Piotr Machalica został pożegnany przez rodzinę i przyjaciół w Kościele Środowisk Twórczych na stołecznym placu Teatralnym. Wybitny aktor zmarł w poniedziałek. - Było nas trochę i jest jeszcze trochę takich intensywnych ludzi, tylko problem Piotrusia polegał na tym, że obok tej niebywałej intensywności w nim było jeszcze coś: ta cholerna nadwrażliwość, która w zestawieniu z tą intensywnością powodowała mieszankę wybuchową - wspomniał zmarłego jego przyjaciel, poeta Jan Wołek.
Msza pożegnalna za Piotra Machalicę odprawiona została w piątek po godzinie 13 w Kościele Środowisk Twórczych na placu Teatralnym w Warszawie. Urna zostanie potem przewieziona do Częstochowy, gdzie w sobotę aktor zostanie pochowany w grobie rodzinnym. Z warszawskiego kościoła została wyniesiona przy brawach zgromadzonych.
Rodzina w przesłanym nekrologu przypomniała, że ze względu na obostrzenia sanitarne, w kościele "może przebywać 40 osób". Ci, którzy nie zmieścili się w świątyni, uczestniczyli we mszy na zewnątrz. Mszę transmitowano na kanale YouTube Duszpasterstwa Środowisk Twórczych.
"Jego serce robiło na trzy zmiany"
Wybitnego aktora wspomniał jego jeden z jego najbliższych przyjaciół, malarz i poeta Jan Wołek.
- Nie chcę mówić o jego sztuce, jestem na to za mały. O gigantach się nie mówi, recenzować można tych, co wchodzą w arkana zawodu, ale nie o Piotrusiu. To byłoby nietaktem, bo Piotruś był gigantem. Piotruś był gigantem. Mogę powiedzieć o nim, jako o człowieku - powiedział.
Wołek wspomniał, że razem z Machalicą są z tego samego pokolenia. - Przyszło nam zaczynać i żyć wówczas w kraju, gdzieś na rubieżach nadziei. W sytuacji, kiedy jeśli się nie stworzyło w sobie świata takiego, o jakim marzymy, to nie znaleźliśmy tego świata, bo za oknem był inny, więc Piotruś i wielu z nas budowało sobie ten świat tak, jak umieliśmy - mówił.
Podkreślił, że Machalica był "człowiekiem intensywnym, bardzo gęstym". - Było nas trochę i jest jeszcze trochę takich intensywnych ludzi, tylko problem Piotrusia polegał na tym, że obok tej niebywałej intensywności w nim było jeszcze coś: ta cholerna nadwrażliwość, która w zestawieniu z tą intensywnością powodowała mieszankę wybuchową, naprawdę trudną do opanowania, często prowadzącą do granic wręcz samounicestwienia. Skąd to się brało? Nie wiem - powiedział.
- Wiem jedno, że jego serce robiło na trzy zmiany i jako pompka, o czym wiemy, i jako czujnik wrażliwości, nieprawdopodobny czujnik wrażliwości. To wszystko powodowało, że Piotrek się spalał - dodał. Zwrócił przy tym uwagę, że "w Piotrka sercu nie było przeciwciał, jego serce nie miało umiejętności wzruszenia ramionami, nie wytworzyło chityny obojętności". - To go mordowało strasznie, ale to było niezwykłe i cudowne - ocenił poeta.
- Mam nadzieję, że któregoś dnia, przekraczając niebieską wstążeczkę i wkraczając w ten błękit, spotkam tam Piotrka, który wyjdzie naprzeciw z tym swoim chłopięcym, niesamowitym uśmieszkiem - powiedział bardzo wzruszony Wołek.
Prezydent: do ostatnich dni był oddany swojej pracy, a zarazem wielkiej pasji
Aktora, w liście skierowanym do wdowy Aleksandry Sosnowskiej, pożegnał także prezydent Andrzej Duda.
Proszę przyjąć z głębi serca płynące wyrazy współczucia w związku z odejściem Pani Męża, Piotra Machalicy. Wiadomość o Jego nagłej śmierci przyjąłem z wielkim żalem. Przytłoczyła ona zarówno tych, którzy znali Go osobiście, jaki i rzeszę widzów i słuchaczy, którzy wysoko cenili Jego talent. Do ostatnich dni był oddany swojej pracy, a zarazem wielkiej pasji. Trudno pogodzić się z tą wielką stratą, jaką poniosła nasza kultura narodowa, polski teatr i film. W mojej pamięci pozostanie na zawsze Jego charakterystyczny, głęboki głos i charyzmatyczna osobowość artystyczna - nacechowana wrażliwością, ale też dystansem do siebie i świata, ciepłym, nieco ironicznym humorem oraz niezwykłym skupieniem na wewnętrznej prawdzie postaci, które tworzył. W kronikach warszawskiego Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera oraz wielu innych polskich scen, we wspomnieniach współpracowników, widzów oraz w tekstach recenzji pozostaną dziesiątki Jego ról teatralnych. Kolejne pokolenia miłośników sztuki aktorskiej będą mogły podziwiać kreacje Piotra Machalicy w zapisanych spektaklach Teatru Telewizji i Teatru Polskiego Radia oraz w blisko stu filmach i serialach fabularnych – wśród których znalazły się obrazy tej miary, co "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy", "Był jazz", "Zabij mnie, glino", "Krótki film o miłości" i "Dekalog". Głos Pana Piotra przetrwa na płytach z Jego mistrzowskimi interpretacjami utworów Wojciecha Młynarskiego, Jonasza Kofty, Jana Wołka, Bułata Okudżawy i Georges'a Brassensa. Owo trwanie we własnych dziełach to wyjątkowy przywilej, który dany jest tylko nielicznym, wybitnym twórcom sztuki. Cześć Jego pamięci!
Jeden z najsłynniejszych polskich aktorów teatralnych i telewizyjnych
Piotr Machalica zmarł w poniedziałek w szpitalu MSWiA w Warszawie w wieku 65 lat. Był aktorem teatralnym i filmowym. Warszawską PWST ukończył w 1981 roku, a w 1979 zadebiutował na ekranie.
Od 2006 do 2018 roku był dyrektorem artystycznym Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie, przez wiele lat związany był z Teatrem Powszechnym w Warszawie oraz stołecznym Och-Teatrem. Był też wykonawcą piosenki aktorskiej.
Zagrał w wielu filmach, między innymi w "Zabij mnie, glino", "Dekalogu. Dziewięć", "Ceremonii pogrzebowej", "Kuchni polskiej", "1968. Szczęśliwego Nowego Roku", "Saunie", "Bohaterze roku", "Dniu świra" czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". Grał również w serialach, jak "Prosto w serce".
W dniu jego śmierci żegnali go między innymi aktor, satyryk i reżyser Krzysztof Materna, Krystyna Janda, aktor Cezary Żak, aktor i rektor Akademii Teatralnej Wojciech Malajkat oraz artystka Magda Umer.
Źródło: TVN24, PAP