Stefan Niesiołowski nie wycofuje się ze swoich słów o tym, by za ekshumacje, które nie potwierdziły błędów przy identyfikacji ofiar katastrofy, zapłaciły ich rodziny. Tłumaczy, że "użył słów tysiąc razy łagodniejszych" niż osoby krytykujące dzisiaj rząd. - Trwa nieprzytomna nagonka na panią Kopacz i zaszczuwanie jej. Ja się zaszczuć nie dam - zapewniał poseł PO.
W czwartek Stefan Niesiołowski domagał się, by rodziny ofiar katastrofy, których ekshumacje potwierdziły, że w trumnie znajduje się właściwe ciało, zwróciły koszty tych operacji. Chodziło o ekshumacje Zbigniewa Wassermanna, Janusza Kurtyki i Przemysława Gosiewskiego. W piątek o komentarz do tych słów poproszona została Małgorzata Wassermann, która stwierdziła, że Niesiołowski "poza nienawiścią do ludzi myślących inaczej niż on, nie ma Polsce nic do zaoferowania".
"Nieprzytomna, niebywała nagonka"
- Całe wystąpienie pani Wassermann było obrzydliwe i nie będę go komentował, bo ona straciła ojca i ma pewną taryfę ochronną - odpowiedział kilkadziesiąt minut później poseł PO. Ze swoich słów nie zamierza się wycofywać, bo jak zaznaczył, "powiedział tylko to, co syn pani Walentynowicz" (w środę wnuk działaczki Solidarności, mówił, że uczciwość nakazywałaby, aby to osoby odpowiedzialne za błędy podczas identyfikacji zapłaciły za ekshumacje - red.).
Niesiołowski ocenił też, że użył słów "tysiąc razy łagodniejszych" niż osoby, które krytykują dzisiaj rząd za ich działania w Smoleńsku i Moskwie. - To jest niebywała nagonka, która trwa od pewnego czasu i kolejny spektakl z wykorzystaniem tragedii smoleńskiej do walki politycznej oparty na - jak się okazało - fałszywych przesłankach. Jak powiedział pan Seremet odpowiadają za to (błędną identyfikację - red.) dwie rodziny, które źle rozpoznały swoich bliskich. I na tym opiera się ta kilkudniowa awantura smoleńska - podkreślał Niesiołowski w rozmowie z TVN24.
"Kopacz nie ma sobie nic do zarzucenia"
Nagonkę na Ewę Kopacz, która zdaniem posła Platformy właśnie trwa, określił jako "nieprzytomną". - To zaszczuwanie jej. Ale ja się zaszczuć nie dam - zaznaczył. Według Niesiołowskiego nie da się dziś wyjść z sytuacji tak, aby nie zabolało to żadnej ze stron. A to dlatego, że "Jarosław Kaczyński nie chce zakończyć tej wojny, bo liczy, że się dorwie do władzy" i chce to zrobić "na trupach".
- Na tym, że ktoś się pomylił przy rozpoznaniu ciał opiera się jakaś niebywała awantura i dzisiaj będziemy mieli prawdopodobnie spektakl tej awantury na ulicach Gdańska (podczas pogrzebu Anny Walentynowicz - red.) a jutro na ulicach Warszawy burdy uliczne. Kaczyński uruchamia scenariusz uliczny: dorwać się do władzy. Granice to oni przekraczali, a nie Platforma. My się bronimy - zapewniał Niesiołowski.
Jak dodał, "nie dopuści do tego", żeby ludzie, którzy "od czterech lat podpalają Polskę, dorwali się do władzy". - Za trzy lata wygramy wybory i oni się rozpadną. To oni odejdą na wieczną hańbę... Ci, którzy podpalają Polskę, a nie marszałek Kopacz - mówił Niesiołowski. Marszałek Sejmu jego zdaniem nie ma sobie zresztą "nic do zarzucenia".
Autor: ŁOs/fac/k / Źródło: TVN 24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24