Jednym z powodów, dla których Polska Agencja Żeglugi Powietrznej zwolniła swojego pracownika, miał być mobbing, którego ten pracownik miał dopuścić się wobec prezesa PAŻP - wynika z dokumentu, do którego dotarł tvn24.pl. Według naszych rozmówców fatalna atmosfera w PAŻP po zwolnieniach kontrolerów zagraża bezpieczeństwu ruchu lotniczego. Sama PAŻP twierdzi, że zwolnień wśród pracowników dokonuje właśnie z troski o bezpieczeństwo.
Pod koniec marca portal tvn24.pl napisał o zwolnieniu szefa związku kontrolerów Franciszka Teodorczyka i należącego do zarządu jego związku Jakuba Cabana. Obaj jako jedyni kontrolerzy odważyli się wypowiedzieć pod nazwiskiem w materiale "Czarno na białym" w TVN24 i w tekście na portalu tvn24.pl w połowie marca. Alarmowali, że wprowadzony przed rokiem przez władze Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej na znacznie szerszą skalę niż dotychczas system pracy jednego kontrolera zagraża bezpieczeństwu na polskim niebie.
Jak ustaliliśmy, oprócz Teodorczyka i Cabana z agencji zwolnionych zostało jeszcze dwóch pracowników. Jednym z nich jest doświadczony kontroler z wieloletnim stażem, który pełnił ostatnio funkcję tzw. senior kontrolera i został zwolniony dyscyplinarnie.
"Wysoce negatywnie"
W "oświadczeniu o rozwiązaniu umowy o pracę", do którego dotarliśmy, podkreślono, że doszło do ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych w postaci "celowego działania" na szkodę PAŻP i jej kierownictwa.
W imieniu pełniącego obowiązki prezesa PAŻP Janusza Janiszewskiego dokument podpisał jego zastępca Klaudiusz Kott.
Wśród powodów zwolnienia dyscyplinarnego kontrolera wymieniono m.in. "niegodne działania celem odwołania p.o. prezesa" m.in. "w ten sposób, że w rozmowach kuluarowych ze współpracownikami nie zachowując minimalnych zasad kultury wypowiedzi" kontroler miał deklarować, że pozbędzie się Janiszewskiego i "wszystkich jego ludzi".
"W wyniku rozsiewania przez pana takich deklaracji, pracownicy pełniący odpowiedzialne stanowiska kierownicze w PAŻP mają uzasadnione obawy o swoją przyszłość, co jednocześnie wysoce negatywnie wpływa na ich pracę" - czytamy w dokumencie.
Oprócz samego szefa agencji, który ma dyżury jako kontroler, na sali operacyjnej pracuje też część jego bliskich współpracowników. Jednym z nich jest Jacek Martynek, kierownik Ośrodka Kontroli Lotniska, który - jak ujawniliśmy w lutowym materiale - opuścił na kilka minut stanowisko operacyjne, w czasie gdy próbował z nim nawiązać kontakt pilot samolotu podchodzącego do lądowania. Martynek, który zapewniał w rozmowie z TVN24, że system pracy jednego kontrolera jest bezpieczny, sam pracował w grudniu w tym trybie.
Z wypowiedzenia, do którego dotarliśmy, wynika, że według kierownictwa PAŻP "niegodne postępowanie" zwolnionego kontrolera "stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu lotniczego", bo kontrolerzy będący bliskimi współpracownikami prezesa "mają uzasadnione obawy podejmowania czynności operacyjnych".
O te zarzuty zapytaliśmy kilku rozmówców zbliżonych do PAŻP. Wszyscy ocenili, że są one bezpodstawne. - Są kompletnie wyssane z palca - stwierdził jeden z nich.
"Prezes wziął to do siebie"
W piśmie podkreślono, że "jednym z bardziej jawnych działań nastawionych przeciwko" Janiszewskiemu była sytuacja, gdy jako senior kontroler przystał na prośbę kontrolerki, która poprosiła o zamianę, by nie pracować w parze z prezesem Janiszewskim na sali operacyjnej. Motywowała to tym - jak zaznaczono - że "nie czuje się komfortowo współpracując z prezesem".
Taka sytuacja - jak ustaliliśmy - miała miejsce na początku lutego tego roku, gdy rolę senior kontrolera na sali operacyjnej warszawskiego lotniska pełnił zwolniony dyscyplinarnie pracownik, a szef agencji miał dyżur jako kontroler.
- Ta kontrolerka się stresuje, pracując z prezesem w parze. Dlatego poprosiła o zamianę, by mogła być z kimś innym. Od senior kontrolera zależało, czy się na to zgodzi. To normalna sytuacja, ale Janiszewski wziął to do siebie - mówi tvn24.pl informator znający okoliczności zdarzenia.
W dokumencie sytuację przedstawiono jednak inaczej - jako przykład mobbingu, jakiego miał się dopuścić senior kontroler wobec szefa agencji przez odsunięcie od pracy "na wcześniej wskazanym stanowisku" kontrolerki, która nie chciała pracować obok Janiszewskiego. "(...) dopuścił się pan do zdarzenia mającego znamiona czynu zakazanego przez przepisy kodeksu pracy, to jest mobbingu w stosunku do współpracowników" - oceniono w wypowiedzeniu.
"W nocy prawie nie śpię"
Według naszych rozmówców zbliżonych do PAŻP wykorzystanie tej sytuacji do zwolnienia dyscyplinarnego pracownika, a także zwolnienia wśród kontrolerów z władz związku zawodowego, teoretycznie chronionych prawnie, sprawiły, że wśród kontrolerów zapanował strach przed utratą pracy.
- Nie da się normalnie pracować. W nocy prawie nie śpię. Stres jest niesamowity - mówi nam doświadczony kontroler.
Wtóruje mu inny, który zaznacza, że on sam, zawsze gdy pracował razem z prezesem PAŻP, też czuł dodatkową presję.
- Nie jestem młody, ale jak prezes wchodzi na salę, to czuję, że serce mi przyspiesza. On ma coś takiego, że ludzie się przy nim stresują. Nie da się pracować. Atmosfera jest toksyczna. To ma wpływ na psychikę - ocenia.
- Teraz, gdy prezes jest na sali operacyjnej, ludzie boją się nawet odezwać, bo wiedzą, że każde słowo, a nawet spojrzenie może być przez niego wykorzystane jako pretekst do zwolnienia. Janiszewskiemu może się wydawać, że ta cisza to wyraz szacunku. Nawet nie wie, jak bardzo się myli - dodaje inny.
"Atmosfera jest tragiczna"
W podobnym tonie wypowiada się nasz kolejny rozmówca z PAŻP.
- Atmosfera jest tragiczna. Panuje terror, ludzie są zastraszeni, bo byli zapisani od lat do związków, stracili ochronę i muszą się liczyć z możliwością zwolnienia. A u nas większość ludzi należy do związków - opisuje.
Jak pisaliśmy w tvn24.pl, w dniu zwolnienia Franciszka Teodorczyka, szefa Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego, pracownicy PAŻP otrzymali informację od działu komunikacji PAŻP, który podkreślił, że związek zawodowy "utracił uprawnienia zakładowej organizacji związkowej". W dokumentacji - jak zaznaczono - "ujawniono rażące braki" w wyniku niedopełnienia przez zarząd "obowiązków wynikających ze statutu związku, jak również z ustawy o związkach zawodowych". Przywołano artykuł tej ustawy mówiący o obowiązku informowania pracodawcy o liczbie członków związku, bo "uprawnienia zakładowej organizacji związkowej przysługują organizacji zrzeszającej co najmniej 10 członków".
Teodorczyk podkreślił w rozmowie z nami, że jego zarząd wywiązywał się z tego obowiązku, a nawet gdyby tak nie było, to władze PAŻP i tak nie miałyby prawa, by nie uznawać związku.
W kwietniu sześć związków zawodowych z PAŻP (w sumie jest ich kilkanaście) wydało wspólne oświadczenie, w którym zaznaczono, że zgodnie z ustawą o związkach zawodowych są one "niezależne w swojej działalności statutowej od pracodawców", dlatego formułowane przez PAŻP twierdzenia kwestionujące status legalnie działających organizacji związkowych "są całkowicie nieskuteczne, stanowiąc jednocześnie zamach na niezależność Związków, która jest ich gwarancją ustawową".
"To, co ostatnio dzieje się w agencji, jest niespotykaną nigdy w historii PAŻP-u ingerencją w działalność związkową" - podkreślili związkowcy.
Troska pracodawcy
Rzecznik PAŻP Paweł Łukaszewicz, pytany przez tvn24.pl, o zarzut mobbingu, który padł w wypowiedzeniu kontrolera, odpowiedział, że agencja nie będzie "komentować medialnie powodów zwolnienia" i odniesie się do tej kwestii, jeśli dojdzie do rozprawy sądowej, którą może wytoczyć kontroler.
Na pytanie, w jaki sposób kierownictwo PAŻP zamierza zareagować na sygnały o zagrożeniu dla bezpieczeństwa ruchu lotniczego ze względu na złą atmosferę pracy wywołaną zwolnieniami kontrolerów, odpowiedział, że agencja "przywiązuje szczególną wagę do bezpieczeństwa ruchu lotniczego".
"Dlatego też pracownicy wpływający negatywnie swoimi celowymi działaniami bądź zaniechaniami na poziom tego bezpieczeństwa, to jest pracownicy ciężko naruszający podstawowe obowiązki pracownicze muszą się liczyć z bezwzględnym wyciąganiem konsekwencji przez pracodawcę" - napisał Łukaszewicz.
"W tym przypadku zwolnienie czterech kontrolerów ruchu lotniczego jest między innymi powodowane troską pracodawcy o poziom bezpieczeństwa ruchu lotniczego. W związku z powyższym całkowicie nieuprawniona jest teza zawarta w treści pytania" - dodał.
Pytany, czy szefostwo PAŻP rozważa podjęcie decyzji dotyczącej zmiany statusu któregokolwiek ze związków zawodowych w agencji, odpowiedział, że PAŻP "nie jest podmiotem uprawnionym do podejmowania decyzji dotyczących statusu jakiegokolwiek związku zawodowego".
Dodał, że w PAŻP "w ostatnich latach co najmniej dwie organizacje związkowe popełniły kilka istotnych błędów formalnych, co spowodowało okresową utratę przez te organizacje statusu zakładowych organizacji związkowych w Agencji. Powyższe wynika jednakże z własnych nieudolnych bądź sprzecznych z prawem działań danego związku zawodowego, a nie zaś z arbitralnej decyzji pracodawcy".
Szef PAŻP opowiada o brodziku
W lutym tego roku magazyn "Czarno na białym" i portal tvn24.pl po raz pierwszy poinformowały o walce związków zawodowych kontrolerów o zniesienie wprowadzonego na szeroką skalę systemu pracy jednostanowiskowej.
W połowie lutego, w reakcji na nasze materiały, zostało zwołane specjalne posiedzenie sejmowej komisji infrastruktury, na którym głos zabrali szef PAŻP Janusz Janiszewski i Marcin Horała, wiceszef resortu infrastruktury, któremu podlega lotnictwo cywilne.
Szef agencji, który znaczną część ponad godzinnego wystąpienia poświecił sytuacji finansowej PAŻP, przekonywał, że PAŻP zapewnia bezpieczeństwo na najwyższym poziomie.
Nawiązując do licznych incydentów zgłaszanych przez obciążonych pracą kontrolerów, ich szef zacytował zgłoszenie dotyczące brodzika.
- Po skorzystaniu z prysznica zauważyłem, że woda z brodzika nie ubywa - to jest przykład, który my też dziś analizujemy - mówił na posiedzeniu komisji Janiszewski.
Minister grozi informatorom
W wyemitowanym w marcu w "Czarno na białym" materiale zapytaliśmy Franciszka Teodorczyka o tę wypowiedź prezesa PAŻP.
Szef związku zwrócił uwagę, że Janiszewski pomieszał dwa typy zgłoszeń: problemy z brodzikiem na wieży lotniska, czy brak wody w toalecie zostały wyjęte z raportów organizacyjnych, a kwestie bezpieczeństwa pasażerów to raporty operacyjne.
- To wystąpienie było skandaliczne, nie skupiało się na problemach merytorycznych, tylko miało ośmieszyć system raportowania - ocenia Teodorczyk.
Z kolei Horała - odnosząc się do zgłaszanych incydentów - zapewniał, że nie stwierdzono poważnych zaniedbań i przekonywał, że osoby, które "dokonały wyniesienia" materiałów na temat incydentów lotniczych, "zostaną ustalone". - Jest jakaś nieszczelność w procedurach bezpieczeństwa danych, warto je usunąć i tego rodzaju zjawiska wypalić rozgrzanym żelazem, bo one są niebezpieczne - grzmiał wiceminister infrastruktury.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24