Czy za makijaż można stracić punkty z zachowania? Można. A czy jak uczeń się tnie, to może mieć niższą ocenę z zachowania? Może. W szkolnych statutach roi się od błędów i zapisów niezgodnych z Prawem oświatowym, nauczyciele nie są szkoleni, jak oceniać, by motywować do nauki. A uczniowie? Nie chcą nieraz podnieść długopisu, jeśli zadanie nie jest na ocenę, bo rodzice płacą za stopnie nawet w euro. Czy ocenoza to choroba polskiej szkoły?
- Siadaj, pała! - kto w młodości nie usłyszał tego choć raz. Niektórym z nas śni się do dziś, że nie zdali matury z matematyki, inni mają koszmary, że wezwani do odpowiedzi nie potrafią wydusić z siebie ani słowa. Charakterystycznego kłucia w brzuchu z nerwów przed sprawdzianem też nie da się pomylić z niczym innym. Jedno jest pewne: choć od ostatniego dnia spędzonego w klasie minęło wiele lat, szkolna trauma związana ze stopniami tkwi w nas głęboko.
Wygląda na to, że i nasze dzieci za dwadzieścia lat będą męczyć te same koszmary. Nauczyciele, rodzice i uczniowie są zgodni - polską szkołę opanowała ocenoza.
Główny Urząd Statystyczny podaje, że w roku szkolnym 2002/23 w Polsce działało 22 505 przedszkoli, 14 073 szkoły podstawowe i 6 819 szkół ponadpodstawowych. Uczniowie byli więc codziennie oceniani w ponad 20 tysiącach placówek.
Dyskusja o tym, czy oceny w szkołach są przyznawane sprawiedliwie i zgodnie z prawem, wybuchła niedawno w środowisku nauczycielskim po wynikach raportu NIK. Choć Najwyższa Izba Kontroli zbadała system oceniania zaledwie w 10 szkołach w Świętokrzyskiem, to tym razem nauczycieli oceniono źle. Dlaczego i czy to sprawiedliwa ocena?
Według raportu NIK nauczyciele bez uzasadnienia lub niezgodnie z prawem zaniżali oceny z zachowania, na przykład za pofarbowane włosy, makijaż czy kolorowe paznokcie. Dodawali zaś punkty za przyniesienie papieru do drukarki lub karmy dla zwierząt. W dwóch szkołach nagrodą za wzorowe zachowanie była możliwość poprawienia pracy pisemnej, choć Prawo oświatowe wyraźnie mówi, że ocena z postępów edukacyjnych nie może być powiązana z zachowaniem. Na ocenę celującą wymagano opanowania materiału spoza podstawy programowej, choć wystarczy w pełni opanować materiał z programu.
Wnioski NIK? Dyrektorzy szkół powinni przyjrzeć się zapisom w statutach i dostosować je do obowiązującego Prawa oświatowego, wzmocnić nadzór nad procesem oceniania uczniów i jego dokumentowaniem, stworzyć jasne kryteria i wspomóc nauczycieli w doskonaleniu systemu oceniania, tak by dawał on informację zwrotną zarówno o stanie wiedzy ucznia, jak i o jego postępach w nauce.
Okres objęty kontrolą NIK to rok szkolny 2020/2021 oraz pierwsze półrocze roku szkolnego 2022/2023. NIK wybrał szkoły, w których zgłaszano nieprawidłowości i takie, gdzie uczniowie osiągali najwyżej średnie wyniki z egzaminów zewnętrznych.
Nauczyciele komentują, że raport o błędach jest pełen błędów i to rażących.
Jako pierwsza przeanalizowała raport Gabriela Olszowska, nauczycielka i autorka książki "O!cena w szkole. Nieodrobione lekcje". Do NIK-u wystosowała list otwarty.
"Raport tak ważnej Instytucji musi być przygotowany rzetelnie - jako środowisko oświatowe potrzebujemy poprawnych narzędzi, w tym krytycznych raportów (nawet wykonywanych na mikropróbach) - zważywszy, że koncepcja oceniania konstruktywistycznego została wpisana już w 1999 r. w polskie przepisy, które prawie niezmienione obowiązują od tamtego czasu. Nauczyciele i dyrektorzy polskich szkół od prawie 25 lat nie otrzymali należytego wsparcia, łącznie z przygotowaniem formalnym na studiach, gdzie tematyka profesjonalnego i nowoczesnego oceniania poruszana jest nadal incydentalnie. (…) Tymczasem w dokumencie przywołuje się nadal niepoprawne procedury, traktując je jako odpowiednie" - zaczyna swój list nauczycielka.
Olszowska podkreśla, że w raporcie pojawiają się m.in. oceny cząstkowe, których formalnie nie ma od 1999 roku. Kontrolerzy piszą o analizie średnich ważonych, a Olszowska przypomina, że jest to praktyka "niegodziwa i manipulacyjna, na co wskazują eksperci w opracowaniach naukowych".
"Kontrolerzy mieszają też sytuacje oceniania, chyba nie rozumiejąc, że ocenianie wpisane w obowiązujące przepisy ma budować proces (art. 44b uoso [chodzi o Ustawę o systemie oświaty - red.]), a ocena nie musi być stopniem. (…) Postawiono zarzuty, które odnoszą się do poprawnych praktyk: nie istnieje odpowiednia liczba stopni - nie bada się tego na podstawie dziennika i zapisu w nim jakiejś określonej liczby cyfr" - zaznacza nauczycielka.
Gabriela Olszowska w rozmowie z tvn24.pl podkreśla, że ocena powinna służyć uczeniu się, zaś uczniowie nie powinni uczyć się dla oceniania.
- Ocenianie to nie jest wystawianie stopni, jak napisał NIK. Zauważono wprawdzie dużo praktyk naruszających przepisy, ale popełniono w nim błędy. To są błędy związane z językiem potocznym, czyli terminami dwuznacznymi, z procedurami, których nie ma, a kontrolerzy je badali. Wniosek dla mnie jest jeden. Jak najszybciej potrzebujemy ogólnopolskiego przeszkolenia za unijne pieniądze. I debaty o ocenianiu, by pokazać, na czym polega nowoczesność w tej kwestii - uważa Olszowska.
Uczeń mierny, uczeń dobry
Czemu służy ocenianie? Według Prawa oświatowego ocenianie ma być informacją o osiągnięciach edukacyjnych ucznia i motywować go do rozwoju. Ma być także informacją o tym, jak zachowanie i postawa ucznia są odbierane przez otoczenie.
Spójrzmy na dokładny zapis w Ustawie o systemie oświaty:
Co mówi o uczniu ocena?
Gdy ostatnio chciałam zmotywować mojego dwunastoletniego syna do nauki, chwaliłam się świetnymi ocenami w podstawówce i liceum. Syn poprosił, bym na dowód pokazała świadectwo. Znalazłam dwa świadectwa z liceum, ale na ich widok zrzedła mi mina. Jak to możliwe, że miałam takie słabe stopnie? Matma - mierny, chemia - mierny, wychowanie fizyczne - trója. Na kolejnym świadectwie zmieniono ocenę mierną na dopuszczającą, by nie stygmatyzować uczniów, ale ta kosmetyczna zmiana tylko nas bawiła. Dwója to dwója. W latach 1998-2002 chodziłam do jednej z najlepszych szkół w województwie lubuskim i ósmej w krajowym rankingu, nauczyciele sporo wymagali. Z trójki z angielskiego nawet się cieszyłam, bo pani nauczycielka nie brała jeńców. Całkiem prawdopodobne, że moja trójka w innej szkole byłaby czwórką, a może i piątką. Ale żeby aż tak ślizgać się na dopuszczających? Bardzo dobrą ocenę miałam tylko z języka polskiego.
Świadectwa synowi nie pokazałam. Gabriela Olszowska mówi, że to błąd. Trzeba pokazać świadectwo i wyjaśnić, że oceny nie określają człowieka, a są tylko wiadomością o naszych postępach.
- Ocena jest dla nas wiadomością o tym, co już wiemy, a jakiej wiedzy i umiejętności jeszcze nam brakuje. Ocena nie świadczy o naszym charakterze i nie jest żadnym prognostykiem, kim uczeń zostanie w przyszłości lub co osiągnie - wyjaśnia Olszowska. - Kiedyś czytałam wyniki badań, że piątkowi uczniowie najczęściej zostawali nauczycielami. Mówi się, że ci trójkowi w dorosłym życiu zatrudniają prymusów. Ocena nie powinna być traktowana jak nagroda ani nie powinna być karą - dodaje.
Olszowska podkreśla, że wszyscy musimy pracować nad naszymi przekonaniami.
- To jest trudne, ale nie niemożliwe. Coraz lepiej rozwija się diagnostyka edukacyjna. Dowiedzieliśmy się bardzo dużo o tym, jak człowiek się uczy, a przecież ocenianie jest z tym związane. Od 25 lat my, nauczyciele, bujamy się, że tak powiem, z tematem oceniania. Nauczycieli nikt tego nie uczy. Sami odkrywają pewne rzeczy w sytuacjach konfliktowych z uczniem czy rodzicem, inni uparcie twierdzą, że to, co stworzyli, jest dobre i nie chcą tego zmieniać. Nowoczesne ujęcie mówi, że ocena może stanowić część procesu uczenia się, rozwijania - tłumaczy Olszowska.
Z tym podejściem zgadza się nauczyciel Piotr Gołdak. Sześć lat uczył przedmiotów zawodowych w warszawskim technikum elektronicznym, a od tego roku uczy w Żyrardowie w ZSZ nr 1 Technikum Elektrycznym.
- Swoim uczniom w technikum na początku roku powiedziałem, że niedopuszczalne jest ściąganie na sprawdzianach. Chcę sprawdzić, co umieją, a czego jeszcze nie. Jeżeli czegoś się nie nauczyli, bo na przykład mecz był ważniejszy, to można przyjść i poprawić w innym terminie. Nie obrażam się i szanuję, że w danym czasie mieli inne priorytety niż mój przedmiot. Najbardziej zależy mi na tym, żeby byli uczciwi wobec siebie i mnie - mówi Piotr Gołdak.
Ocenoza jest bolączką polskiej szkoły i mówią to sami nauczyciele. Dlaczego? Marcin Stiburski uczy fizyki, matematyki i informatyki w dużej szkole publicznej w Gdańsku. Zwraca uwagę, że system wymusza pewne postawy, na przykład takie, że uczniowie odmawiają wykonania zadań, które nie są na ocenę.
- W przeszłości oceny końcowe na świadectwie nie decydowały na przykład o przyjęciu na studia, trzeba było zdać egzamin wstępny. Za oceny z matury były jedynie dodatkowe punkty. Dziś w systemie rekrutacji do szkoły średniej za oceny na świadectwie otrzymuje się nawet 70 punktów na 200 - mówi Stiburski.
I podkreśla, że oceny często wystawiane są arbitralnie.
- Przecież wiadomo, że u jednego nauczyciela łatwiej jest o dobrą ocenę, a u innego trudniej. Nauczyciela nazywam "urządzeniem pomiarowym", które mierzy ucznia. A że narzędziem pomiaru jest człowiek, to wiadomo, że na wynik ma wpływ wiele rzeczy związanych z nim samym. Sympatie i antypatie, to, że akurat tego dnia bolał go ząb. Dodatkowo sam uczeń może mieć lepszy lub gorszy dzień, może się stresować, mieć jakieś dysfunkcje, być introwertyczny, więc wypowiedź ustna pójdzie mu słabo. I wtedy ocena staje się subiektywna, niesprawiedliwa - opisuje Stiburski.
Uczniowie: w szkole absurd goni absurd
Mikołaj Stefaniszyn jest dyrektorem stowarzyszenia Kogutorium, które zajmuje się monitorowaniem przestrzegania prawa uczniowskiego i studenckiego w szkołach i na uczelniach wyższych. Opisuje sytuację ze swojego gimnazjum: dostał z matmy do dziennika piątkę (bieżącą/cząstkową) na koniec roku w kategorii "aktywność" za... bycie skarbnikiem klasowym.
- Celem było podniesienie mi na siłę średniej, bo w szkole oczywiście była mocna średnioza. Wyszedłem na plus, ale dziś łapię się za głowę, że taką ocenę dostałem - mówi Stefaniszyn.
Z jego perspektywy, dyrektora stowarzyszenia, do którego przychodzi mnóstwo skarg ze strony uczniów i studentów na niesprawiedliwe działania kadry w sposobie oceniania, raport NIK nie jest żadnym zaskoczeniem.
- Osoby, które się do nas zgłaszają, mają zazwyczaj całą listę uwag i przykładów naruszeń. Powtarza się temat błędnej interpretacji tego, co uczeń musi umieć na ocenę celującą, traktowanie oceny jako kary na przykład za brak zeszytu. Albo sytuacja, w której uczeń najpierw dostał jedynkę, a potem poprawił na piątkę, czyli nauczył się. Ale otrzymuje średnią tych ocen, czyli trójkę. Zdarza się tak, że piszemy wniosek, że nie można wystawiać oceny ze średniej, szkoła czy kuratorium jakoś tam się do tego przychyla, a potem pisze na przykład, że może obniżyć o jeden albo podwyższyć o jeden tę ocenę końcową. Czyli robią to samo, co wcześniej. Bardzo dużym problemem polskiej szkoły jest też słaby feedback. Uczniowie często nie dostają żadnej informacji zwrotnej, co muszą poprawić, nad jakimi umiejętnościami popracować, żeby mieć lepsze wyniki, rozwijać się - opowiada Stefaniszyn.
Na zamkniętej grupie na Facebooku poświęconej prawom uczniów pytam o przypadki niesprawiedliwie wystawianych ocen. Odzywa się Oskar, jeden z uczniów liceum w niewielkim mieście w województwie wielkopolskim.
- Absurd numer jeden. Nauczycielka nie wpisuje sprawdzianów w dziennik, żeby dyrektorka nie mogła się przyczepić do zbyt dużej liczby wpisów. Sprawdzianów mamy naprawdę bardzo dużo, a ona nawet nie nadąża z ich sprawdzaniem. Nieraz było tak, że nie sprawdziła jakiejś pracy i wprost mówiła, że nie będzie tego sprawdzać i wstawi ocenę trzy. Pytała, czy taka opcja nam pasuje, ale przy odmowie robiła wielkie wywody na temat tego, jak dużo ma pracy i nie wyrabia. Ponadto sprawdziany lub kartkówki, które zapowiada jedynie ustnie, zazwyczaj są z zupełnie innego materiału, niż był zapowiedziany - opowiada Oskar.
Absurd numer dwa, jak mówi Oskar, to ocena niedostateczna, gdy ktoś nie napisze sprawdzianu w terminie.
- Nauczycielka tłumaczy, że ona ma ogrom pracy. Kolejny absurd polega na tym, że nauczycielka stosuje własną skalę oceniania, zupełnie inną niż ta zawarta w statucie szkoły. Nie można dostać oceny celującej, a za sprawdzian z materiału, który jej zdaniem jest wyjątkowo ważny do opanowania, za 50 procent poprawnie napisanej pracy jest ocena dopuszczająca - mówi Oskar.
Problemem dla Oskara jest zaniżanie poczucia wartości: - Nauczycielka mówi, że nic nie osiągniemy, nie poradzimy sobie w życiu, nie zdamy matury. Najbardziej przykre jest to, że często mówi, że jesteśmy straconym pokoleniem. Chyba wylewa na nas osobiste frustracje.
Oceniać sensowniej, tylko jak?
Robert Górniak jest nauczycielem języka angielskiego i wicedyrektorem w Zespole Szkół Prywatnych "Twoja Przyszłość" w Sosnowcu. Zauważa, że uczniowie, którzy są męczeni ocenami, wytykają potem nauczycielom najdrobniejszy moment, w którym przesadzili.
- To niestety taka samonapędzająca się maszyna z dwóch stron. Faktycznie przez lata istniał system, do którego wszyscy byli przyzwyczajeni. Trzeba to, co się robi w szkole, robić na ocenę i nie ma wyjścia. Potem się okazało, że to ocenianie rzeczywiście gdzieś się wymyka spod kontroli i bardzo często było tak, że sposób, w jaki nauczyciel oceniał, miał się nijak do celu tego oceniania. Zgodzę się, że nie było informacji zwrotnej, by uczeń coś jeszcze poprawił, czegoś się douczył. Z każdej strony był walony jedynkami i testami bez żadnej próby wyjaśnienia, do czego to ma służyć. Potem kończy się to tym, że uczniowie nie chcą nic robić bez oceny, a rodzice za te oceny uczniów w domu rozliczają. Pojawiają się więc radykalne pomysły, żeby wcale nie oceniać, choć ja uważam, że należy oceniać sensowniej - uważa Górniak.
Gabriela Olszowska zwraca uwagę na to, że nauczyciele nie są odpowiednio przeszkoleni w kwestii oceniania. Jej zdaniem, jeśli polska szkoła czegoś potrzebuje, to właśnie kompleksowych warsztatów dla nauczycieli, którzy zostaliby wyposażeni w najnowszą wiedzę w tym zakresie.
- Nauczyciel powinien mieć cały czas z tyłu głowy, że on szacuje, ile uczeń wie. Przecież my nigdy nie mamy pewności, że na sto procent uczeń coś wie i umie. Jest rodzaj skali, która jest właściwa do oceny, chyba najmądrzejsza, jaką wymyślono. I nie jest to skala od 1 do 6, ani procentowa, ani punktowa. To nie jest chmurka czy słoneczko. Uczeń czy student zawsze coś robi, prawda? To oceńmy, czy uczeń robi to zawsze, często, czasami czy rzadko. Gdybyśmy wprowadzili tę miękką skalę, to jesteśmy bliżsi prawdy o tym, co uczeń na dany moment opanował. To uczciwsze niż wyliczenia, że ma średnią 4,0. Wprowadzenie tej skali jest moim marzeniem - przyznaje Olszowska.
Nauczyciele podkreślają, że złych postaw uczą też rodzice, którzy płacą za oceny (niektórzy nawet w euro), oferują drogie prezenty, takie jak rower czy laptop, za świadectwo z czerwonym paskiem.
- Ta zewnętrzna motywacja jest ogromnym błędem. Uczeń powinien czerpać przyjemność z tego, że wie więcej, że coś rozumie. A dostaje rower. Uczy się, że bez gratyfikacji nie ma potrzeby wiedzieć więcej - zaznacza Stiburski.
Statuty pełne błędów
Działaczka obywatelska Alina Czyżewska podkreśla, że niektórzy nauczyciele nie chcą współpracować z uczniami, by zmienić system oceniania na lepszy. Mało tego, mszczą się na tych uczniach, którzy upominają się o swoje prawa.
- Znam sprawy, w których nauczyciel czy dyrektor włożyli dużo wysiłku, by uciszyć i ukarać ucznia, łamiąc przy tym prawo. Dziesięć szkół w kontroli NIK-u to jest oczywiście mikropróbka i są w niej błędy, ale jest też na przykład raport "Biała księga praworządności poznańskich szkół" sporządzony przez Fundację Varia Posnania. Ten raport to analiza statutów poznańskich liceów, gdzie niemal wszystkie statuty zawierały błędy, nie tylko w systemie oceniania. To był raport szerszy niż to, co zrobił NIK. Dwa lata wcześniej Stowarzyszenie Dopamina Lab zrobiło to samo w Dąbrowie Górniczej. Pod lupę wzięli 55 szkół. Ile z nich miało niezgodne z prawem zapisy w statucie? Wszystkie. W listopadzie Fundacja Szkoła Bez Ocen poinformowała, że z ponad 100 statutów, które przeanalizowała tylko pod kątem oceniania, aż 89 procent zawiera przepisy naruszające prawo - mówi Czyżewska.
Jej zdaniem, choć raport NIK zawiera błędy, potwierdza w większości to, co już dawno ustaliły organizacje pozarządowe: polska szkoła opiera się na wewnętrznych regulaminach, które łamią prawo.
- Te organizacje wyręczają państwo i robią dużo bardziej rzetelne badania. Z tych dokumentów wyziera zatrważający obraz polskiej szkoły, w której prawo nie działa i jest w niej mnóstwo nadużyć. Jeśli uczeń bądź rodzic te błędy wskaże, sprawa nie kończy się zmianą statutu, a polowaniem na ucznia lub rodzica - podkreśla Czyżewska.
We wstępie do raportu "Biała księga praworządności poznańskich szkół" autorzy Jan Pieniążek, Jan Korczyński i Agnieszka Olejnik piszą wprost:
"Wiele wskazuje na to, że zdecydowana większość szkół w Polsce nie działa zgodnie z prawem, tj. akty wewnętrzne regulujące funkcjonowanie tychże placówek (statuty) są - w mniejszym lub większym stopniu - niezgodne z prawem powszechnie obowiązującym. Są to niezgodności z rozporządzeniami, ustawami, Konstytucją RP, a także aktami prawa międzynarodowego, takimi jak Konwencja o Prawach Dziecka. Niezależnie od tego, w statut której szkoły się zagłębimy, najprawdopodobniej znajdziemy tam niezgodności z prawem".
Czyżewska uważa, że sprzeczne z prawem zasady oceniania i brak przestrzegania prawa to część większego problemu, jakim są niezgodne z prawem statuty szkolne. W wielu z nich napisane jest na przykład, że za samookaleczanie się można otrzymać niższą ocenę z zachowania i ujemne punkty.
CZYTAJ WIĘCEJ: MINUS STO ZA CIĘCIE. "TAKIE ZAPISY W SZKOLNYCH STATUTACH TO ABSURD. TRZEBA POMAGAĆ, A NIE KARAĆ!" >>>
Na swoim Facebooku Czyżewska przytoczyła kilka takich zapisów:
- "Ocenę naganną otrzymuje uczeń, który stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia własnego i innych, np. samookaleczenie się".
- "Zachowania negatywne, punkty ujemne: samookaleczanie. Punkty: 25, 50, 75 lub 100".
- "Ucznia obowiązuje absolutny zakaz: samookaleczania i wszelkich form piercingu".
Sprawdziliśmy, czy takie zapisy widnieją w statutach. Są, ale dyrektorzy podkreślali, że o nich nie wiedzieli.
- To szokujące, że dyrektorzy nie wiedzą, jakie ustanawiają prawo, a efekt jest taki, że uczniowie uczą się, że prawo tworzone jest nieodpowiedzialnie. Ocenianie, które zostało sformułowane w przepisach prawa, w Ustawie o systemie oświaty, to są przepisy, które funkcjonują od bardzo wielu lat. I w nich zawarta jest zupełnie inna rzeczywistość niż to, co się dzieje w polskich szkołach - zaznacza Czyżewska.
I wylicza, co powinni wiedzieć wszyscy nauczyciele:
- Ocenianie to nie jest wstawianie cyferek.
- Ocenianie to nie jest polowanie na to, czego uczeń nie umie.
- Ocenianie to nie jest nagradzanie i karanie.
- Ocenianie jest procesem, a nie wstawianiem cyfry. Jest obserwowaniem procesu.
- Wyobraźmy sobie, że jesteśmy rodzicem i obserwujemy, jak dziecko uczy się chodzić. Czy my mu wstawiamy jedynkę za to, że samo nie wstało? Czy my mu wstawiamy piątkę za to, że przeszło jeden kroczek? Nie. Co my robimy? My wspieramy. Jak widzimy, że upada, to mu podajemy rękę. I tak powinno wyglądać ocenianie w szkole - podsumowuje Alina Czyżewska.
"Ocenę naganną otrzymuje uczeń, który stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia własnego i innych, np. samookaleczenie się".
"Zachowania negatywne, punkty ujemne: samookaleczanie. Punkty: 25, 50, 75 lub 100".
"Ucznia obowiązuje absolutny zakaz: samookaleczania i wszelkich form piercingu".
Ocenianie to nie jest wstawianie cyferek.
Ocenianie to nie jest polowanie na to, czego uczeń nie umie.
Ocenianie to nie jest nagradzanie i karanie.
Ocenianie jest procesem, a nie wstawianiem cyfry. Jest obserwowaniem procesu.
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Robert Hoetink / Shutterstock.com