Pozbywamy się kawałka historii tej rzeki. Nie ma słów, które mogą wyrazić tragedię, która się tutaj stała - opowiada jeden z członków Polskiego Związku Wędkarskiego w Szczecinie, zaangażowany w oczyszczanie Odry. - Dla mnie jest to ogromna klęska. To nie tylko przekreśliło naszą przeszłość, ale też przekreśla naszą przyszłość. Ja już nie będę ufał tej rzece i nie będę ufał temu państwu, bo nie mogę założyć, że nie stanie się to ponownie - dodaje inny wędkarz.
Dziennikarze TVN24 w różnych miejscach Polski, przez które przepływa Odra, rozmawiali z ekspertami, osobami zaangażowanymi w oczyszczanie rzeki, samorządowcami czy przedsiębiorcami, którzy ponoszą straty z powodu złego stanu wód.
Jeden z członków Polskiego Związku Wędkarskiego w Szczecinie, zaangażowany w oczyszczanie rzeki, mówił o wyciąganych z wody śniętych rybach. - Są ogromne, na wszystkich robią wrażenie wielkie sumy, które są chyba marzeniem każdego wędkarza, ale są też bardzo ważne w całym łańcuchu ekologicznym - opowiadał.
Jak dodał, "te ryby mają śmiało po 15 lat". - Pozbywamy się więc kawałka historii tej rzeki i nie ma słów, które mogą wyrazić tragedię, która się tutaj stała - podkreślił. - To jest dla nas olbrzymia tragedia. Jak mówimy o tym, to głos się łamie, a do oczu cisną się łzy - dodał inny wędkarz.
W Cigacicach w województwie lubuskim naukowcy związani z Wydziałem Nauk Biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego tłumaczymy, że ryby w Odrze umierały w cierpieniu.
- Toksyny, które są produkowane przez glony, w pierwszym rzucie działają dwutorowo. Pierwszy to praktycznie rozwalenie skrzeli poprzez zniszczenie nabłonka, który się tam znajduje. To jest proces odwracalny, ryby mają szansę uciec w dopływ innej rzeki, w jakieś miejsce, gdzie nie ma tej toksyny. Wtedy mają szansę na przeżycie. Natomiast druga część następuje w momencie, kiedy nabłonek jest zniszczony i toksyny dostają się do krwi. Powodują zniszczenie krwinek i działają neurotoksycznie - wyjaśniał Mateusz Ciepliński.
Przy jazie w miejscowości Lipki samorządowcy, działacze społeczni oraz wędkarze mówili o działaniach i reakcji instytucji na katastrofę w Odrze. - Zadziałaliśmy natychmiastowo i zgodnie z naszymi kompetencjami, natomiast inną kwestią jest to, jak to zostało odebrane przez inne instytucje. Uważam, że ich reakcja jest stanowczo zbyt późna - stwierdził wiceburmistrz Oławy Andrzej Mikoda.
- Dla mnie jest to ogromna klęska. To nie tylko przekreśliło naszą przeszłość, ale też przekreśla naszą przyszłość. Ja już nie będę ufał tej rzece i nie będę ufał temu państwu, bo nie mogę założyć, że nie stanie się to ponownie - powiedział wędkarz Ryszard Gawron.
O gospodarczych skutkach katastrofy ekologicznej w Odrze mówili w Cigacicach przedsiębiorcy, których biznesy związane są z tą rzeką. - Woda nie jest problemem dla upraw. Problemem jest to, że rozwijaliśmy tu przez lata enoturystykę. Walor gminy jest niepowszechny, mamy tutaj aż siedem winnic. Dorobiliśmy się fajnego produktu przez lata, ludzie pływali barkami, wysiadali na naszych przystaniach, ale to już jest czas przeszły - powiedział Bogdan Macewicz, który prowadzi winnicę w nieodległej miejscowości.
W Szczecinie profesor Hanna Siwek oraz profesor Agata Markowska-Szczupak mówiły o stanie wody w rzece. Wskazywały na zjawisko przypominające padający deszcz na rzece, jednak, jak wyjaśniały, "to są małe rybki, które próbują złapać tlen, którego brakuje im w wodzie".
- Najprawdopodobniej w wodzie zaczęły zachodzić procesy gnilne, zaczęły się rozwijać mikroorganizmy, które wyczerpały dostępny tlen i ryby, które kojarzymy z organizmami wodnymi, próbują złapać tlen - zwracała uwagę Markowska-Szczupak.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24