Przyczyną śmierci majora Marka K. z Biura Ochrony Rządu była "niewydolność krążeniowo-oddechowa" - dowiedział się portal tvn24.pl. Tak stwierdził lekarz-patolog, który przeprowadzał sekcję zwłok.
Informację potwierdziliśmy w Komendzie Stołecznej Policji, która prowadzi dochodzenie w sprawie tajemniczej śmierci jednego z najważniejszych oficerów Biura Ochrony Rządu. - Czekamy jeszcze na wyniki dalszych ekspertyz, np. toksykologicznych. Ale rozstrzygający jest wynik sekcji zwłok - mówi nam jeden z oficerów zaangażowanych w dochodzenie.
Zamknięte drzwi
Jak informowaliśmy w środę, drzwi do mieszkania, w którym znaleziono majora K. były zamknięte od wewnątrz.
Alarm podniosła rodzina, która nie mogła nawiązać kontaktu z Markiem K. W poniedziałek do mieszkania wezwano ślusarza aby otworzył drzwi do zamkniętego mieszkania w podwarszawskich Ząbkach. "Rzeczpospolita", która pierwsza opisała to zdarzenie, poinformowała, że w środku znaleziono nieżyjącego mężczyznę. Był zakrwawiony i początkowo policja nie wykluczała żadnej z wersji: od samobójstwa, przez tragiczny wypadek, po zabójstwo.
Jednak dokładne oględziny mieszkania a czwartkowa ekspertyza lekarza wskazują, że mężczyzna miał zawał serca. Upadając na podłogę rozciął sobie łuk brwiowy - stąd ślady krwi.
Marginalny związek ze Smoleńskiem
K. nie miał problemów w pracy. Wiadomo, że zajmował się logistyką np. sprawdzaniem hoteli, w których sypiają ochranianie przez BOR osoby. Wbrew temu co pisały niektóre media - według naszych informacji - major miał znikomy udział w przygotowywaniu zakończonej katastrofą lotniczą wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku. Nie był też świadkiem w postępowaniach, które toczyły się w prokuraturze w związku z tą tragedią.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / ŁOs / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24