PiS złożyło w Sejmie dwa projekty ustaw zakazujących in vitro. W jednym z nich partia proponuje karę grzywny oraz pozbawienia wolności za stosowanie tej metody. - Chodzi o wyraźne powiedzenie, że tego rodzaju praktyki są niedopuszczalne - wyjaśnił lider PiS, Jarosław Kaczyński.
Szef PiS dopytywany, dlaczego stosowanie metody in vitro miałoby być karane nawet więzieniem, powiedział, że "nad penalizacją zawsze można dyskutować, to jest kwestia dalsza". - Chodzi o wyraźne powiedzenie, że tego rodzaju praktyki (metoda zapłodnienia pozaustrojowego in vitro - red.) są niedopuszczalne - stwierdził Kaczyński. - To jest kwestia światopoglądowa. Nasza partia reprezentuje w większości (...) światopogląd katolicki i jeżeli ktoś go reprezentuje, to tak musi do tego podchodzić - podkreślił prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Grzywna i więzienie za in vitro
Pierwszy projekt PiS o zakazie zapłodnienia pozaustrojowego i manipulacji ludzką informacją genetyczną zakazuje "tworzenia embrionu ludzkiego poza organizmem kobiety".
"W żadnym przypadku nie jest dopuszczalna zgoda na niszczenie istnienia ludzkiego na jakimkolwiek etapie jego rozwoju. Konsekwencją jest etyczny sprzeciw wobec zapłodnienia pozaustrojowego in vitro" - podkreślono w uzasadnieniu do projektu. Według autorów projektu "także praktyka kriokonserwacji (mrożenia) jest nie do pogodzenia z szacunkiem należnym embrionom ludzkim". - Robi się to kosztem innych ludzkich zarodków, które są albo odrzucane, czyli zabijane, albo trafiają na długi czas do ciekłego azotu i są zamrażane - powiedział Bolesław Piecha z PiS, autor projektu, szef sejmowej komisji zdrowia.
I dodał: - Mamy też nieuregulowaną kwestię embrionów zamrożonych. Jest ich może 50, 60 czy 70 tys.
Zgodnie z projektem PiS, zastosowanie metody in vitro miałoby być karane grzywną, ograniczeniem wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Ingerencje w genom ludzki, powodujące jego dziedziczne zmiany, podlegałyby karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Ta sama kara obowiązywałaby za klonowanie.
Zgodnie z nauką Kościoła
Drugi projekt PiS o ochronie genomu ludzkiego i embrionu ludzkiego wprowadza, jak czytamy w jego uzasadnieniu, "zakaz powodowania śmierci embrionu ludzkiego". Zakłada też zakaz tworzenia embrionów poza organizmem kobiety.
- Projekt odrzuca metodę in vitro. Uważamy, że znacznie lepsza jest naprotechnologia, która jest tańsza, dużo skuteczniejsza i nie budzi kontrowersji natury etycznej. Zależy nam, żeby powstał projekt zgodny z nauczaniem Kościoła katolickiego, chroniący życie. Już istniejące zarodki powinny być pod opieką państwa, natomiast nie powinno się w sztuczny sposób tworzyć nowych - powiedział jeden z autorów propozycji, Jan Dziedziczak z PiS.
Projekt PO opóźniony
Z kolei PO odkłada decyzję w kwestii in vitro. Liberalny projekt Małgorzaty Kidawy-Błońskiej zapewne nie trafi w najbliższych tygodniach do marszałek Sejmu. Choć został już przekazany władzom klubu.
Szef klubu PO Rafał Grupiński powiedział, że w lipcu projekt Kidawy-Błońskiej zostanie przedstawiony prezydium klubu, później ma zostać zaopiniowany przez rząd. Nie jest zatem przesądzone - przyznał Grupiński - czy w ostatecznej formie zdąży trafić do Sejmu jeszcze przed wakacjami parlamentarnymi.
Konserwatywne skrzydło PO chce zgłosić konkurencyjny, dużo bardziej restrykcyjny projekt Jarosława Gowina.
- Najprawdopodobniej projekt Jarosława Gowina zostanie zgłoszony jako poselski - uzgodnimy to jeszcze szczegółowo z ministrem - powiedział Jacek Żalek, reprezentant konserwatywnego skrzydła w PO. Platforma podzielona Politycy PO przyznają, że kwestie światopoglądowe dzielą parlamentarzystów Platformy. Władzom klubu zależy na utrzymaniu jego spójności, z kolei liberalni posłowie przyznają, że są poirytowani powolnym tempem prac nad kwestią in vitro. - Nie unikniemy takiej dyskusji, nie możemy też udawać, że sprawy nie ma - skomentował jeden z polityków Platformy. To powtórka sytuacji z ubiegłej kadencji - już wtedy Kidawa-Błońska przedstawiła projekt w sprawie in vitro, a konkurencyjny, dużo bardziej restrykcyjny projekt w tej samej sprawie zgłosił obecny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Zdania w klubie PO były podzielone. Oba projekty trafiły do nadzwyczajnej podkomisji. Przed końcem kadencji nie doszło do głosowania regulacji dotyczących in vitro. Gowin chce, aby in vitro było dostępne tylko dla małżeństw, jego projekt nie przewiduje mrożenia zarodków (Gowin proponował, by można było wytwarzać ich maksymalnie dwa, ale pod warunkiem, że oba miałyby być implantowane). Z kolei Kidawa-Błońska chce dać dostęp do in vitro nie tylko małżeństwom, ale wszystkim parom i samotnym matkom (wszyscy będą musieli wykazać, że podjęli wcześniej leczenie w związku z niepłodnością). Kidawa-Błońska proponuje, aby zarodki można było mrozić, ale nie niszczyć. Projekt zakazuje selekcji zarodków i handlu nimi. W jej projekcie nie ma mowy o refundacji in vitro z budżetu państwa.
Za mało głosów Konserwatyści w PO szacują, że projekt Gowina może zyskać w klubie poparcie około 80 parlamentarzystów. Platforma ma 206 posłów. Przy założeniu, że 80 z nich nie poprze projektu Kidawy-Błońskiej, projekt ten mógłby liczyć na około 130 głosów w PO i najprawdopodobniej - według dotychczasowych deklaracji - na poparcie SLD (25 posłów) i Ruchu Palikota (43 posłów). Daje to w sumie blisko 200 głosów, a więc za mało, aby być pewnym, że projekt nie upadnie w głosowaniu. Pod koniec kwietnia premier Donald Tusk zapowiedział, że jeśli PO będzie składała projekt dotyczący in vitro, będzie to na pewno jeden projekt klubowy. Jak ocenił, kluczową sprawą jest pytanie o finansowanie tej procedury.
Autor: mac//bgr/k / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24