Nie tylko minister sprawiedliwości, ale także sekretarz oraz podsekretarz stanu w resorcie może delegować sędziów do innego sądu - uznał niejednogłośnie pełny skład Sądu Najwyższego.
Sąd Najwyższy rozstrzygnął wątpliwość prawną, czy tylko minister może wystawiać takie delegacje. Rzecznik prasowy SN Piotr Hofmański podkreślił, że ta uchwała ma "moc zasady prawnej". W praktyce oznacza to, że nie można byłoby podważać wyroków sądów wydanych przez sędziów delegowanych przez wiceministrów - co groziłoby, gdyby uchwała była inna.
Posiedzenie, w którym uczestniczyło 81 sędziów Sądu Najwyższego, odbywało się w największej sali gmachu sądu.
W lipcu trzech sędziów Izby Cywilnej SN uznało, że nie wiceminister, a jedynie minister sprawiedliwości lub - gdy ten nie jest powołany – premier, może delegować sędziów. Wcześniej - na mocy innego orzeczenia SN - dopuszczano podpisywanie delegacji przez sekretarza stanu w resorcie sprawiedliwości, czyli pierwszego zastępcę ministra.
Media spekulowały wtedy, że ta uchwała może oznaczać nieważność wyroków wydanych przez tych sędziów, których delegacji nie podpisywał minister.
I prezes SN prof. Lech Gardocki wystąpił o rozstrzygnięcie kwestii przez pełny skład SN. - Rzecz jest społecznie niebezpieczna, bo mogłoby się okazać, że w jakimś dużym procesie orzekałby niewłaściwie delegowany sędzia i trzeba byłoby powtarzać cały proces – argumentował.
W całej Polsce w sądach okręgowych na delegacjach jest 384 sędziów (jeden na dziewięciu), w sądach apelacyjnych - 44 (co dziesiąty). Nie wiadomo, ilu delegowali wiceministrowie zamiast ministra. Nie wiadomo też, ile spraw cywilnych i karnych oni prowadzili, ile wydali wyroków, i czy ktoś będzie chciał je podważać jako wydane w składzie "nienależycie obsadzonym". Możliwe jest to tylko po wniosku strony procesu o wznowienie z tego powodu postępowania prawomocnie zakończonego.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24