Dwaj Polacy zatrzymani na Białorusi Witold Dobrowolski i Kacper Sienicki w piątek wrócili do Polski. Dzień wcześniej wieczorem wyszli z aresztu w mieście Żodzino niedaleko Mińska.
Zatrzymani Polacy na Białorusi Witold Dobrowolski i Kacper Sienicki wyszli w czwartek wieczorem na wolność z aresztu w Żodzino. Obaj mężczyźni zostali zwolnieni bez procesu, ponieważ upłynęły 72 godzinach, po których zgodnie z przepisami należy wypuścić zatrzymaną osobę. Polacy zostali zatrzymani w Mińsku 9 sierpnia w związku z protestami na Białorusi.
Proces w sprawie zatrzymanego na Białorusi Witolda Dobrowolskiego nie odbył się z powodu braku tłumacza.
WITOLD DOBROWOLSKI BĘDZIE GOŚCIEM PIĄTKOWEGO "TAK JEST" W TVN24 O GODZINIE 18
"15 godzin bicia, torturowania, zastraszania"
Po przylocie do Polski w piątek rozmawiali z dziennikarzami na lotnisku. - Zamknięto nas w jakiejś piwnicy, sala gimnastyczna to była, tam były setki ludzi. Tam zaczęło się katowanie, to były tortury kilkunastogodzinne - relacjonował Kacper Sienicki.
Obaj zwracali uwagę, że ich polskie pochodzenie było przedmiotem dodatkowych represji. - Często z funkcjonariuszy wychodziły ich osobiste antypatie związane z naszym pochodzeniem. Nasze wszelkie prośby były wyśmiewane. Chęć uzyskania pomocy konsula nie miała racji bytu, była wyśmiewana - opowiadali.
- 15 godzin bicia, torturowania, zastraszania. Oprócz nas w tej sali było ponad 300 osób. To nie był tylko nasz los. Myślę, że przez tę salę przeszło łącznie co najmniej tysiąc osób - powiedział Witold Dobrowolski.
Przyznał, że był jeszcze przesłuchiwany przed samym wylotem. - Zostałem przesłuchiwany, pytano mnie o ślady, czy byłem zatrzymany. Powiedziałem, że tak i puszczono mnie mimo wszystko - mówił.
- Mnie chciano sądzić. Nie było tłumacza, więc uznano, że z tego powodu nie będą mnie sądzić i obu nas wypuszczono po 72 godzinach. Zgodnie z ich prawem nie mogli nas dłużej trzymać i bez zarzutów nas puszczono - dodał.
"Grożono nam, że jak tylko ruszymy głową, to nam wybiją wszystkie zęby"
Sienicki mówił również o tym, jak byli traktowani po zatrzymaniu. - Na komisariacie zostaliśmy położeni momentalnie na ziemię, twarzą w lewą stronę. Grożono nam, że jak tylko ruszymy głową, to nam wybiją wszystkie zęby. Pierwsza zmiana tak się zachowywała. Następna zmiana kazała nam z kolei stać głową przy ścianie kolejnych kilka godzin. Trzecia zmiana postawiła nas na kolana i kazała mieć czoło przy podłodze. Byliśmy cały czas skuci, ręce za ciałem. Torturowano nas takimi pozami i ktokolwiek się poruszył, poprosił o wodę, o wyjście do toalety też często był bity pałkami z tego powodu - powiedział Sienicki.
- To był brak całkowitej kontroli, byliśmy skrępowani, nie mogliśmy się ruszyć. Równocześnie wokół nas katowano inne osoby, również nas. Mnie zapytano, czy jestem Polakiem, podniesiono mnie, po czym podcięto mi nogi, upadłem na twarz, zaczęto mnie bić pałkami. Jeżeli jakiś strażnik przechodził to mógł od razu uderzyć, bez żadnego pytania - mówił Dobrowolski.
"Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, jakie mamy prawa, z jakiego powodu zostaliśmy zatrzymani"
Następnie po ponad dobie zostali przewiezieni do więzienia. Opowiadali, że do tego momentu nie spali i poddawano ich psychicznym torturom. - Dopiero spaliśmy w więzieniu po ponad dobie. Cały czas byliśmy zastraszani. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, jakie mamy prawa, z jakiego powodu zostaliśmy zatrzymani. Nie mieliśmy żadnych informacji i nikt nam nie chciał niczego powiedzieć, a raczej wyśmiewano jakiekolwiek prośby i jeszcze dodatkowo się znęcano z tego powodu - powiedział Sienicki.
Dobrowolski powiedział, że w więzieniu dostawali już trzy posiłki dziennie. - W areszcie mogliśmy pomarzyć o dostępie do wody czy do jedzenia - mówił. Dodał, że cele były "całkowicie przepełnione". - U mnie było sześć łóżek, a spały 24 osoby - powiedział.
Studenci zapytani o to, czy poddawano ich propagandowej indoktrynacji, odpowiedzieli twierdząco. - Udzielano nam lekcji na sali gimnastycznej i komisariacie. Było pytanie, kto jest prawdziwym prezydentem Białorusi i wszyscy odpowiadali jednym chórem Alaksandr Ryhorawicz Łukaszenka. Było też pytanie o oto, kto jest najlepszym prezydentem na świecie, tej samej odpowiedzi oczekiwano - zaznaczył Sienicki.
"Strażnicy więzienia sami nie wiedzieli, co się tam dzieje"
Przez cały ten czas nie mieli żadnych informacji na temat tego, kiedy i czy będą się widzieli z polskim konsulem, chociaż docierały do niech plotki, że wyjdą wcześniej.
- Strażnicy więzienia sami nie wiedzieli, co się tam dzieje. W końcu powiedziano nam, że wychodzimy, wyczytano konkretne osoby. Jednym, podobnie jak nam, kończyły się 72-godzinne areszty, zaś innym wyroki 5-dobowe. Ciągle się coś nie zgadzało, mylono nazwiska. W mojej celi była osoba niepełnosprawna umysłowo, która nie potrafiła przed sądem nic powiedzieć, więc zasądzili mu dziesięć dób - opowiedział Sienicki.
Na koniec mężczyźni podziękowali polskiej dyplomacji za pomoc oraz ich rodzinom i innym osobom zaangażowanym w ich uwolnienie. - Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem i wdzięczni za tę pomoc. Było ciężko - sama ambasada miała problem z dowiedzeniem się, co się z nami dzieje i co się stało. Jak opuściliśmy więzienie, dobrze się nami zajęli - zaznaczyli.
Zatrzymani Polacy
W czwartek wypuszczono na wolność trzech zatrzymanych Polaków. Oprócz Sienickiego i Dobrowolskiego zwolniony został jeszcze jeden Polak, który trafił do aresztu w Mińsku. Mężczyzna przyjechał na Białoruś odwiedzić swoją dziewczynę.
W piątek PAP dowiedziała się ze źródeł dyplomatycznych w Mińsku, że czwarty z zatrzymanych podczas protestów obywateli Polski jest już na wolności.
Protesty na Białorusi
Protesty na Białorusi trwają od niedzieli, kiedy to ogłoszone zostały pierwsze wyniki exit poll wyborów prezydenckich. Oficjalne wyniki potwierdziły zwycięstwo rządzącego krajem od 1994 r. prezydenta Alaksandra Łukaszenki, który miał zdobyć 80,23 proc. głosów. Jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska otrzymała 9,9 proc.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Marcin Obara