Nie chcę w żaden sposób umniejszać tego, co się zdarzyło, tylko też nie chcę wchodzić tylko i wyłącznie w czarne scenariusze - mówił na konferencji w sprawie sytuacji na Odrze wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski, który wrócił do pracy po urlopie. Wojewoda przekazał, że "parametry fizyko-chemiczne w głównym nurcie Odry są takie same, jak średnia wieloletnia". - Generalnie sytuacja wydaje się być w miarę dobra, z pewną ostrożnością - mówił. Dodał, że władze z ostrożnością będą podchodzić do kwestii zniesienia zarządzonych w związku z katastrofą obostrzeń. Na konferencji Obremski pytany był także o swoją nieobecność w trakcie kryzysu ekologicznego.
Wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski we wtorek rano pojawił się w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim po powrocie z urlopu. - Parametry, które badamy od piątego sierpnia, ulegają tylko i wyłącznie poprawie - oświadczył.
- W tej chwili parametry fizyko-chemiczne w głównym nurcie Odry są takie same, jak średnia wieloletnia. Można powiedzieć że Odra na odcinku dolnośląskim wróciła do normy - zapewnił. - Od piątego sierpnia mamy codziennie lekką poprawę - dodał.
Zwrócił przy tym uwagę, że "zaczyna się dyskusja" o zniesieniu obostrzeń nałożonych w związku z sytuacją w rzece.
- Jest okres wakacyjny, dla części mieszkańców ziemi dolnośląskiej jest czymś bardzo istotnym, więc myślimy także o tych mieszkańcach, ale chcemy zachować pewną ostrożność, żeby nie popełnić błędu. Dlaczego? Są dwie przesłanki. Pierwsza związana jest z tym, że na początku tego miesiąca mieliśmy dużo martwych ryb przed Oławą. Później było mniej więcej sześć dni bez niedobrych epizodów i pojawiły się śnięte ryby w Głogowie. Więc mimo że mamy polepszone parametry fizyko-chemiczne, to z tej racji, że nie znamy przyczyn, chcemy być jeszcze na moment ostrożni, zanim zaczniemy ewentualnie odchodzić od tych obostrzeń - wyjaśniał.
Wojewoda tłumaczył dalej, że "nie chce w żaden sposób umniejszać tego, co się zdarzyło, tylko też nie chce wchodzić tylko i wyłącznie w czarne scenariusze".
Przypomniał przy tym katastrofę ekologiczną na rzece Barycz na Dolnym Śląsku z 2020 roku. - Wydawało się, że jest to nieodwracalna, wielka klęska. Mieliśmy wielki problem z ustaleniem przyczyny. Było podejrzenie, że Barycz przypływa do nas z województwa Wielkopolskiego i tam z jakiejś farmy spadły zanieczyszczenia do rzeki i spowodowały zabranie tlenu - wspomniał. - Nie udało się wtedy ustalić przyczyny, aczkolwiek ludzie o większym doświadczeniu twierdzą, że takie zjawisko na rzece Barycz występowało regularnie, co 15, 20 lat i było związane z pewnym procesem naturalnym, gnilnym, który powodował brak tlenu i w efekcie pozabijał dużą część ryb - dodał.
- Generalnie sytuacja wydaje się być w miarę dobra, z pewną ostrożnością - przekonywał.
CZYTAJ WIĘCEJ: Co wiemy o katastrofie ekologicznej w Odrze
Obremski o swoim urlopie
Jarosław Obremski w trakcie konferencji pytany był o swoją nieobecność w trakcie kryzysu i o to, kiedy dowiedział się o trudnej sytuacji na Odrze.
- W trakcie urlopu do pana (wice)wojewody dzwoniłem co drugi dzień, a w ostatnim tygodniu codziennie. Moja wiedza była taka, że mamy zdarzenie na Oławie, że parametry badane przez WIOŚ były takie, że stan fizyko-chemiczny na wejściu województwa Dolnośląskiego, czyli przed Oławą i za Oławą, jest taki sam. W związku z tym mówiliśmy, że źródło ewentualnego zatrucia nie jest we Wrocławiu. Rozmawialiśmy o tym, żeby monitorować sytuację i to, jakie mogą być skutki tego zatrucia - odpowiedział. - Później były dosyć uspokajające komunikaty, później pojawiła się kwestia Głogowa. Ostatni tydzień właściwie codziennie, bo byliśmy w kontakcie z WIOŚ-iem, parametry Odry były tylko i wyłącznie lepsze - dodał.
- W piątek miałem świadomość, że mamy do czynienia z sytuacją dramatyczną w skali kraju, co nie oznacza dramatycznej sytuacji na Dolnym Śląsku - zauważył. Przypomniał, że ustawowo, w momencie jego zwolnienia lub urlopu, funkcję wojewody pełni jego pierwszy zastępca, czyli wojewoda Jarosław Kresa. - Pan Kresa podejmował decyzje - zaznaczył.
Obremski zaznaczał, że z informacji od Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska i od wicewojewody Kresy wynikało, że "raczej mamy sytuację zejścia z parametrów złych na dobre, więc sytuacja ulegała polepszeniu". - Nie chcę minimalizować klęski ekologicznej, która się zdarzyła, tylko chce umieścić to w pewnych proporcjach - uprzedzał.
- Kontakt telefoniczny z panem (wice)wojewodą to jedno, a praca na dokumentach, przejrzenie, to poprosiłem z samego rana i WIOŚ i sanepid i Inspektorat Weterynaryjny i rozmawiałem i tak dalej - wymieniał wojewoda. - Nie wydaję mi się na tę chwilę, że został popełniony jakikolwiek błąd formalny i merytoryczny ze strony podległych mi instytucji. Bo to podległe mi instytucje realizują politykę wojewody, a nie wojewoda indywidualnie - powiedział.
Opozycja chce odwołania wojewodów
W poniedziałek przedstawiciele partii Zieloni przekazali, że kierują wniosek do szefa MSWiA oraz premiera o odwołanie pięciu wojewodów: śląskiego, opolskiego, dolnośląskiego, lubuskiego i zachodniopomorskiego.
Urszula Zielińska, posłanka i przewodnicząca Zielonych, podkreślała, że "instytucje przez 17 dni praktycznie nie działały". - 17 dni zajęło wojewodom zwołanie pierwszych sztabów kryzysowych. 17 dni zajęło wysłanie alertów, smsów z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Przez te 17 dni ludzie w środku wakacji kąpali się w rzece, bawili się, poili zwierzęta i jedli złowione w Odrze ryby. Byli bezpośrednio zagrożeni - wymieniała.
O odwołaniu wojewody dolnośląskiego mówiła wcześniej też Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka Lewicy. - Nie może być tak, że premier Mateusz Morawiecki beztrosko staje na jednej czy drugiej konferencji prasowej, rozkłada ręce i przyznaje, że zbyt późno dowiedział się o katastrofie na Odrze (…). Nie może tak być, że nie wyciąga się żadnych konsekwencji. Dymisja szefa Wód Polskich czy Głównego Inspektora Ochrony Środowiska to za mało. Czas pociągnąć do odpowiedzialności tych, którzy wiedzieli i nic nie zrobili - przekonywała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24