To szansa dla przyszłych medyków i dla pacjentów - lekarzy ma być więcej. Jest zielone światło w sprawie limitu przyjęć na uczelnie medyczne. Na jedno miejsce na kierunku medycznym potrafi być nawet trzydziestu chętnych. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Kielecki uniwersytet chce w tym roku zacząć kształcić więcej lekarzy. Władze uczelni czekają tylko na zielone światło od Ministerstwa Zdrowia, żeby w czerwcu ruszyć z rekrutacją na większą skalę. - Dotychczas na studia stacjonarne przyjmowaliśmy 75 studentów, a teraz będzie ich 100, jeśli Ministerstwo Zdrowia wyrazi zgodę. Na niestacjonarnych będzie o 25 osób więcej – zapowiada promotorka ds. medycznych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach dr hab. Dorota Kozieł.
Do tej pory na jedno miejsce na kierunku medycznym było nawet trzydziestu chętnych. - Studiowanie na kierunku lekarskim wymaga dużo pracy, wysiłku, trzeba jak najlepiej napisać maturę – podkreśla student drugiego roku kierunku lekarskiego Michał Lasek. - Zwiększenie miejsc zazwyczaj oznacza łatwiejsze dostanie się – przyznaje.
Władze uczelni tłumaczą, że większy limit przyjęć ma pomóc z problemami z personelem medycznym, które pandemia tylko uwypukliła. Chociaż wiadomo, że nie pomoże teraz, bo wykształcenie specjalisty zajmuje nawet kilkanaście lat. - Zwiększenie przyjęć wynika z tego, że zbudowaliśmy sobie bazę kliniczną, mamy coraz bogatszą kadrę naukową, budujemy też kliniki. Jesteśmy gotowi, żeby tych studentów przyjąć – stwierdza Kozieł.
Takiego samego komfortu nie mają władze innych uczelni medycznych, bo chociaż u nich też znaleźliby się chętni na dodatkowe miejsca, to jakość kształcenia musi być na pierwszym miejscu. Dlatego poznański uniwersytet medyczny planuje przyjąć w tym roku tylko kilku studentów więcej. - Ale na studia niestacjonarne i jest to związane z zapowiedzią Ministerstwa Zdrowia z uruchamianiem kredytów studenckich dla tych kluczowych kierunków, właśnie takich jak lekarski – zastrzega rzecznik uczelni dr Rafał Staszewski.
Ale już na przykład Śląski Uniwersytet Medyczny w ogóle nie planuje zwiększenia limitów. - Mamy świetną bazę dydaktyczną, ale w zasadzie w związku z tym, że mamy najwięcej studentów, to doszliśmy do pewnej granicy – przyznaje prorektor ds. rozwoju i transferu technologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach prof. Edward Wylęgała.
"Potrzebujemy planu kadrowego"
O limitach przyjęć na studia lekarskie i lekarsko-dentystyczne decyduje w odpowiednim rozporządzeniu minister zdrowia. Limity od wielu lat rosną, ale powoli - w zeszłym roku przybyło 139 miejsc na kierunkach lekarskich i 10 na lekarsko-dentystycznych. Łącznie studia mogło rozpocząć prawie 10 tysięcy studentów. - Jeżeli chodzi o te zwiększenia, to jak najbardziej za, ale to nie załatwia sprawy strategii długofalowej – mówi prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia Bożena Janicka.’
- Ostatnie oficjalne dane Ministerstwa Zdrowia wahały się między 20 a 50 tysięcy brakujących samych lekarzy, już nie mówiąc o pozostałym personelu medycznym, który też jest bardzo ważny – zwraca uwagę rzecznik Naczelnej Rady Lekarskiej Rafał Hołubicki.
Z ostatniego raportu o stanie służby zdrowia, który opublikowała Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju wynika, że jesteśmy w ogonie Europy. Unijna średnia to około czterech lekarzy na każdy tysiąc pacjentów, u nas ten wskaźnik to niecałe dwa i pół. Pielęgniarek mamy zaledwie pięć na tysiąc mieszkańców, kiedy unijna średnia to osiem, a na przykład w Norwegii - siedemnaście.
- My potrzebujemy planu kadrowego nie na pięć, nie na dziesięć lat, my go potrzebujemy na 25 lat – ocenia Bożena Janicka. Już teraz eksperci mówią o luce pokoleniowej i starzejących się lekarzach specjalistach, których wkrótce może nie być komu zastąpić.
Monika Celej
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24