- To były sekundy. Chciałam syna złapać za rękę, ale mi się wyślizgnęła. Potem ocknęłam się w tych zgliszczach - tak o przejściu trąby powietrznej opowiada w rozmowie z TVN24 mieszkanka Osia w powiecie świeckim. Podczas uderzenia żywiołu kobieta wraz z dzieckiem przebywała w przyczepie kempingowej, jej mąż stał obok. Wszyscy przeżyli, choć z przyczepy zostały drzazgi.
Jak wspominają Danuta i Rafał Zamczałowie, najpierw zerwał się potężny wiatr i zobaczyli zbliżającą się w ich kierunku trąbę powietrzną. - Widzieliśmy tylko, jak liście latają nad lasem z tamtej strony. Od razu zaczęły się tam łamać drzewa i już było wszystko tutaj u nas. To były sekundy, wszystko w powietrzu było - relacjonuje mąż kobiety. - Żona z synem była w środku, a ja przed przyczepą na tarasie stałem. Widziałem, jak dach zrywało z altany, cały taras, na którym stałem podnosiło, mnie wywaliło do tyłu, a kiedy wywróciło przyczepę, to już nie widziałem - wspomina.
Synek wciąż w szpitalu
Po tym zdarzeniu kobieta wraz z synkiem znalazła się w szpitalu. Jak mówi, sama opuściła już bydgoską placówkę. - Mam nadcięte ucho, palec rozerwany do kości - był szyty, liczne siniaki i zadrapania. Jestem poobijana, podejrzewany był uraz kręgosłupa, ale będzie dobrze - opowiada. 9-letni Przemek wciąż jeszcze przebywa w szpitalu. - Czuje się dobrze, ale ma liczne stłuczenia, obrażenia, w ręce ma ścięgna pozrywane, jest poobijany i pokaleczony - mówi jego matka. Mimo wielu szkód materialnych, cieszą się, że ocaleli z żywiołu. - Opatrzność Boska nas pilnowała, jakiś anioł stróż nad nami czuwał, że wyszliśmy z tego cało - dodają.
Autor: mon//gak/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24