem zobowiązanym do udzielania informacji publicznej a podmiotem prywatnym, nie dysponuje środkami publicznymi, wnioskowane informacje stanowią tajemnicę przedsiębiorcy a wnioskowanego rejestru po prostu nie posiada.
Opisywaliśmy to szczegółowo w tekście "Polska Fundacja Nietransparentna", który ukazał się we wrześniowym MagazynieTVN24 w całości poświęconym jawności życia publicznego:
>> Otto von Bismarck nie miał racji. Ludzie mają prawo wiedzieć, jak się robi politykę i kiełbasę >> "Co chce pani obejrzeć?". "Wszystko". Tak to działa w Szwecji >> "My tutaj nic nie skrywamy". Jak radny walczył o dostęp do miejskich umów
NSA: PFN to dysponent środków publicznych zobowiązany do udzielania informacji
W wydanym w maju wyroku NSA stwierdził, że Fundacja w sposób niewystarczający oceniła, a potem wykazała, iż wnioskowane przez Jana Kunerta informacje stanowią tajemnicę przedsiębiorcy.
NSA odniósł się również do źródeł finansowania Fundacji. Stwierdził, że na realizację celu PFN w ramach Funduszu Założycielskiego przeznaczono 97,5 mln zł od fundatorów - spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa, które to następnie spółki dokonują do 2027 roku corocznych wpłat na działalność statutową Fundacji. Zdaniem sądu "świadczy to o angażowaniu środków publicznych w kapitał Fundacji, a co za tym idzie - sposób jego wykorzystania nie może być wyłączony spod społecznej kontroli".
Podsumowując, NSA stwierdził, że "Fundacja jako dysponent środków publicznych, przekazywanych przez 17 spółek, w których pozycję dominującą posiada Skarb Państwa, jest podmiotem zobowiązanym do udostępniania informacji publicznej".
PFN nie ujawnia rejestru
W przesłanym pod koniec października dziennikarzowi piśmie PFN nie przekazała informacji, o które się on zwrócił. Pyta za to, czy dziennikarz podtrzymuje swój wniosek z września 2017 roku w związku z tym, że – zdaniem Fundacji – informacje, o które redaktor się zwraca, to tzw. informacja przetworzona (czyli dane trzeba dopiero zebrać i połączyć), wezwała go do wykazania interesu publicznego, czyli do wykazania, że ujawnienie rejestru umów będzie ważne dla opinii publicznej.
Ponadto PFN zastrzega, że ze względu na pandemię i reżim sanitarny może sprawę rozpatrywać dłużej – do 2 miesięcy. Na koniec wspomina, że są "wątpliwości konstytucyjne" wobec art. 4 ust 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej, czyli wobec podstawy na której – zdaniem sądów administracyjnych – PFN jest zobowiązana do udzielania informacji. To nawiązanie do zbliżającego się rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego, do którego jeszcze wrócimy.
NSA: "PFN dysponuje wykazem zawartych umów"
PFN w piśmie podkreśla, że "nie posiada rejestru umów cywilnoprawnych zawierających żądane informacje i w razie podtrzymywania wniosku rozważa wydanie odpowiedniej decyzji". Fundacja nie precyzuje, co oznacza "odpowiednia" decyzja ani czy chodzi jej o odmowę udzielenia informacji.
Tymczasem WSA w uzasadnieniu swojego wyroku wskazał, że Fundacja przekazała wykaz "umów zawartych do 8 września 2017 r. zawierający nazwę firmy i jej adres oraz datę zawarcia umowy. Fundacja nie wyjaśniła przy tym, czy rejestr umów cywilnoprawnych prowadzi w takiej właśnie wersji, czy też wykaz ten został sporządzony wyłącznie na potrzeby niniejszego postępowania sądowego. Jeżeli Fundacja prowadzi rejestr w wersji przekazanej Sądowi, to powinna udostępnić go skarżącemu (dziennikarzowi – red.) w takiej właśnie wersji".
Podobnie napisał w uzasadnieniu NSA. Jego zdaniem "twierdzenie Fundacji jakoby nie posiadała rejestru, o jakim mowa we wniosku (dziennikarza – red.), budzi wątpliwości w świetle tego, że PFN złożyła do akt wykaz zawartych przez nią umów". I dalej w innym miejscu: "PFN dysponuje wykazem zawartych umów".
Eksperci: gra na zwłokę, policzek wymierzony obywatelom i państwu
Pismo pokazaliśmy ekspertom zajmującym się od lat zawodowo dostępem do informacji. Uważają, że PFN nie wykonuje wyroku sądu. - Nadesłane pismo stwierdza wprost, że zarząd Fundacji nie uznaje prawomocnego rozstrzygnięcia Naczelnego Sądu Administracyjnego – mówi w rozmowie z Konkret24 dr hab. Michał Bernaczyk, profesor Katedry Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Wrocławskiego. - W ciągu piętnastu lat pracy akademickiej i radcowskiej widziałem setki, jeśli nie tysiące podobnych pism, napisanych nierzadko w aroganckim tonie, ale nie przypominam sobie, aby instytucja publiczna sprzeciwiła się prawomocnemu rozstrzygnięciu. To świadczy o dużej pewności siebie, aczkolwiek nieuzasadnionej obowiązującym prawem – dodaje.
Podobnie widzi to Krzysztof Izdebski, ekspert Fundacji im. Stefana Batorego i Open Spending EU. - Pismo, które przekazała PFN, jest niczym innym tylko policzkiem wymierzonym obywatelom i państwu. Autorzy dokumentu w sposób pozbawiony konsekwencji i wewnętrznie sprzeczny de facto zapowiadają, że mimo wygranej przez przed sądem, nie udostępnią informacji na temat wydatkowanych przez siebie środków publicznych. Brak odwagi w byciu przejrzystym i brania odpowiedzialności za swoje decyzje tłumaczą m.in. tym, że żądane informacje stanowią informację przetworzoną – mówi ekspert w rozmowie z Konkret24. Uważa, że pismo PFN to nie jest wykonywanie wyroku a jedynie poszukiwanie pretekstu, by informacji nie przekazać.
17 listopada. Koniec prawa do informacji publicznej w Polsce?
Obaj eksperci, z którymi rozmawialiśmy, uważają, że tym pismem PFN przeciąga sprawę. Zdaniem dr hab. Michała Bernaczyka stwierdzenie w piśmie, że Fundacja musi żądane informacje niejako stworzyć jako tzw. informację przetworzoną wyglądają jak "typowa gra na zwłokę". Izdebski z kolei argument o sytuacji epidemicznej odbiera jako "kolejną formę ucieczki przed wykonaniem wyroku".
Dlaczego czas jest w tym przypadku tak ważny? Obaj eksperci zwracają uwagę, że na 17 listopada Trybunał Konstytucyjny wyznaczył datę rozprawy w sprawie wniosku jaki złożyła pierwsza prezes Sądu Najwyższego, w którym zakwestionowała szereg przepisów dotyczących dostępu do informacji publicznej i zawnioskowała do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie ich niekonstytucyjności. Chodzi m.in. o art. 4 ust. 1, na podstawie którego – zdaniem sądów administracyjnych – PFN jest zobowiązana do udzielania informacji.
W sześciu zarzutach Małgorzata Manowska kwestionuje między innymi przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej, które nie definiują konkretnie pojęć: "władze publiczne", "inne podmioty wykonujące zadania publiczne", "osoby pełniące funkcje publiczne" oraz "związek z pełnieniem funkcji publicznych". Według pierwszej prezes SN przepisy te w nieuprawniony sposób poszerzają rozumienie podmiotów, które są zobowiązane do udostępnienia informacji publicznej.
Wyrok może zapaść już 17 listopada. Czy może wpłynąć na kwestię jawności rejestru umów cywilnoprawnych podpisywanych przez PFN? - Jeśli Trybunał Konstytucyjny podzieli zarzuty pierwszej prezes Sądu Najwyższego, która sama ma poważne kłopoty z jawnością w Sądzie Najwyższym, to będzie to oznaczało koniec prawa do informacji publicznej w Polsce – nie ma wątpliwości dr hab. Bernaczyk i przypomina inne rozstrzygnięcie TK w sprawie jawności, które uznaje za bardzo szkodliwe. - W grudniu 2018 roku Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej uznał przepis dotyczący tzw. informacji przetworzonej za zgodny z Konstytucją, mimo że od strony konstytucyjnej lista zarzutów jest wciąż bardzo długa. Trybunał zadziałał jednak jak parasol ochronny dla władzy. Po jego wyroku lawinowo wzrosło powoływanie się na tę przesłankę przez instytucje publiczne – zauważa.
- Już za kilka dni aparat władzy za pośrednictwem Trybunału Konstytucyjnego wyłączy Polską Fundację Narodową i podobne instytucje z grona podmiotów zobowiązanych do udostępnienia informacji, a osoby, które otrzymują za ich pośrednictwem środki finansowe, nie będą się już musiały obawiać, że opinia publiczna się o tym dowie – przewiduje Izdebski.
Źródło: tvn24.pl, Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24