Zagraniczne delegacje 10 posłów budzą wątpliwości zespołu sejmowych kontrolerów - dowiedział się portal tvn24.pl. Na liście znajdują się tak znani posłowie jak: Zbigniew Girzyński (PiS) i Arkadiusz Mularczyk (SP) oraz ci mniej znani: Jan Kaźmierczak (PO) czy Łukasz Zbonikowski (PiS).
Specjalny zespół audytorów, który powołał marszałek Sejmu Radosław Sikorski, kończy już prace nad analizą wszystkich zagranicznych wyjazdów parlamentarzystów tej kadencji. To około 900 podróży, z których 240 rozliczono jako wyjazdy prywatnymi autami.
Jak ustaliliśmy, 10 posłów będzie musiało wkrótce złożyć wyjaśnienia, gdyż kontrolerzy wytykają im błędy w finansowym rozliczeniu delegacji. W tych przypadkach nie chodzi jednak o korzystne finansowo rozliczenie podróży samolotem jako odbytej własnym samochodem, bo sejmowi audytorzy nie mają szans zweryfikować, w jaki sposób podróżowali parlamentarzyści. Za to sprawdzali, czy choć byli w zagranicznej delegacji, to czy jednocześnie brali udział w pracach komisji lub głosowali w Sejmie.
Dzięki takiemu przedłużaniu zagranicznych delegacji mogli zarabiać dodatkowo po kilkaset złotych - bo otrzymywali zagraniczne diety (około 200 zł za każdy dzień), choć byli w Polsce. I właśnie tego dotyczą pierwsze ustalenia, które audytorzy przedstawili już posłom z Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. Na wspólnym spotkaniu zapadła decyzja, że ostateczny raport będzie gotowy 4 grudnia. Posłowie - 10, jak ustaliliśmy - zostaną poproszeni o wyjaśnienia.
- W mojej opinii nie wszyscy parlamentarzyści będą potrafili przekonująco wytłumaczyć każdą z niezgodności. Są tacy, którzy mają kilkanaście wątpliwych sytuacji, i tacy, którzy tylko jedną - mówi nam polityk.
Girzyński na czele
Wcześniej Kancelaria Sejmu udostępniła szczegółowe informacje o wyjazdach parlamentarzystów. Oprócz głośnej trójki (Adam Hofman, Mariusz Antoni Kamiński, Adam Rogacki) liderem samochodowych podróży jest Zbigniew Girzyński, który m.in do Strasburga i Berlina wyjeżdżał dziewięć razy. Według naszych informacji kontrolerzy właśnie jemu wytkną niejasności w rozliczeniach delegacji.
- To niemożliwe. Zawsze rozliczałem je niezwykle skrupulatnie, robiąc to osobiście - deklaruje Girzyński, który w dietach otrzymał około 22 tys. zł, i dodaje: - To ewidentna pomyłka, którą będę w stanie wyjaśnić.
Tyle samo razy własnym autem wyjeżdżał Arkadiusz Mularczyk (w dietach otrzymał około 26 tys.), dziś przewodniczący klubu Solidarnej Polski. Przyznaje, że wcześniej pobierał zaliczki z kasy Sejmu na wyjazdy. - Do Strasburga jeździłem własnym autem z uwagi na brak bezpośrednich połączeń lotniczych z Warszawy, rozliczając ryczałt i diety w Kancelarii Sejmu - wyjaśnia nam polityk Solidarnej Polski.
Poseł przyznaje, że mogło się tak zdarzyć, iż był jeszcze w zagranicznej delegacji (pobierał wtedy dietę) a jednocześnie zagłosował w Sejmie: - Raz, może dwa razy w okresie ostatnich trzech lat, z uwagi na kolizje terminów sesji Rady Europy i posiedzeń Sejmu zdarzyło się, że musiałem wcześniej wracać na ważne głosowania, które zazwyczaj odbywają się pod koniec tygodnia - przekonuje Mularczyk.
Inny z posłów - profesor Jan Kaźmierczak (jego diety sięgnęły 18 tys.) - wybrany na Śląsku z list Platformy Obywatelskiej - wyjeżdżał sześć razy własnym autem. Zdecydowanie jednak zaprzecza, by kiedykolwiek zdarzyło mu się być oficjalnie w zagranicznej delegacji i zarazem głosować w polskim Sejmie. - Przypominam sobie sytuację, w której pobrałem ryczałt samochodowy na wyjazd do Londynu. Pojechałem własnym autem do Brukseli i tam przesiadłem się do pociągu - mówi, zaprzeczając, aby robił to specjalnie, żeby zarobić na różnicy między wysokim zwrotem za podróż autem a pokryciem kosztów biletu lotniczego.
Wyjaśnienia przed marszałkiem
Wszyscy posłowie, których podróże budzą wątpliwości kontrolerów, będą musieli każdą sytuację dokładnie wyjaśnić. Dopiero jeśli ich argumenty nie przekonają marszałka Sejmu, całe dossier trafi do prokuratury.
- Urzędnicy Kancelarii Sejmu już przekazują prokuraturze dane związane z głośnymi podróżami posłów Adama Hofmana, Mariusza A. Kamińskiego i Adama Rogackiego - mówi portalowi tvn24.pl jeden z wicemarszałków Sejmu.
Kontrola wszystkich poselskich podróży ruszyła po tym, gdy na jaw wyszło, że właśnie ta trójka poleciała tanimi liniami lotniczymi do Madrytu, rozliczając w kasie Sejmu podróż własnym autem. Dzięki takiemu manewrowi w ich portfelach mogła zostać pokaźna suma: maksymalny ryczałt na benzynę to około 3,3 tys. zł w jedną stronę, a koszt biletu w tanich liniach lotniczych to zaledwie kilkaset złotych.
Dodatkowo okazało się, że cała trójka ograniczyła swój udział w pracach Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy do podpisania się na liście obecności. Odmówili nawet pobrania materiałów. Media prześwietliły ich kolejne wojaże i okazało się, że podobne wątpliwości dotyczą ich służbowych wyjazdów do Paryża, Londynu, a kwoty, które w sumie pobrali z kasy Sejmu, oscylują wokół 200 tys. złotych.
Autor: Robert Zieliński, Łukasz Orłowski / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24