- Stanąłem, wydawało mi się, że nie łamię żadnych przepisów savoir-vivre i takich może sejmowych, których nie znam. Byłem grzeczny, kucałem, podnosiłem paluszek, czekałem na swoją kolej - tłumaczy mężczyzna, który został wyprowadzony z Sejmu przez straż marszałkowską po szarpaninie w czasie konferencji wicemarszałka Ryszarda Terleckiego.
Mężczyzna, który jest aktywistą Fundacji im. Dobrego Pasterza z Sosnowca, twierdzi, że próbował zadać pytanie wicemarszałkowi. Wówczas interweniował przedstawiciel biura prasowego PiS. Doszło do rękoczynów, ostatecznie mężczyzna został wyprowadzony przez straż marszałkowską.
"Nie znam procedury, jestem nikim"
Aktywista przyznał, że może trzeba było zapisać się na spotkanie z wicemarszałkiem. - Ja nie znam procedury, ja nie jestem politykiem, ja jestem nikim. Ja jestem taki zwykły Paweł, tam se mieszkam, pomagam, robię, ale jestem uczciwym człowiekiem w każdej kwestii. Za mną, za moimi słowami idą czyny. Brzydzę się kłamstwem - mówił w rozmowie z reporterem TVN24.
Mężczyzna twierdzi, że był w Sejmie na zaproszenie posłanki Kukiz'15 Barbary Chrobak. Miał brać udział w konferencji "Dobro dziecka jako cel najwyższy", dotyczącej rodzin zastępczych w Polsce i odbierania dzieci polskim obywatelom za granicą. - Dzieci z domu dziecka są sprzedawane za granicę, ja nazywam rzeczy po imieniu - dodał i stwierdził, że "chodzi o 300 przypadków w skali roku".
"Podporządkowywałem się procedurom"
Jak relacjonuje mężczyzna, gdy był już w Sejmie, przypadkowo dowiedział się o konferencji wicemarszałka Terleckiego. - Okazało się, że była ta konferencja, to sobie przystanąłem, chciałem zadać panu marszałkowi bardzo świadomie jedno pytanie - opowiadał. Dodał, że udało mu się zadać pytanie, ale nie uzyskał odpowiedzi.
- Stanąłem, wydawało mi się, że nie łamię żadnych przepisów savoir-vivre i takich może sejmowych, których nie znam. Byłem grzeczny, kucałem, podnosiłem paluszek, czekałem na swoją kolej. W pewnej chwili pan mi powiedział, żebym stanął w kolejce i grzecznie poszedłem. Cały czas podporządkowywałem się procedurom - mówił. Mężczyzna zapowiedział sprawę z powództwa cywilnego wobec pracownika biura prasowego PiS o naruszenie nietykalności cielesnej.
- Obrażenia jakieś tam mam. Boli mnie łokieć, kolano, kostka i żebra - wyjaśnił. Dodał, że nie wie, czy będzie robił obdukcję. - Polecę im po kieszeni na fundację, na dom dziecka - stwierdził.
Autor: mart/ja / Źródło: TVN 24