Na początku lipca Barycz - rzeka zasilająca między innymi słynne Stawy Milickie - została zanieczyszczona. Pełna jest śniętych ryb, a okoliczni mieszkańcy zgłaszają, że padły także żaby, a nawet szczury. Dotąd nie ustalono dokładnie źródła zanieczyszczenia, które rozciąga się już na 60 kilometrów.
Dolina Baryczy to największy w Polsce rezerwat przyrody. Wyjątkowy park krajobrazowy na Dolnym Śląsku i w Wielkopolsce, będący jedną z najważniejszych w Europie ostoi ptaków wodno-błotnych. Na jego terenie znajduje się kompleks prawie 300 stawów rybnych.
"Skala zanieczyszczenia sugeruje kilka przyczyn"
1 lipca pracownicy Stawów Milickich odkryli, że doszło do zanieczyszczenia Baryczy. Natychmiast zamknięto dopływy wody do wszystkich stawów i rezerwatu "Stawy Milickie". Zawiadomiono Wody Polskie i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu.
"Inspektorzy WIOŚ we Wrocławiu niezwłocznie przeprowadzili rozpoznanie w miejscach wskazanych we wniosku. Stwierdzono, że woda w rzece była mętna, o ciemnobrązowym (prawie czarnym) zabarwieniu i uciążliwym zapachu charakterystycznym dla przegniłej materii organicznej. Ustalono, że zanieczyszczenie wód dotyczy rzeki Barycz na odcinku od miejscowości Raczyce do Jazu Bolko w pobliżu miejscowości Nowe Grodzisko. W trakcie oględzin inspektorzy wykonali pomiary sondą, na postawie których stwierdzono bardzo niskie stężenie tlenu w wodzie. Pobrano również próbki, które zostały przekazane do Centralnego Laboratorium Badawczego Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska Oddział we Wrocławiu" - czytamy w komunikacie wrocławskiego WIOŚ.
Inspektorzy ustalili także, że źródło zanieczyszczenia znajduje się już w Wielkopolsce, niedaleko Odolanowa. Sprawę przekazano więc do delegatury inspektoratu w Kaliszu.
- Od środy praktycznie codziennie jesteśmy w rejonie Odolanowa. W rzece obserwujemy brak tlenu i zanieczyszczenia substancjami organicznymi. Na terenie przy granicy województw znajdują się pola, na których po intensywnych opadach stała woda. Wcześniej na tych polach porozrzucane były pryzmy obornika. I ten obornik razem z wodą spłynął do rzeki. Jednak skala zanieczyszczenia sugeruje także inne przyczyny, których na razie nie odkryliśmy. Latamy między innymi dronem, próbujemy zlokalizować źródło bądź źródła zanieczyszczeń - mówi Jakub Kaczmarek, kierownik kaliskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Poznaniu.
Martwa rzeka
W sprawę mocno zaangażowali się burmistrz Milicza i starosta milicki. Obaj zwracają uwagę, że właśnie najbardziej niezrozumiałym jest fakt, że mija tydzień, odkąd wykryto zanieczyszczenie i nadal nie wiadomo, skąd ono pochodzi. Nie można zatem skutecznie z nim walczyć. A czas leci.
- Na wysokości Jazu Bolko widać skalę tej katastrofy. Ryby pływają brzuchami do góry. Mieszkańcy mówią, że padły nawet szczury i żaby. Wysoka toksyczność w wodzie powoduje śmierć biologiczną Baryczy na bardzo długim odcinku. Zanieczyszczenie widzimy na 60 kilometrach rzeki. Skutki tego będziemy odczuwać przez wiele lat, nie da się tego szybko odbudować. Minął tydzień, nadal oficjalnie nie wiadomo, kto się dopuścił zanieczyszczenia, jaki ma ono charakter - przyznaje Piotr Lech, burmistrz Milicza.
- W piątek po południu dotarła druga fala tych zanieczyszczeń. Zniszczenia były ogromne. Zwołaliśmy zarządzanie kryzysowe. Barycz zasila Stawy Milickie. To jest dla nas potężny cios. W sobotę apelowałem, aby nie uprawiać tam turystyki, nie łowić ryb. Można powiedzieć, że rzeka jest dzisiaj martwa - dodaje Sławomir Strzelecki, starosta milicki.
- Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Wszystkie możliwe jazy zostały otwarte, aby rzeka samoistnie się oczyszczała, płynąc. Wszystkie przepusty do stawów są zamknięte, żeby nie wdarły się tam zanieczyszczenia. Chociaż już wiadomo, że do niektórych stawów zdążyły się przedostać. Powiadomiona została policja, złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury. Wynajęliśmy telewizję, która lata dronem po okolicy. Jesteśmy na miejscu codziennie - wymienia Konstancja Jeziorska z Centrum Zarządzania Kryzysowego.
Bakterie charakterystyczne dla odchodów
Barycz jest znakiem towarowym całej okolicy. Życie toczy się wzdłuż koryta rzeki. Wiele firm opiera się właśnie na niej. Do tego turystyka - spływy kajakowe, noclegi, trasy rowerowe. Pandemia COVID-19 sprawiła, że to wszystko stanęło w miejscu. Katastrofa ekologiczna w Dolinie Baryczy sprawia, że ponownie wszystko zamiera.
Choć samorząd nie jest zarządcą rzeki, burmistrz Lech dobrze zdaje sobie sprawę z konsekwencji obecnej sytuacji i nie czeka, aż Wody Polskie przystąpią do działania. W sobotę zlecił na własną rękę pobranie próbek i ich przebadanie. We wtorek przyszły wyniki.
- Pierwsze wrażenie było prawidłowe. Charakterystyka odoru wskazywała na pochodzenie organiczne. Liczba bakterii charakterystycznych dla odchodów - E.coli i paciorkowców kałowych - znacznie przekracza normy. Pytanie, czy to odchody ludzkie, czy zwierzęce. W każdym razie są one silnie toksyczne. Śnięcie ryb jest ogromne. Martwe będą liczone w tonach. Wody Polskie nawet nie przystąpiły do utylizacji. W ogóle jako właściciel rzeki nie robią praktycznie nic, aby tej katastrofie zapobiec - zaznacza Piotr Lech.
Próbowaliśmy skontaktować się z Wodami Polskimi. Najpierw z nadzorem wodnym w samym Miliczu. Tam usłyszeliśmy, że od udzielania informacji są rzecznicy we Wrocławiu. Dwa dni z rzędu dzwoniliśmy więc do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej we Wrocławiu, do obu rzeczników, których numery można znaleźć na stronie internetowej. Ani razu nie udało się nam dodzwonić.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Tvpm Telewizja Powiatu Milickiego