"Nigdy nie wpisywałem, jak zabić". Co mówili świadkowie i jaką linię przyjął obrońca Katarzyny W.?

Katarzyna W. na ławie oskarżonych, jej mąż już zeznawał
Katarzyna W. na ławie oskarżonych, jej mąż już zeznawał
Źródło: tvn24

Szczegółowe relacje i opisy, mocne oskarżenia i personalne ataki na Katarzynę W. Z drugiej strony wycofywanie się z wcześniejszych zeznań, kłopoty z wiarygodnością niektórych świadków i coraz śmielej odsłaniana przez adwokata linia obrony. Czego dowiedzieliśmy się z dotychczasowych sześciu rozpraw procesu Katarzyny W.?

Po sześciu dotychczasowych rozprawach w procesie Katarzyny W. wydaje się, że można zobaczyć, jaką linię obrony wybrała oskarżona, choć mec. Arkadiusz Ludwiczek o przebiegu postępowania mówi niechętnie, zdawkowo i apeluje, by z ocenami poczekać do jego zakończenia.

Proces Katarzyny W. w liczbach

Proces Katarzyny W. w liczbach

Sprawa zaczadzenia

Niemniej już dzisiaj widać wyraźnie, że obrona bardzo intensywnie stara się wykazać, że próba zaczadzenia małej Magdy, określona w akcie oskarżenia przez prokuratorów jako pierwsza próba jej zabójstwa, była w rzeczywistości efektem wadliwego działania systemu ogrzewającego mieszkanie W.

Adwokat wypytywał o to świadków. Większość z nich, w tym między innymi mąż oskarżonej i sąsiedzi, potwierdziło, że z piecami były problemy. Bartłomiej W. przyznał nawet podczas ostatniej rozprawy, że razem z żoną szukał któregoś razu informacji w internecie na temat objawów zaczadzenia. Mec. Ludwiczek stara się także wykazać, że zawieszenie w tamtym momencie przez Katarzynę W. koca na framudze drzwi, również nie było wyjątkowym widokiem. Dlatego, że na skutek problemów z dogrzewaniem pokoju, małżeństwo czasem tak robiło. To również potwierdzili już świadkowie.

Obrońca Katarzyny W. o kwestii zaczadzenia

Obrońca Katarzyny W. o kwestii zaczadzenia

Katarzyna W. a rodzina męża

Innym wątkiem, rozwijanym za każdym razem przez obrońcę, jest problem relacji jakie Katarzyna W. miała z rodziną swojego męża. Zarówno Bartłomiej W., jak i jego siostra Paulina B. oraz babcia Helena potwierdzały przed sądem, że relacje były trudne, na co duży wpływ miała skrytość i "ciężki charakter" oskarżonej.

Wiele pytań mec. Ludwiczka - zarówno do świadków, którzy znaleźli rzekomo nieprzytomną Katarzynę W. na chodniku, jak i do detektywa Krzysztofa Rutkowskiego i członków rodziny Bartłomieja W. - krążyło wokół tego, czy oskarżona mogła czuć się pod wielką presją tych osób, czy zasugerowano jej taką wersję wydarzeń, czy zdecydowała się na jej rozwijanie na skutek pośrednich, a być może i bezpośrednich, nacisków innych ludzi, z których zdaniem się liczyła. Stąd pytania czy była ona nakłaniania do udziału w konferencjach prasowych przez Rutkowskiego i rodzinę męża. Stąd zwracanie uwagi na opinie rodziny, że nie wywiązywała się dobrze z roli matki i powątpiewania teściowej oraz szwagierki, czy Bartłomiej W. aby na pewno jest ojcem tego dziecka.

Proces Katarzyny W - ważni świadkowie

Proces Katarzyny W - ważni świadkowie

Bez przełomu

W kluczowym punkcie, a więc tym, dotyczącym przebiegu wydarzeń, które doprowadziły bezpośrednio do śmierci Magdy, na razie zmienia się niewiele. Prokuratura, opierając się na opinii biegłych, uważa, że nastąpiła ona nie w wyniku upadku, a uduszenia dziecka.

CZYTAJ FRAGMENTY AKTU OSKARŻENIA PRZECIWKO KATARZYNIE W.

Obrona powtarza z kolei, że śmierć była nieszczęśliwym wypadkiem. Rozstrzygające mogą być rozprawy, podczas których osoby podpisane pod opiniami medycznymi będą je prezentować. Mogą, ale nie muszą, bo mec. Ludwiczek już zapowiedział, że nie wyklucza złożenia wniosku o powołanie nowego zespołu biegłych.

Jak wyglądało dotychczasowych sześć rozpraw?

Obrońca Katarzyny W. nie zdradzi linii obrony

Obrońca Katarzyny W. nie zdradzi linii obrony

Obrońca: szum medialny nie będzie sprzyjał temu procesowi

Obrońca: szum medialny nie będzie sprzyjał temu procesowi

Dzień pierwszy

4 marca w miejscu dla świadków pojawili się między innymi Aneta J. i Piotr O. – sąsiedzi małżeństwa W. Oboje podkreślali, że Bartłomiej i Katarzyna byli spokojnymi ludźmi, niesprawiającymi problemów, chociaż zgodnie przyznawali, że znali się z nimi jedynie „na dzień dobry”. Ale to nie relacje towarzyskie świadków z oskarżoną, ale ich wspólne mieszkaniowe kłopoty najbardziej interesowały obrońcę Katarzyny W.

Katarzyna W. prosi o utajnienie procesu

Katarzyna W. prosi o utajnienie procesu

Katarzyna W. nie przyznała się do zabójstwa dziecka

Katarzyna W. nie przyznała się do zabójstwa dziecka

Mecenas Arkadiusz Ludwiczek do obojga świadków miało dużo pytań, z których można było łatwo wyczytać jak zamierza bronić swojej klientki przed jedną z ważnych tez z aktu oskarżenia. Prokuratorzy stwierdzili w nim, że Katarzyna W. przed uduszeniem córki próbowała ją zaczadzić. Miało do tego dojść w nocy z 20 na 21 stycznia (cztery dni przed drugą, skuteczną próbą – red.). Plan pokrzyżował jej mąż, który niespodziewanie wcześnie wrócił do domu. Według oskarżycieli W. w pośpiechu wietrzyła wówczas pokój. Co ciekawe, na szóstej rozprawie o sytuacji z wietrzeniem mówił sam mąż Katarzyny W., ale nie potrafił określić kiedy miało to miejsce.

Obrona konsekwentnie powtarza, że nie ma mowy o żadnej „pierwszej” (ani drugiej) próbie zabójstwa a zadymienie pokoju było po prostu efektem problemów z piecami w mieszkaniu W. Z kolei zawieszanie koca na framudze drzwi miało stanowić normalną praktykę w ich domu – co zresztą podczas kolejnych rozpraw potwierdzali inni świadkowie, bliscy Bartłomieja i Katarzyny.

To właśnie o kłopoty grzewcze w kamienicy pytani byli przez obrońcę Aneta J. i Piotr O. J. przyznawała, że choć na ogół piece działały sprawnie, to czasami działo się coś niepokojącego. Któregoś dnia, niedługo przed śmiercią małej Magdy, kobieta usłyszała nawet huk, a z pieca wyleciało trochę sadzy. Piotr O. mówił z kolei, że kilka razy do mieszkania dostawał się dym z komina. Jego zeznania wskazały jednak na pewną niekonsekwencję w działaniu oskarżonej. Świadek powiedział przed sądem, że niedługo przed śmiercią Magdy pytał małżeństwo W. o to, czy mają problemy z przewodami kominowymi i piecem. Odpowiedź była przecząca.

DZIEŃ PROCESU KATARZYNY W. - relacja minuta po minucie

Szybki, sprawny proces

Druga rozprawa przyniosła także inne spostrzeżenia, które potwierdziły kolejne posiedzenia sądu. Oskarżona jest podczas nich bardzo aktywna. Dużo notuje i często konsultuje się ze swoim obrońcą. Nie patrzy w stronę świadków i sprawia wrażenie rozluźnionej.

Prokurator od początku postępuje konsekwentnie zgodnie z wygłoszonym po rozprawie zdaniem, że „zeznania świadków nie są dla niego zaskakujące” a on sam „czuje się spokojny” i dlatego nie zadaje zbyt wielu pytań cierpliwie czekając na rozwój wypadków. Tempo procesu jest bardzo dobre, od początku chwalą je zarówno prokurator jak i obrońca. Bardzo dobrze jego przebieg i pracę sędziego Adama Chmielnickiego oceniają też eksperci Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która obserwuje proces.

Fundacja Helsińska obserwuje proces

Fundacja Helsińska obserwuje proces

2. DZIEŃ PROCESU KATARZYNY W. - relacja minuta po minucie

Maria Ejchart z HFPC mówiła po trzeciej rozprawie, że „wszystko jest bardzo czytelne”, „każda decyzja sądu omawiana jest na forum” a „przewodniczący składu sędziowskiego dokładnie wskazuje podstawy prawne” i „liczy się z opiniami ławników”. To właśnie podczas tamtej rozprawy przewodniczący składu sędziowskiego po raz pierwszy tak wyraźnie pokazał, że z dużą starannością będzie dbał o porządek i merytorykę na jego sali. Wiele razy upominał świadka Krzysztofa Rutkowskiego, który w miejscu dla świadków miał stanąć już dwa tygodnie wcześniej, by „skupił się na faktach a nie na wygłaszaniu ocen”. Oczekiwane przez media zeznania detektywa bez licencji były nimi bogato „ilustrowane”.

Świadek Rutkowski i wariograf

Sąd pozwolił Rutkowskiemu na swobodną wypowiedź, która trwała ponad godzinę. W jej trakcie detektyw powtarzał głównie to, co mówił w czasie postępowania przygotowawczego i co za jego sprawą było już znane opinii publicznej. Dużo ciekawiej zrobiło się, gdy Rutkowski skończył monolog a sąd zaczął dopytywać go o nieścisłości w zeznaniach.

Największe dotyczyły badań na wariografie. W śledztwie i w mediach Rutkowski sugerował, że w komputerze, który kupił mąż Katarzyny W., miała ona wyszukiwać informacje na temat tego, jak oszukać wariograf. W poniedziałek przed sądem "zmiękczył" jednak mocno to stanowisko. - Ja nie dokonywałem osobiście ustaleń, co do tego, kto wchodził na stronę internetową, na której prezentowane były informacje dotyczące możliwości oszukania wariografu. (…) Nie zapoznawałem się też z numerem IP komputera. W tej konkretnej sprawie bazowałem na ustnej informacji eksperta. (…) Proces dedukcji był taki, że to jest Sosnowiec, konkretny rejon miasta a nie, że konkretnie komputer W. - tłumaczył świadek. A sąd dopytywał: - Czy to była informacja wskazująca na IP komputera? – Na konkretny rejon miasta i na to, że mogło być to połączenie nawiązane z komputera Bartłomieja i Katarzyny – odpowiadał Rutkowski.

Krzysztof Rutkowski zeznawał w poniedziałek przed katowickim sądem

Krzysztof Rutkowski zeznawał w poniedziałek przed katowickim sądem

Proces Katarzyny W.: zeznaje Krzysztof Rutkowski

Proces Katarzyny W.: zeznaje Krzysztof Rutkowski

Katarzyna W. kontra Krzysztof Rutkowski

Katarzyna W. kontra Krzysztof Rutkowski

W postępowaniu przygotowawczym właściciel biura detektywistycznego i były poseł utrzymywał, że Katarzyna W. dwukrotnie odmówiła poddaniu się takiemu badaniu. Przed sądem doprecyzował jednak, że za pierwszym razem była to decyzja jego eksperta, który ocenił, że zachowanie oskarżonej nie pozwoli na uzyskanie wiarygodnego wyniku. - Obserwując Katarzynę W., próbując przekonać ją do podpięcia pod wykrywacz, stwierdził przez telefon: "Ona kłamie. Jest to kombinatorka i wymyśla sobie historie" - relacjonował detektyw.

Kluczowy moment

Podczas odbierania przez sąd jego zeznań kilka razy powtarzał, że bardzo szybko zorientował się, iż to W. jest kluczem do rozwikłania zagadki. Mówił o dwóch momentach, które go w tym utwierdziły. Kluczowa była reakcja oskarżonej na "prowokację" Rutkowskiego. Chodzi o sytuację, kiedy podstawił dwoje swoich znajomych jako rzekomych świadków tego, że nie było żadnego „porwania dziecka”. Kiedy Rutkowski poinformował o tym W., ta odpowiedziała: "Niech oni się trzymają swojej wersji, a ja będę się trzymała swojej". W ocenie Rutkowskiego "było to przyznaniem się do winy".

Mecenasa Arkadiusza Ludwiczka najbardziej interesowały właśnie takie negatywne oceny detektywa dotyczące jego klientki. Pytania obrońcy szły wyraźnie w kierunku wykazania, że Katarzyna W. mogła czuć się naciskana i zaszczuwana przez najbliższe otoczenie, kiedy trzymała się wersji o uprowadzeniu dziecka. Kluczowa miała być tu rola samego detektywa. Po jednym z pytań obrońcy Rutkowski przyznał, że to on był pomysłodawcą zorganizowania konferencji prasowej, na której Katarzyna W. apelowała do rzekomego porywacza "o oddanie jej dziecka". Zaznaczył jednak, że gdyby W. kategorycznie odmówiła udziału w konferencji, on "by nie naciskał". Detektyw momentami nerwowo reagował na dociekania mec. Ludwiczka.

Katarzyna W. trzeci raz przed sądem

Katarzyna W. trzeci raz przed sądem

Po rozprawie prokurator Grześkowiak ocenił, że najważniejsi świadkowie, których relacje miały potwierdzać, iż w chwili śmierci małej Magdy była z nią tylko Katarzyna W., już pojawili się w sądzie. To wspomniana wcześniej Aneta J., która jako ostatnia widziała dziewczynkę żywą, oraz zeznający na tej samej rozprawie Tomasz M., przyjaciel Bartłomieja W. On z kolei w dniu śmierci Magdy spędził najwięcej czasu z jej rodzicami.

3. DZIEŃ PROCESU KATARZYNY W. - relacja minuta po minucie

Świadek wycofuje się z zeznań

To jednak czwarta rozprawa przyniosła najwięcej emocji, choć bez znaczenia dla końcowej oceny postępowania sądowego. Wywołały je zeznania Beaty Ch., kobiety osadzonej z Katarzyną W. w jednej celi katowickiego aresztu, której prokuratura też zarzuca zresztą zabicie swojego dziecka (Szymona z Będzina – red.). Ch. podczas postępowania przygotowawczego opowiadała prokuratorowi, że oskarżona przyznała jej się do zabicia córki podczas zakrapianej alkoholem imprezy. Przed sądem wycofała się jednak z tych słów. - Nigdy nie mówiłam, że Kasia mi się zwierzała z tego, co zrobiła – powtarzała. Kobieta nie potrafiła jednak wyjaśnić dlaczego podpisała protokoły przesłuchania, których zapisy mijały się z prawdą.

Beata Ch. zeznała, że Katarzyna W. żaliła się, że nie układało jej się z mężem

Beata Ch. zeznała, że Katarzyna W. żaliła się, że nie układało jej się z mężem

- Wykorzystanie tego rodzaju świadków przez oskarżyciela jest wątpliwe z różnych powodów i ryzykowne. Myślę, że ta sprzeczność, która wynikła podczas dzisiejszej rozprawy, jest tego dowodem - komentował po rozprawie mec. Ludwiczek. - Nie podejrzewam, żeby prokurator manipulował materiałem dowodowym, ale w takich sytuacjach desperacja tego rodzaju świadków może prowadzić do tego, że będą próbować manipulować organem procesowym i być może grać o własne racje i cele – dodawał. Prokurator jak zwykle pozostawał spokojny. - Nie znam motywów Beaty Ch., dla których wycofała się we fragmencie ze swoich wcześniejszych zeznań. Na szczęście są protokoły, są relacje innych świadków. Ja sam miałem przyjemność przesłuchiwać panią Beatę i wiem, że powiedziała to, co jest w protokole. (...) Natomiast ta wersja o zabójstwie córki podczas imprezy i tak została już wcześniej uznana za niewiarygodną – przypominał.

Adwokat Katarzyny W.: jesteśmy zadowololeni

Adwokat Katarzyny W.: jesteśmy zadowololeni

Tego dnia w miejscu dla świadków stanęła także matka oskarżonej, którą sąd przesłuchiwał przez ok. pięć godzin za zamkniętymi drzwiami i inna towarzyszka z celi Katarzyny W. Była nią Małgorzata S. Kobieta zwracała z kolei uwagę, że zachowanie oskarżonej od początku wydawało jej się dziwne, lub „rażące” – jak w dniu pogrzebu córki. S. opowiadała, że matka małej Magdy nie zdradzała wówczas „żadnych matczynych uczuć” – siedziała tylko na łóżku i uśmiechała się, a gdy została zwolniona z aresztu, miała cieszyć się, że udało jej się „wych….” wymiar sprawiedliwości.

4. DZIEŃ PROCESU KATARZYNY W. - relacja minuta po minucie

"Gdybym wiedziała, że tak zrobisz..." Emocje na sali

Piąta rozprawa, która odbyła się w połowie kwietnia, miała być najspokojniejszą z dotychczasowych. Wezwani świadkowie nie byli osobami bliskimi dla oskarżonej, a ich zeznania nie miały najważniejszego znaczenia z procesowego punktu widzenia. Ale to właśnie podczas tej rozprawy dziennikarze usłyszeli najbardziej emocjonalne wypowiedzi, a sędzia, po raz pierwszy podczas tego procesu, musiał użyć młotka, by uspokoić sytuację. Oskarżona nie zwracała na to uwagi. Podobnie jak na ataki pod jej adresem.

Autorką pierwszego była Żaneta N., która znalazła oskarżoną po rzekomym napadzie na nią i uprowadzeniu dziecka. W pewnym momencie zwróciła się twarzą do Katarzyny W. i wypaliła: "Gdybym wiedziała, że tak zrobisz dziewczyno, to bym ci wtedy nie pomogła. Wysoki Sądzie, ja sama jestem matką i uważam, że jeśli musiała, to mogła oddać dziecko do okienka, a nie robić z całej Polski wariatów". Sąd musiał zwrócić jej uwagę, że jej rola nie polega na "formułowaniu ocen", a po kilku minutach uchylił pytanie obrońcy Katarzyny W., który próbował się dowiedzieć, co dokładnie miała na myśli N. mówiąc "o robieniu z Polski wariata".

Scrabble z "denatem"

Tego dnia w miejscu dla świadków stanęła także Natalia K., koleżanka oskarżonej z lat szkolnych. Mówiła ona między innymi o swoich wątpliwościach dotyczących zachowania Katarzyny W. Nie rozumiała, dlaczego kontaktowała się z dziennikarzami. Pytała ją nawet "jak to jest zarabiać na śmierci własnego dziecka?" (W. odpowiedziała, że "z czegoś musi żyć" - red.).

W przytoczonych przez sąd zeznaniach ze śledztwa opisywała też jak grała z Katarzyną W. w czasie jej pobytu w szpitalu w grę scrabble. "Zszokowało mnie to, jakiego rodzaju słowa ona układała. To były słowa związane ze śmiercią, takie jak zgon, denat (...)" - przyznawała K. Katarzyna W. miała jej też mówić, że "prokuratura nigdy nie dojdzie, co naprawdę zaszło", "że gdyby mieli dowody, to już by siedziała.

Jadwiga J.: Widziałam W. na pogrzebie

Ostatnim świadkiem tego dnia była 61-letnia Jadwiga J., której zeznania wzbudziły najwięcej emocji.Kobieta utrzymywała w śledztwie, że przed śmiercią małej Magdy widziała jej matkę w parku, w miejscu przyszłego pochówku dziewczynki. Przed sądem rozwinęła te zeznania. Były one bardzo szczegółowe. J. dokładnie opisywała pogodę, drogę swoich spacerów 9 i 20 stycznia, to jakie ubrania miały na sobie osoby widziane przez nią w tamtych dniach w parku, kolory wózka stojącego przy kobiecie, która - jak "intuicyjnie" wówczas wyczuwała J. - "chciała zrobić coś z dzieckiem".

Jadwiga J. jest wiarygodna?

Jadwiga J. jest wiarygodna?

Już na początku składania zeznań kobieta podkreśliła, że "jest wiarygodnym świadkiem". Kłopot jednak w tym, że wózek, o którym mówiła, nie był wózkiem należącym do małżeństwa W. - J. nie rozpoznała go na zdjęciach okazanych przez sędziego. Na dodatek, świadek zeznała, że Katarzynę W. rozpoznała na pogrzebie Magdy 15 lutego 2012 r., kiedy "prowadził ją pod rękę pan Krzysztof Rutkowski". Oskarżonej na pogrzebie nie było. Zakończył się on pół godziny przed tym, jak została zwolniona z aresztu.

Słowa Jadwigi J. wielokrotnie wywoływały uśmiech zgromadzonych w sali - dziennikarzy, ale także policjantów, ławników i obrońcy Katarzyny W. J. była tym zdenerwowana. Po rozprawie mec. Ludwiczek zapewnił jednak, że do zeznań wszystkich świadków podchodzi bardzo poważnie. Ale dodał, iż najlepszym dowodem na to, jak wiarygodne są zeznania J., jest opis pogrzebu małej Magdy.

5. DZIEŃ PROCESU KATARZYNY W. - relacja minuta po minucie

Świadek mąż. Katarzyna W. nawet nie patrzy

Ostatni do tej pory akord procesu Katarzyny W. wybrzmiał 7 maja, kiedy odbyła się szósta rozprawa. Na liście świadków znalazł się ponownie przyjaciel domu W. Tomasz M., który musiał dokończyć wcześniejsze zeznania, dziadkowie i siostra męża oskarżonej oraz sam Bartłomiej W.

Podczas 6. rozprawy w procesie Katarzyny W. zeznawać będzie jej mąż Bartłomiej

Podczas 6. rozprawy w procesie Katarzyny W. zeznawać będzie jej mąż Bartłomiej

To na jego zeznania czekali dziennikarze. Okazało się, że w ich trakcie najistotniejszym merytorycznie pytaniem było to, kto i co wpisywał w wyszukiwarce komputera małżeństwa W.?. Obrońca oskarżonej po raz kolejny starał się skierować poprzez swoje pytania uwagę na to, że jego klientka miała powody by szukać informacji o skutkach zaczadzenia. – Ciekawe jak obrońca wytłumaczy szukanie informacji o pochówku i o tym, jak zabić bez śladu – ironizował po rozprawie prokurator. Rzeczywiście, przekonanie sądu do tego, że oskarżona „nie wie jak to się stało” (tak utrzymuje – red.) może być wyjątkowo karkołomne.

Obrońcy oskarżonej na pewno udało się jednak nieco „zmiękczyć” zdania zawarte w akcie oskarżenia o szukaniu przez W. informacji na temat skutków zaczadzenia. Bartłomiej W. zeznał, że sprawdzał kiedyś razem z żoną na jednej ze stron straży pożarnej informacji dotyczących właśnie zaczadzenia. Było to spowodowane wadliwym działaniem systemu kominowego w ich mieszkaniu, na co zresztą według relacji świadka Katarzyna W. wielokrotnie się skarżyła i na co od trzech miesięcy zwraca na każdym kroku uwagę obrońca. W. zaznaczył jednak, że fraz o „zatruciu tlenkiem węgla” czy „dochodzeniu policyjnym przy zaczadzeniu” nigdy nie wpisywał. Podobnie jak pytania „jak zabić bez śladu”, które ktoś „zadał komputerowi” 19 stycznia 2012 r. o godz. 17:56. Mąż oskarżonej zapewnił, że o tej godzinie był jeszcze w pracy a z komputera korzystał tylko on, Katarzyna W. i jej brat.

- Nigdy nie wpisywałem takich fraz – odparł także na pytanie sędziego Chmielnickiego, gdy ten zapytał go czy następnego dnia rano mógł wstukiwać na klawiaturze hasła „zasiłek pogrzebowy niemowlaka”, „pochówek dzieci”, „kremacja niemowlaka cena”. Bartłomiej W. zaprzeczył też, by kiedykolwiek wpisywał w wyszukiwarce słowa „eter”, „pigułki gwałtu” i „środki usypiające”. – Nie cierpiałem na bezsenność.

Adwokat Katarzyny W. boi się "polowania na czarownice"

Adwokat Katarzyny W. boi się "polowania na czarownice"

"Z ciekawości" chciał wiedzieć, jak oszukać wariograf

Mąż oskarżonej, zapytany o to przez mec. Ludwiczka, przyznał natomiast, że to on - już po zaginięciu Magdy - chciał dowiedzieć się ze swojego komputera „jak oszukać wariograf?”. - Zrobiłem to z czystej ciekawości - wyjaśnił. Prokuratora ten fakt nie zmartwił. Po rozprawie Zbigniew Grześkowiak podkreślił, że to Krzysztof Rutkowski sugerował jakoby hasło to miała wpisywać oskarżona, oraz że kluczowe z punktu widzenia oskarżenia fakty Bartłomiej W. potwierdził.

Dziś zeznaje Bartłomiej W.

Dziś zeznaje Bartłomiej W.

O wiedzę na temat laptopa i biegłość w posługiwaniu się nim pytana była także siostra Bartłomieja W. Paulina B. Szwagierka oskarżonej stwierdziła między innymi, że ona sama „nigdy z niego nie korzystała i nie widziała go nawet na oczy” na żywo. Jej zdaniem Katarzyna W. nie miała żadnych problemów z posługiwaniem się tym sprzętem. Nie potrafiła jednak jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kto – oprócz małżeństwa W. – mógł korzystać z laptopa. – Być może brat Katarzyny – zastanawiała się.

"Postępowanie trwa. Poczekajmy"

Mec. Arkadiusza Ludwiczka interesował jednak w tym przypadku nie tylko komputer ale też to, jakie były relacje jego klientki z resztą rodziny - czy jej członkowie kiedykolwiek wątpili na przykład w ojcostwo Bartka. Paulina B. przyznawała, że na początku rzeczywiście takie wątpliwości się pojawiały. - Muszę przyznać, że tak, bo Kasia bardzo szybko zaszła w ciążę. I miałam taką myśl, że być może mogło się to stać wcześniej i z kimś innym. Tymi wątpliwościami dzieliłam się z mamą. Na pewno nie powiedziałam jednak o tym Bartkowi – opowiadała szwagierka oskarżonej.

Adwokat Katarzyny W. o rozprawie

Adwokat Katarzyny W. o rozprawie

Relacja z dwóch pierwszych godzin procesu

Relacja z dwóch pierwszych godzin procesu

Obrońca był też ciekaw, czy kwestia wątpliwości ws. ojcostwa Bartłomieja W. kiedykolwiek została wyrażona głośno wobec Katarzyny W. - Ja jej nigdy o tym nie mówiłam, ale od kogoś musiała się dowiedzieć. Po kłótni, kiedy Kasia wybiegła z domu i nie było jej dwa tygodnie, rzuciła do mojej mamy: "to nie ja się zastanawiałam, czy to jest moja wnuczka - przyznawała świadek. To w czasie tej awantury W. miała wykrzyczeć do swojej teściowej, że nie ma do czego wracać bo i tak w jej domu wszyscy „traktują ją jak kur..”.

Po ostatniej rozprawie mec. Ludwiczek jak zwykle mówił bardzo powściągliwie o przebiegu procesu. - Postępowanie trwa. Tak naprawdę nie zostały jeszcze wyjaśnione wszystkie okoliczności – dodawał tylko.

6. DZIEŃ PROCESU KATARZYNY W. - relacja minuta po minucie

Autor: ŁOs//gak / Źródło: tvn24.pl

Czytaj także: