- To jest taki cios, taki ból i gdyby nie leki, to pewnie opiekowała by się mną służba zdrowia. Ale te działania, które podejmujemy i to, że nie siedzimy w domu bezczynnie, to napędza. Staram się nie myśleć o tym najgorszym - wyznała łamiącym się głosem matka półrocznej Magdy, porwanej we wtorek w Sosnowcu. - Apeluję do każdego kto mnie kojarzy, kto mnie widział. Miejcie litość, pomóżcie - zaapelowała kobieta.
Sześciomiesięczna Magda zaginęła we wtorek wieczorem podczas spaceru, w centrum Sosnowca. Jej matka - najprawdopodobniej uderzona przez nieznanego sprawcę - straciła przytomność, a gdy się ocknęła, dziewczynki nie było już w wózku. Rozpoczęto poszukiwania. Te jednak, jak dotąd nie przyniosły efektu. Wiadomo, że przez kilkanaście metrów za kobietą szedł zakapturzony mężczyzna. Nie wiadomo jednak, czy to on jest sprawcą porwania. Próbowano przygotować jego portret pamięciowy, jednak nie udało się odtworzyć szczegółów wyglądu mężczyzny.
Policjanci liczą na świadków, którzy mogą pomóc w ustaleniu okoliczności zaginięcia dziecka. Trwa też analiza miejskiego monitoringu. W czwartek śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Za informacje przydatne do odnalezienia dziewczynki policja wyznaczyła 5 tys. zł nagrody, która została następnie podwojona przez sosnowiecki samorząd. Pojawili się także sponsorzy, którzy deklarują dodatkowe kwoty dla osób, które mogą pomóc w śledztwie. Razem z oficjalną nagrodą mogłoby to być kilkanaście tysięcy złotych.
"Teraz z mężem dajemy działać policji"
To jest taki cios, taki ból i gdyby nie leki, to pewnie opiekowała by się mną służba zdrowia. Ale te działania, które podejmujemy i to, że nie siedzimy w domu bezczynnie to napędza. Staram się nie myśleć o tym najgorszym Matka Magdy
Dzwonią, ogłaszają, rozwieszają plakaty
Matka dziewczynki powiedziała, że od razu po porwaniu podjęli poszukiwania na własną rękę. - Jak tylko weszliśmy do domu to na wszystkich portalach społecznościowych, czy często odwiedzanych (stronach) zamieściliśmy zdjęcie z informacją jak Magda była ubrana, gdzie zniknęła. Najpierw uderzyliśmy w internet, bo nic więcej nie mogliśmy zrobić. Natomiast od wczoraj dzwonimy po wszystkich znajomych. Robimy akcję zawieszania wszędzie plakatów. Jeśli ktoś przejdzie i skojarzy Madzię to może wtedy ona się znajdzie. Myślę, że na razie nic więcej nie możemy zrobić - mówiła kobieta i dodała, że wiele osób zgłasza się do nich z chęcią pomocy w poszukiwaniach.
- Przychodzą i mówią żebyśmy dali im chociaż jeden plakat z informacją o Madzi, a oni już sami to skopiują i porozklejają - opowiada matka dziecka. Dodaje, że tym, którzy mogą wiedzieć coś o jej córce chciałaby dodać "otuchy i odwagi". - Można przecież zgłosić się na policję anonimowo. Można to wszystko utajnić. Jeśli ktoś coś widział, to niech jakoś się skontaktuje. Nawet z nami. My to wszystko przekażemy dalej - zapewnia kobieta. I dodaje: "Apeluję do każdego kto, mnie kojarzy, kto mnie widział. Miejcie litość, pomóżcie".
"Staram się nie myśleć o tym najgorszym"
Pytana o to, jak się czuje, mówi: "To jest taki cios, taki ból i gdyby nie leki, to pewnie opiekowała by się mną służba zdrowia. Ale te działania, które podejmujemy i to, że nie siedzimy w domu bezczynnie to napędza. Staram się nie myśleć o tym najgorszym." - Madzia jest silną dziewczynką, jest wytrwała, pogodna. Ona na pewno sobie da radę - powiedziała matka dziewczynki.
Wyznała, że czuje się winna zaginięcia dziecka, bo przez dłuższy czas miała wrażenie, że ktoś za nią idzie. Jednak gdy już była w pobliżu domu swojej matki, do której właśnie szła, "straciła czujność" i wtedy ją napadnięto. - To było w minucie, nawet w sekundzie. Cały czas byłam w kontakcie z moim bratem, żeby pomógł wnieść mi wózek do domu. Były osoby, które wiedziały dokładnie gdzie jestem. To było między blokami. Na osiedlu, na którym wychowywałam się przez 20 lat - relacjonuje kobieta.
- Niech mi oddadzą Magdunię, przecież była naszą perełką - powiedziała na koniec matka porwanej półrocznej dziewczynki.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP/Andrezj Grygiel