Przez ostatnie lata liczba nieważnych głosów oddawanych podczas kolejnych wyborów samorządowych nieznacznie, ale konsekwentnie, spadała. Wyłom od tej reguły przyniosła dopiero ostatnia wyborcza niedziela. I to od razu wyraźny. Wskazując przyszłych reprezentantów w sejmikach Polacy oddali 17,93 proc. głosów nieważnych - ponad 5 punktów procentowych więcej, niż cztery lata wcześniej. Dlaczego?
Z analizy przygotowanej przez dr. Jarosława Zbieranka z Instytutu Spraw Publicznych wynika, że wśród wszystkich głosowań w Polsce, odsetek nieważnych głosów jest niezmiennie najwyższy w wyborach do sejmików wojewódzkich. W 2002 r. było to 14,43 proc., cztery lata później - 12,70 proc., a w 2010 r. - 12,06 proc.
Jednak to w tegorocznych wyborach padł rekord. W głosowaniu do sejmików wojewódzkich Polacy - na 12 mln 61 tys. 247 wydanych kart - oddali aż 17,93 proc. nieważnych głosów.
Najwięcej z nich wrzucono do urn w woj. wielkopolskim - 22,77 proc., w woj. lubuskim - 20,54 proc., w woj. warmińsko-mazurskim 19,86 proc. Najmniej zaś na Podlasiu - 14,57 proc.
Lepiej, lepiej, źle
Polacy dużo nieważnych głosów oddają także w wyborach do rad powiatów. Ale również w tym przypadku sytuacja, choć nieznacznie, to jednak poprawiała się z roku na rok. W 2002 r. "źle" zagłosowało 8,59 proc. wyborców, w 2006 - 8,30 proc., a w 2010 - 8,18 proc. To, co stało się w tym roku, radykalnie odwróciło trend - głosów nieważnych było bowiem aż 16,67 proc.
W skali całego kraju na wszystkich szczeblach oddano zaś 9,76 proc. głosów nieważnych. Cztery lata temu było to 7,89 proc.
Dla porównania, w wyborach do Sejmu i Senatu odsetek nieważnych głosów w 2001 i 2005 roku wynosił nieco ponad 3 procent. W kolejnych latach malał - w 2007 oddano do Sejmu 2,04 proc. nieważnych głosów, a do Senatu 1,73 proc.
Polacy nie wiedzą
Jakie błędy popełniają Polacy wypełniając karty? Spośród tych, które uznano za nieważne w 2006 i w 2010 r. najwięcej było kart pustych. Osiem lat temu w wyborach do sejmików takie niezapełnione karty stanowiły 76,58 proc. wszystkich nieważnych głosów (na 22,47 proc. postawiono z kolei więcej niż jeden znak X).
Podobnie w 2010 r.: pustych kart do głosowania było 71,76 proc., a więcej niż jeden znak X postawiono na 26,76 proc. kart.
A jak te proporcje przedstawiały się w tym roku? Tego się już nie dowiemy, bo po zmianie kodeksu wyborczego w 2011 roku takich informacji już się nie zbiera.
PKW przyznaje dzisiaj, że "nie jest w stanie zająć stanowiska" odnośnie tego, dlaczego wyborcy oddali w tym roku tak wiele nieważnych głosów.
- Komisji nie są znane przyczyny, dla których wyborcy oddają swoje głosy na tzw. kartach pustych, albo zakreślają wymagany znak (krzyżyk - red.) w sposób nieprawidłowy. PKW nie prowadzi takich badań, bo nie jest to jej zadanie - tłumaczyła w weekend sędzia Maria Grzelka z PKW. Jej zdaniem to "pole dla socjologów i politologów" a nie członków PKW.
Według dr. Jacka Kucharczyka z Instytutu Spraw Publicznych największym problemem nadal pozostaje niewiedza Polaków. - Ludzie idąc do wyborów nie mają świadomości, że w ogóle coś takiego będą wybierać (sejmiki wojewódzkie - red.). I oddają puste głosy, bo dostają nagle kartkę z wyborami do instytucji, o której nie mają zielonego pojęcia - mówił.
Potwierdza to także badanie ISP. Tylko 7 proc. Polaków pytanych w 2010 r. o to, kogo będą wybierać w nadchodzącej elekcji, wskazało radnych sejmików. Co ciekawe, 5 proc. ankietowanych odpowiedziało, że w 2010 r. odbędą się wybory parlamentarne, choć odbywały się one rok później.
Książeczka, spot, celowe działanie?
Komentatorzy podkreślają, że w tym roku głosujący mogli także wpaść w pułapkę przez książeczki do głosowania, w których każda strona przypisana była innemu komitetowi wyborczemu. Jedną osobę należało wybrać z całej broszury. Część wyborców, pamiętając zasadę "jedna karta - jeden krzyżyk" mogła stawiać znaki na każdej stronie, co czyniło głos nieważnym.
W wyborach samorządowych książeczki wykorzystano po raz pierwszy. Wcześniej użyto ich jednak w wyborach parlamentarnych w 2011 r. i w tegorocznych eurowyborach, na co zwracali uwagę członkowie PKW odpierając, ich zdaniem "obraźliwe" i "nierzetelne", zarzuty.
Sugestii dotyczących tego, dlaczego w ostatnią wyborczą niedzielę Polacy tak często "mylili się przy urnach", pojawiało się jednak w ostatnich dniach więcej. Na przykład, że wyborców w błąd wprowadzał jeden ze spotów PKW, w którym wyjaśniano jak głosować. Lektor tłumaczy, że prawidłowo postępujemy wtedy, gdy stawiamy jeden krzyżyk na karcie. A to, jak twierdzi część komentatorów, mogło wprost sugerować, że krzyżyk należy zakreślić na każdej z nich. - Pokazany spot mógł wprowadzać w błąd - przyznaje konstytucjonalista prof. Andrzej Zoll.
Ci, którzy w wysokim wskaźniku nieważnych głosów doszukują się najbardziej spiskowych teorii, wskazują z kolei na przypadek jednej z komisji na warszawskim Mokotowie i sugerują, że podobnych mogło być więcej.
Przy ul. Bukietowej 10 w obwodowej komisji wyborczej nr 109 jeden z wyborców - przypadkowo - zorientował się, że wydanej mu karcie do głosowania krzyżyk przy nazwisku jednej z kandydatek został zakreślony już wcześniej, za nim on skreślił swój.
Autor: ŁOs, db/kka / Źródło: tvn24