Grzegorz Schetyna po miesiącach systematycznego wypychania na obrzeża PO wraca do gry. Kiedyś marszałek Sejmu, wicepremier, szef największego klubu parlamentarnego i regionalny baron Platformy, dziś kandydat na ministra spraw zagranicznych. Kim jest człowiek, którego zgubiła zbyt duża siła w partii i który na powrót do rządu musiał czekać, aż do Brukseli odejdzie Donald Tusk?
- Grzegorza Schetyny nie muszę państwu przedstawiać. To ten, który w poprzednim rządzie pełnił bardzo odpowiedzialną funkcję wicepremiera i szefa MSW, w tej kadencji bardzo sprawny przewodniczący komisji spraw zagranicznych - mówiła Kopacz, prezentując w piątek jego kandydaturę.
To rząd silnych osobowości
- Pewnie będziecie państwo pytać, czy będzie ciągłość, bo w końcu poprzedni minister Radosław Sikorski odchodzi do Sejmu. Będzie ciągłość - zapewniła Kopacz. Jej zdaniem Schetyna "potrafił bardzo ładnie współpracować" z Sikorskim. - Będąc w swej karierze marszałkiem Sejmu, również bardzo czynnie uczestniczył w polityce zagranicznej - przekonywała.
- To rząd silnych osobowości - podkreślała Kopacz walory swojego gabinetu. Do Grzegorza Schetyny, który wraca na świecznik z głębokiego cienia, takie określenie bardzo dobrze pasuje. Jak mówią jego współpracownicy, polityczni przeciwnicy czy koledzy z opozycyjnej działalności sprzed lat, jego kariera to efekt połączenia pracowitości z cynizmem, skuteczności z brutalnością.
W ostatnich miesiącach wielu wróżyło mu koniec kariery. Skonfliktowany z Donaldem Tuskiem został odsunięty od ważnych stanowisk, pełnił jedynie funkcję przewodniczącego sejmowej komisji spraw zagranicznych. Przegrał nawet partyjne wybory na Dolnym Śląsku w 2013 roku. Pokonał go wtedy Jacek Protasiewicz.
- Grzegorz Schetyna przyczai się i zaatakuje. Ale zaatakuje wtedy, kiedy będzie miał pewność, że zwycięży - oceniał wtedy - wbrew powszechnej opinii, że to już koniec Schetyny w polityce - polityk PO Stanisław Huskowski.
Schetyna urodził się w 1963 roku w Opolu, studia kończył we Wrocławiu. Jego późniejsza kariera mocno związana była z Dolnym Śląskiem. Na Uniwersytecie Wrocławskim przewodniczył Niezależnemu Zrzeszeniu Studentów, później wszedł w skład Ogólnopolskiego Komitetu Strajkowego NZS. W stanie wojennym internowani zostali jego brat i bratowa. Schetyna angażował się we współpracę z Solidarnością Walczącą.
Rywalizacja z Protasiewiczem
- Przed każdym strajkiem troszczył się o to, jaki jest rozkład budynku, którędy do środka może dostać się milicja, czy są odpowiednie warunki sanitarne. Inni nie myśleli o tak prozaicznych sprawach - wspominał dolnośląski polityk PO i późniejszy rywal Schetyny w walce o szefowanie partią w regionie, Jacek Protasiewicz.
Polityczną pracę Schetyna rozpoczął w Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu. Jako asystent solidarnościowego wojewody Janisława Muszyńskiego odpowiadał za sprawy personalne, czyli - jak sam mówił - ograniczenie etatów i zwolnienie 350 pracowników. Z tego czasu pochodzi przezwisko "Czekista", jakie nadali 27-letniemu wówczas Schetynie urzędnicy. W 1991 r., kiedy Jan Krzysztof Bielecki objął stanowisko premiera, Schetyna został wicewojewodą. To doprowadziło go do partii Donalda Tuska - Kongresu Liberalno-Demokratycznego, którą zasilili w tym czasie m.in. jego koledzy z NZS - Paweł Piskorski, Andrzej Halicki czy Jacek Protasiewicz.
Ale wrocławianie mogą zapamiętać go bardziej z działalności pozapolitycznej - w tamtym czasie został właścicielem koszykarskiego Śląska Wrocław. Razem z Rafałem Dutkiewiczem, obecnym prezydentem Wrocławia, współtworzył Radio Eska.
Pierwszy raz w Sejmie w 1997
Schetyna do Sejmu dostał się pierwszy raz w 1997 roku i długo nie oddał mandatu. W tamtym czasie rywalizował z również wpływowym we Wrocławiu politykiem Unii Wolności - Władysławem Frasyniukiem, wywodzącym się z UD. Ich konflikt powodował, że struktury dawnego KLD i UD we Wrocławiu nigdy się na dobre nie zintegrowały.
Miało to znaczenie w 2001 roku, gdy po przegranej Donalda Tuska z Bronisławem Geremkiem w wyborach na lidera UW dawni "liberałowie" postanowili opuścić Unię i ze zwolennikami Andrzeja Olechowskiego oraz Macieja Płażyńskiego założyli Platformę Obywatelską. Schetyna odgrywał ważną rolę w budowaniu nowej partii i miał w niej wysoką pozycję. Zwłaszcza od momentu, gdy formalnym przewodniczącym PO został w 2003 roku Donald Tusk, zastępując Płażyńskiego.
I właśnie Platforma umożliwiła Schetynie grę w pierwszej drużynie polskiej polityki. Najpierw pełnił funkcję sekretarza generalnego PO, potem został pierwszym wiceprzewodniczącym partii. Przez cały ten czas kierował też jej dolnośląskimi strukturami.
Schetyna przez lata uchodził za człowieka, który trzyma szeregi partyjne "żelazną ręką". Zwłaszcza od 2004 roku, gdy został sekretarzem generalnym PO (był nim do 2010 roku, gdy przesiadł się na fotel I wiceprzewodniczącego). Według mediów wykonywał za Donalda Tuska "czarną robotę", gdy trzeba było eliminować kolejnych partyjnych rywali - Andrzeja Olechowskiego, Jana Rokitę, Pawła Piskorskiego. W końcu sam znalazł się na celowniku Tuska, choć, jak opowiadał kiedyś Paweł Piskorski, duet ten wydawał się nierozerwalny, bo doskonale się uzupełniał.
Lata wpływów
W 2007 roku, po wyborach wygranych przez Platformę Obywatelską Schetyna został ministrem spraw wewnętrznych i administracji oraz wicepremierem w pierwszym rządzie Tuska. Był to okres jego największych politycznych wpływów.
Z rządu odszedł w 2009 roku po wybuchu tzw. afery hazardowej. Jego nazwisko pojawiało się w materiałach CBA jej dotyczących. Schetyna zapewniał, że nie ma z nią żadnego związku. Krótko po dymisji został szefem klubu parlamentarnego PO (w miejsce Zbigniewa Chlebowskiego, który przestał pełnić tę funkcję również w związku z aferą hazardową). Tusk uzasadniał to m.in. "bojem" o wiarygodność PO, jaki partia będzie musiała stoczyć w Sejmie.
- W naszej wspólnej ocenie to także mogłoby być używane jako argument opozycji przeciwko wiarygodnym działaniom Platformy i rządu - tak Tusk tłumaczył, dlaczego Schetyna musiał odejść z jego gabinetu. Zapewniał jednocześnie, że darzy go pełnym zaufaniem. Był to jednak początek długoletniego sporu między oboma politykami.
W 2011 r. Schetyna wprost krytykował Tuska za spóźnioną reakcję na opublikowany raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w sprawie katastrofy smoleńskiej. - Reakcja (na raport MAK) była spóźniona, w tym sensie, że nie było odpowiedzi w tym samym dniu - mówił.
MAK uznał wówczas, że powody tragedii, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób, leżą wyłącznie po stronie polskiej. Do katastrofy nie przyczyniły się według niej ani stan lotniska, ani działanie kontrolerów lotu ze Smoleńska.
Premier Donald Tusk w czasie, gdy szefowa MAK Tatiana Anodina przedstawiała raport, przebywał na urlopie we Włoszech. Na temat raportu Rosjan wypowiedział się następnego dnia, w czwartek, w Warszawie, gdzie przyjechał, przerywając wypoczynek.
Dobra pamięć Schetyny
Donald Tusk, jak pisały media, "ukarał" Grzegorza Schetynę po wygranych przez PO wyborach parlamentarnych w 2011 roku. Przeforsował na marszałka Sejmu Ewę Kopacz, a były wicepremier i szef MSWiA objął stanowisko szefa sejmowej komisji spraw zagranicznych. Premier zarzucił wówczas Schetynie, że aspiruje do roli "konkurenta i lidera wewnętrznej opozycji". Nie pomogły mu nawet dobre stosunki z Bronisławem Komorowskim.
Od tego czasu były sekretarz generalny PO z każdym miesiącem tracił pozycję w partii. W 2013 roku postanowił nie rywalizować z Tuskiem o stanowisko przewodniczącego PO w wyborach, by "nie rozbijać partii", ale i tak przestał pełnić funkcję I wiceprzewodniczącego, a potem stracił na rzecz Jacka Protasiewicza fotel szefa dolnośląskiej Platformy.
Gdy na jaw wyszły tzw. taśmy Protasiewicza, doszło do gorącej dyskusji, podczas której fala krytyki spłynęła głównie na Schetynę i jego ludzi (chodziło o nagrania, w których działaczom PO oferowano pracę w KGHM w zamian za głosowanie na rywala Schetyny). Obecny kandydat na ministra spraw zagranicznych utrzymywał wówczas, że z wyciekiem zapisu rozmów nie miał nic wspólnego.
Twierdził, że to on był ofiarą całej sytuacji, bowiem przegrał wybory, w których ktoś próbował wpływać na delegatów. W wyniku tej porażki i ponownego wyboru Donalda Tuska na szefa PO Schetyna nie znalazł się nawet w nowym zarządzie Platformy, stając się od tego momentu jedynie szeregowym posłem swojej partii.
Paradoksalnie jednak marginalna, jak się mogło wydawać, funkcja szefa komisji spraw zagranicznych stała się dla Schetyny dobrą odskocznią do powrotu do rządu i objęcia w gabinecie Ewy Kopacz stanowiska ministra spraw zagranicznych.
Oczywiście tego awansu nie byłoby, gdyby nie przenosiny do Brukseli Donalda Tuska. Teoria Pawła Piskorskiego, że obaj panowie są z sobą nierozerwalnie związani, znowu znalazła potwierdzenie.
Autor: bieru//rzw / Źródło: TVN24, PAP