Jeden z olsztyńskich zakładów pogrzebowych zabrał ciało mężczyzny, nim lekarz oficjalnie stwierdził zgon. To efekt zażartej konkurencji między przedsiębiorcami. Lekarze mówią wprost: jest kwestią czasu, kiedy ktoś obudzi się w kostnicy.
Samotny mężczyzna zmarł w jednym z bloków w Olsztynie. Na miejscu pojawiła się policja, ratownicy medyczni i zakład pogrzebowy, który zabrał ciało. Pojawiła się też siostrzenica zmarłego, której wręczono tzw. kartę informacyjną dotyczącą zgonu.
- Dopiero następnego dnia, jak zaczęłam załatwiać formalności powiedziano mi, że ten dokument jest zupełnie nieważny, bo tu jest podpis ratownika medycznego, a nie lekarza. Że to powinien lekarz podpisać i tu się zaczęła cała kołomyja, że tak powiem - powiedziała TVN24.
Okazało się, że pracownicy zakładu pogrzebowego działali w zbyt dużym pośpiechu. Nie poczekali na niezbędny podpis lekarza. Bez niego nie można było zorganizować pogrzebu ani podjąć jakichkolwiek innych działań.
Jedynym dokumentem uprawniającym do zabrania zwłok z domu jest stwierdzenie zgonu. Musi ono być, żeby można było zabrać ciało. W tym konkretnym przypadku nie wiem, dlaczego tak się stało. Ma to znamiona jakiegoś takiego wyścigu. Waldemar Droś, Pogotowie Ratunkowe w Olsztynie
Wyścig
- Jedynym dokumentem uprawniającym do do zabrania zwłok z domu jest stwierdzenie zgonu. Musi ono być, żeby można było zabrać ciało. W tym konkretnym przypadku nie wiem, dlaczego tak się stało. Ma to znamiona jakiegoś takiego wyścigu - mówi Waldemar Droś, zastępca dyrektora Pogotowia Ratunkowego w Olsztynie.
Zakład usług pogrzebowych, który zabrał ciało nie czekając na potwierdzenie zgonu, nie chce sprawy oficjalnie komentować. A całą sprawę tłumaczy zwykłym niedopatrzeniem. - Teraz już, kiedy dzwonią, że jest pogotowie, to pytamy, jaki jest podpis - mówi anonimowo przedstawiciel zakładu.
Przepisy i konkurencja
Pomyłka, którą pracownicy zakładu bagatelizują, kosztowała siostrzenicę zmarłego wiele nerwów. Okazało się bowiem, że zgodnie z przepisami ciało powinno wrócić do domu i dopiero tam na miejscu lekarz powinien stwierdzić zgon. Z pomocą przyszedł lekarz pogotowia ratunkowego, który pomógł uzupełnić wszystkie formalności.
W tej chwili przepisy mówią o tym, że na miejscu musi pojawić się lekarz i oficjalnie stwierdzić zgon. Ale bywa, że lekarz rodzinny nie może przyjechać, a w karetce bardzo często zamiast lekarza są ratownicy medyczni. Wykwalifikowani lecz bez uprawnień do stwierdzenia zgonu. To w połączeniu z bezkompromisową rywalizacją między zakładami pogrzebowymi może doprowadzić do najgorszego.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24