Polskie służby specjalne mają problem z podstawową proporcjonalnością metod i środków - mówił w "Rozmowie Piaseckiego" były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Paweł Wojtunik. Odniósł się do sprawy inwigilacji systemem Pegasus, który - jak informowała grupa Citizen Lab - został wykorzystywany między innymi wobec ówczesnego szefa kampanii wyborczej PO Krzysztofa Brejzy. - Pegasus użyty lokalnie jest jak wyprowadzenie czołgów przeciwko manifestantom - ocenił były szef CBA.
Grupa badaczy z Citizen Lab, działająca przy Uniwersytecie w Toronto, w ekspertyzie wykazała, że w Polsce inwigilowani oprogramowaniem Pegasus byli mecenas Roman Giertych, prokurator Ewa Wrzosek oraz senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza. Fakt, że Brejza był inwigilowany, potwierdziła też niezależnie Amnesty International. Według Citizen Lab senator Krzysztof Brejza był 33 razy inwigilowany przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku, kiedy był szefem sztabu wyborczego KO. Przeciwko politykowi nie toczy się żadne postępowanie.
Wojtunik: polskie służby mają problem z proporcjonalnością środków
Sprawę w "Rozmowie Piaseckiego" komentował były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Paweł Wojtunik. - Sprawa Pegasusa jest przykładem, jak bardzo zaawansowane narzędzia w rękach nieodpowiedzialnych ludzi mogą być szkodliwe. Tego typu afery na koniec szkodzą bezpieczeństwu państwa. Możliwe, że za jakiś czas Polska w sytuacji zagrożenia zewnętrznego powinna dysponować takim narzędziem, natomiast absolutnie nie są to narzędzia, które powinny być wykorzystywane wobec własnych obywateli - mówił.
Jak dodał, "gdybyśmy się dowiedzieli po kilku latach, że nasze służby specjalne korzystały z tego typu narzędzia w skomplikowanych operacjach zagranicznych, czy uchroniły Polskę przed atakiem terrorystycznym, nikt nie miałby jakichkolwiek wątpliwości". - Ale mówimy o użyciu narzędzia bardzo ingerującego nie wobec obywateli kraju i nie w sprawach lokalnych i nie w sprawach politycznych - dodał.
- Sprawa Pegausa nie wypłynęła przy okazji zabójstwa prezydenta (Pawła - red.) Adamowicza. Wypłynęła przy okazji brutalnych działań podejmowanych wobec jednego z prokuratorów, jednego z adwokatów i wobec szefa kampanii wyborczej - zaznaczył.
Zdaniem Wojtunika "polskie służby, nadzorcy polskich służb, mają problem z podstawową proporcjonalnością metod i środków". - Pegasus użyty lokalnie jest jak wyprowadzenie czołgów przeciwko manifestantom - mówił.
Były szef CBA: nie ma informacji z innych krajów, by Pegasus był wykorzystywany do wewnętrznych rozgrywek
Były szef CBA wskazał, że "tego typu narzędzia na świecie będą funkcjonowały, ponieważ postęp technologiczny wymusza wykorzystanie takich narzędzi, ale są to narzędzia szpiegujące, inwigilujące, z reguły używane przez kontrwywiady i wywiady państw w sprawach 'naj'". - W sprawach dotyczących prawdziwych bandytów, prawdziwych przestępców, prawdziwych szpiegów, prawdziwych terrorystów, a nie lokalnych polityków - tłumaczył.
- Służby zawsze będą chciały dysponować systemami, które zmniejszają dystans z przestępcami - mówił. Jak dodał, "system Pegasus w innych krajach również może być wykorzystywany, natomiast nie ma informacji z tych krajów, aby był wykorzystywany w sprawach wewnętrznych, do wewnętrznych rozgrywek".
Wojtunik: stworzono fikcyjny mail z wyróżnikami imienia i nazwiska mojej córki
W połowie stycznia Paweł Wojtunik przekazał na Twitterze: "właśnie dowiedziałem się, że ktoś podszywa się pod moją nieletnią córkę i rozsyła mailem wulgarne groźby karalne do różnych urzędników". "Wykorzystywanie dzieci do tak niecnych prowokacji to moralne dno" - dodał.
Pytany o tę sprawę w TVN24, Wojtunik mówił, że "były to groźby karalne, bardzo radykalne, groźby śmierci, wysłane do lokalnych samorządowców z miejscowości, z której pochodzę". - Biorąc pod uwagę, że moja córka ma 15 lat, a moje nazwisko jest lokalnie znane, jest to karygodne, obrzydliwe i niegodziwe - mówił.
- Ten mail, który widziałem, opierał się głównie na poglądach antyszczepionkowych. Jest to obrzydliwe i dlatego radykalnie zareagowałem. To nie jest sytuacja jednostkowa, ona się wpisuje w szerszy kontekst - powiedział.
Wojtunik tłumaczył, że "nikt nie włamał się na maila córki". - Został stworzony fikcyjny mail z wyróżnikami imienia i nazwiska mojej córki. W moich ukochanych Białobrzegach nasze nazwisko jest jednoznacznie kojarzone i znane - tłumaczył.
- Z tego co wiem, (rozsyłane wiadomości - red.) były sprofilowane i celowane w urzędników lokalnego szczebla. O szczegóły proszę pytać policję, ponieważ my nie mamy statusu jakiegokolwiek w tym postępowaniu, nie jesteśmy pokrzywdzonymi. Nie doszło do włamania na skrzynkę czy kradzieży danych osobowych. Z tego co wiem, policja prowadzi postępowanie przygotowawcze w tej sprawie - powiedział.
"Instynkt mi podpowiada, że jest to działanie skoordynowane"
Pytany o to, czy jego zdaniem włamania na telefony to zaplanowana na szerszą skalę operacja, Wojtunik odparł: "instynkt mi podpowiada, że jest to działanie skoordynowane, ponieważ jest to działanie bardzo podobne na terenie różnych województw". - Są różne cechy wspólne. To, że ta operacja jest celowana w lokalnych urzędników, to, że w tę operację uwikłane są rodziny osób, które nie do końca podobają się władzy. Stąd wydaje mi się, że powinno być to priorytetem dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i policji, aby tę kwestię wyjaśnić - powiedział.
- Wygląda to dziwnie i coraz więcej działań w ostatnim czasie przypomina działania typowe reżimów wschodnich, a nie państwa, które jest członkiem Unii Europejskiej - ocenił.
- Mnie intuicja podpowiada, że policja w tej sprawie powinna się wziąć bardzo poważnie do roboty. (…) Ta sprawa tak czy siak wywołuje duże zamieszanie w policji lokalnie. Takie działania mogą paraliżować działania lokalnych organów ścigania, mogą być szkodliwe dla obywateli. Wywołanie fałszywych alarmów stanowi bezpośrednio zagrożenia dla bezpieczeństwa obywateli. Wreszcie, przez to jakie osoby są atakowane, może się kłaść cieniem na niektórych polityków - powiedział.
Dopytywany o to, czy uważa, że są to działania służb polskich, były szef CBA odparł, że jest daleki od "służbomanii i fobii na punkcie działania polskich służb". - Natomiast niewątpliwie to, co się dzieje w naszym kraju w ciągu ostatnich kilku lat, promuje bezkarność pewnych środowisk i pewnych osób - zaznaczył.
- Służby w większości są upartyjnione i celowo lub mimowolnie realizują interes polityczny, a nie służą interesowi publicznemu. To wszystko wywołuje pewną atmosferę poczucia bezkarności wśród osób, które dokonują takich akcji sabotażowych i oczerniających - dodał.
Wojtunik: służby i szefowie służb są w swoistej pułapce tajemnicy
Wojtunik odniósł się również do uwagi, jakoby polskie służby dysponowały systemem szpiegującym przed 2014 rokiem. - Służby i szefowie służb są w swoistej pułapce tajemnicy i dbania o ochronę informacji niejawnych. Chętnie bym opowiedział, jakimi systemami dysponowało CBA, ale jestem związany obowiązkiem zachowania tajemnicy. Nie chce dać moim prześladowcom kolejnego argumentu do ścigania mnie - powiedział.
Według gościa TVN24, "rozpowszechnianie tego typu informacji jest typowym odwracaniem kota ogonem". - Jeżeli szef CBA mnie zwolni, to chętnie opowiem o tym, jak stosowano, jakie narzędzia, wobec kogo - mówił.
- Czy ktokolwiek zarzucił mnie lub podległym mi funkcjonariuszom nielegalne stosowanie jakichkolwiek narzędzi operacyjnych wobec członków opozycji, szefów sztabów wyborczych? - pytał. - Jest to dezinformacja. Ponad sześć lat temu odszedłem z CBA. Jestem ścigany o jakieś drobne, domniemane przestępstwa. W CBA przeprowadzono potężny audyt. Czy wyobraża sobie pan, że tak było, a ja jestem na wolności, nie siedzę w areszcie i jeszcze nie mam zarzutów? - dodał.
- Jedyny przykład inwigilacji dziennikarzy jaki znam, jaki został potwierdzony, to podsłuchiwanie pięciorga dziennikarzy w latach 2005-2007 i nie przez Centralne Biuro Antykorupcyjne - mówił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24