Senator Tomasz Misiak zafundował swojej narzeczonej podróż na Bliski Wschód, ale nie z kasy własnej - a państwowej. Jak dowiedział się "Dziennik", parlamentarzysta poleciał wraz z Ewą Mandziou do Arabii Saudyjskiej i Kataru - on jako członek senackiej delegacji, ona w biznesowej misji Krajowej Izby Gospodarczej. Tyle, że jej nazwisko nie figuruje na liście uczestników wyjazdu.
Ewa Mandziou w pięciodniową podróż poleciała oficjalnie jako przedstawicielka firmy Work Service, w której sama pracuje i której współwłaścicielem jest jej narzeczony, senator Tomasz Misiak. Dzięki temu, nie musiała płacić za przelot samolotem rządowym, a bilety na Bliski Wschód są bardzo kosztowne.
Nie była zgłoszona
"Dziennik" dotarł do listy uczestników misji gospodarczej, w której udział wzięła Ewa Mandziou. Okazało się, że jej nazwisko w dokumencie się nie pojawia. - Najprawdopodobniej zgłosiła się na wyjazd w późniejszym czasie - dziennikarze usłyszeli w biurach KIG.
Pobyt Mandziou w krajach muzułmańskich nie przebiegł bez problemów. Kobieta nie chciała dostosować się do norm kulturowych w nich panujących i zamiast na oficjalną kolację ubrać się skromnie i zapiąć po szyję, przyszła z głębokim dekoltem. - Po interwencji pracownicy Kancelarii Senatu wróciła do hotelu, aby się przebrać - powiedział "Dziennikowi" uczestnik senackiego wyjazdu.
Afera Misiaka
W ostatnich dniach media ujawniły szereg budzących kontrowersje działań senatora Misiaka. Jako szef senackiej komisji gospodarki pracował nad tzw. specustawą stoczniową i zgłaszał do niej poprawki. Kilka miesięcy później firma Work Service, której jest współwłaścicielem, bez przetargu dostała zlecenie na pośrednictwo pracy i szkolenia zwalnianych stoczniowców ze Stoczni Szczecińskiej. Kontrakt opiewa na 50 milionów złotych. Misiak ma 30 procent udziałów firmy.
Premier Donald Tusk zapowiedział, że wniesie o wykluczenie Tomasza Misiaka z klubu parlamentarnego PO i członkostwa w partii.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: dziennik.pl