|

Od protestu i głodówki do prezesury. Jak rezydenci "przejęli" Naczelną Radę Lekarską

Wygrana 35-letniego Łukasza Jankowskiego w wyborach na prezesa samorządu lekarskiego to symboliczne zwycięstwo pokolenia młodych lekarzy, którzy protestem głodowym z 2017 roku wywalczyli podwyżki pensji rezydentów i specjalistów, a także wzrost nakładów na ochronę zdrowia. Jak to się stało, że członkowie Porozumienia Rezydentów wygrali?

Artykuł dostępny w subskrypcji

W artykule będzie mowa o Naczelnej Izbie Lekarskiej (NIL) i Naczelnej Radzie Lekarskiej (NRL) oraz okręgowych izbach lekarskich (OIL) i okręgowych radach lekarskich (ORL). Jaka jest między nimi różnica? Izba Lekarska to instytucja, natomiast Rada Lekarska to reprezentacja lekarzy, wybierana podczas zjazdu wyborczego, który odbywa się co cztery lata. O prezesie i wiceprezesach mówi się więc zawsze prezes lub wiceprezes Rady, a nie Izby. O pracownikach tej instytucji, którzy nie są lekarzami, albo którzy nie pełnią funkcji w Radzie, mówi się jako o pracownikach Izby. Naczelna Rada Lekarska liczy 75 członków - 50 wybieralnych (39 lekarzy i 11 lekarzy dentystów), wybieranych podczas zjazdu wyborczego, oraz 24 prezesów okręgowych izb lekarskich (w tym jednej wojskowej) i prezesa.

***

"Porozumienie Rezydentów potrzebowało siedmiu lat, żeby uzyskać większość w Naczelnej Radzie Lekarskiej i wygrać stanowisko prezesa. Trzymamy teraz kciuki za naszych rówieśników w innych dziedzinach życia publicznego, a zwłaszcza w polityce i ZZ [związkach zawodowych - red.]. Zmiany są możliwe, skoro nam się udało" - napisał na Twitterze Damian Patecki, współzałożyciel Porozumienia Rezydentów, po zakończeniu majowego Krajowego Zjazdu Lekarzy, podczas którego na prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej wybrano 35-letniego Łukasza Jankowskiego.

"Mamy Prezesaaaaaaaaaaaaaaaaaa" - napisał Jakub Kosikowski, znany na Twitterze jako Kosik MD, o godz. 15.46 w piątek 13 maja, po trwających blisko siedem godzin wyborach nowego szefa Naczelnej Rady Lekarskiej, a media ogłosiły zwycięstwo "eksrezydenta" nad profesorem.

Na czele NRL, jako następca 68-letniego prof. Andrzeja Matyi z Krakowa, stanął blisko dwa razy młodszy warszawiak Łukasz Jankowski, negocjator Porozumienia Rezydentów z ministrem zdrowia po proteście głodowym lekarzy z 2017 roku.

W samej NRL może nie większość, ale kilkanaście z 50 stanowisk wybieralnych obsadzili byli członkowie Porozumienia Rezydentów, m.in. Damian Patecki, dr Michał Bulsa (od kwietnia prezes Okręgowej Rady lekarskiej w Szczecinie), dr Jarosław Biliński, Mikołaj Sinica czy Jakub Kosikowski.

Oczywiście, najważniejsza jest osoba samego prezesa - najmłodszego w 33-letnich dziejach samorządu lekarskiego, nieszefującego żadnej wielkiej klinice, bez tytułu profesora i naleciałości politycznych, za to jednoznacznie kojarzącego się z działalnością związkową i protestem głodowym z 2017 roku. Nie da się jednak ukryć, że zwycięstwo Jankowskiego to zwycięstwo Porozumienia Rezydentów, o którym nowy prezes mówi "ruch, z którego się wywodzę".

Bez Porozumienia pewnie by tej wygranej nie było, a wczorajsi rezydenci kończyliby, zapewne, szkolenia specjalizacyjne, dorabiając do głodowych pensji "w prywacie" i na dyżurach. Ale zacznijmy od początku.

Życie Polaka w cenie Big Maca

Wiosna 2015 roku. Na koniec swojej kadencji rząd PO-PSL chce zatrzymać odpływ młodych lekarzy ze szpitali, wprowadzając nowe zasady: nie tylko nie będzie można zmienić specjalizacji odbywanej w trybie rezydenckim (czyli finansowanej przez Ministerstwo Zdrowia), ale też województwa, w którym się ją odbywa. Rezydenci, czyli lekarze w trakcie szkolenia specjalizacyjnego, są zdruzgotani. Nie dość, że zarabiają mniej niż niejedna kasjerka w dyskoncie (około 2300 zł netto), to teraz mają jeszcze stać się zakładnikami szpitala, w którym rozpoczynali szkolenie.

Strona "Stop zmianom w specjalizacjach" na Facebooku pełna jest wpisów rozczarowanych lekarzy, którzy planują wyjazd za granicę. To tam poznają się Damian Patecki, rezydent I roku anestezjologii z Łodzi, i Krzysztof Hałabuz, robiący chirurgię ogólną w warszawskim szpitalu przy ulicy Banacha.

Hałabuz za godzinę dyżuru w jednym z największych szpitali w stolicy dostaje 16 zł netto (stąd powiedzenie "życie Polaka w cenie Big Maca") i, żeby się utrzymać, w dwóch szpitalach pracuje łącznie 435 godzin w miesiącu. Damian Patecki, urodzony działacz, sprzeciwia się łamaniu prawa i regularnie śle do Ministerstwa Zdrowia pytania: a to o niezgodne z ustawą kierowanie rezydentów I roku do samodzielnych dyżurów w szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR), a to o głodowe wynagrodzenia. Jak wielu młodych kolegów o pomoc prosi Naczelną Radę Lekarską, ale samorząd ma wówczas pilniejsze sprawy na głowie niż problemy młodszych kolegów. Prośby pozostają bez odpowiedzi.

Krzysztof Hałabuz uważa, że za swoją działalność za chwilę obaj z Damianem dostaną wilczy bilet i postanawia założyć organizację. Patecki chce skorzystać z już istniejących struktur i reaktywować działające kilka lat wcześniej Porozumienie Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL). Przekonuje przewodniczącego Krzysztofa Bukiela i zaczyna działać. Ale zanim dopełnią formalności, na Facebooku tworzą grupę Porozumienie Rezydentów, która do wrześniowej reaktywacji Porozumienia Rezydentów, podczas zjazdu Zarządu Krajowego OZZL w Bydgoszczy, gromadzi kilkanaście tysięcy członków. Dziś ma ich 39 tysięcy.

O co walczą rezydenci?
O co walczą rezydenci? (materiał archiwalny z czerwca 2016 roku)
Źródło: TVN24

Jak adoptować posła

Kiedy w październiku 2015 roku do władzy dochodzi PiS, a ministrem zdrowia zostaje wieloletni działacz samorządu lekarskiego dr Konstanty Radziwiłł (dziś wojewoda mazowiecki). W rezydentów wstępuje nadzieja. To on postulował podwyżki pensji lekarzy - do poziomu średniej krajowej dla lekarza stażysty, dwóch średnich dla lekarza rezydenta i trzech średnich dla specjalisty. Są przekonani, że teraz, gdy został ministrem zdrowia, będzie chciał je zrealizować. Minister Radziwiłł skupia się jednak na reformie szpitalnictwa (chodzi o tzw. sieć szpitali wcieloną w życie w 2017 roku), a dla młodszych kolegów ma niewiele czasu. Rezydenci uderzają więc do posłów.

Akcję "Adoptuj posła" Damian Patecki wspomina dziś jako najlepszy sposób na integrację środowiska. To z "dwójek" i "trójek" rezydenckich, które odwiedzały posłów wszystkich ugrupowań, przedstawiając im problemy młodych lekarzy, wykuł się trzon Porozumienia Rezydentów. W Szczecinie posłów odwiedza Michał Bulsa, wówczas rezydent położnictwa i ginekologii, dziś prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie, w Łodzi Damian Patecki, Maria Kłosińska i Filip Płużański (rezydent ortopedii, późniejszy przewodniczący Porozumienia), w Warszawie Filip Dąbrowski, Krzysztof Ostaszewski (rezydent onkologii) i Krzysztof Hałabuz, a w Lublinie Jakub Kosikowski (obecnie rezydent onkologii klinicznej). Posłowie częstują kawą, kiwają głowami, Jarosław Gowin obiecuje nawet, że jak tylko PiS "rozhula gospodarkę", zajmie się problemami rezydentów, ale miesiące mijają, a sytuacja się nie zmienia.

Według Katarzyny Pikulskiej - rezydentki ortopedii i uczestniczki misji medycznych na terenach objętych wojną - jednej z najbardziej rozpoznawalnych twarzy protestu głodowego z 2017 roku - czas wyjść na ulicę.

18 czerwca 2016 roku sprzed Ministerstwa Zdrowia na Miodowej w stronę Sejmu rusza wielka manifestacja młodych lekarzy w białych kitlach. Kilkutysięczny tłum skanduje "Chcemy leczyć w Polsce!" i "Zdrowie Polaka w cenie Big Maca", a w programach informacyjnych debiutuje słowo "rezydent", które od tego czasu ma kojarzyć się z lekarzem w trakcie specjalizacji, a nie z przedstawicielem biura turystycznego w hotelu za granicą.

Lekarze dostają zaproszenie do prezydenta Andrzeja Dudy. Idą we trzech. Damian Patecki i Krzysztof Hałabuz zabierają ze sobą Łukasza Jankowskiego, członka Komisji do spraw Młodych Lekarzy w Okręgowej Radzie Lekarskiej (ORL) w Warszawie, dzisiejszego prezesa NRL.

Jankowski z początku do Porozumienia Rezydentów podchodzi nieufnie. Dla niego to raczej happening, który nie będzie miał przełożenia na realne działania. Zmienia zdanie dopiero po spotkaniu z Damianem Pateckim, który odwiedza go za zgodą ówczesnego prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie.

- Damian mnie przekonał, choć nie było to łatwe. Uwierzyłem, że ich działania mają sens - wspomina dzisiaj Jankowski.

- Co mu powiedziałem? Pewnie to samo, co Michałowi Bulsie ze Szczecina: że chociaż wydaje się to niemożliwe, na pewno się uda. I że wprowadzamy nowe porządki i każdy, kto do nas nie dołączy, będzie tego żałował - śmieje się dziś Patecki.

Pozyskanie Łukasza Jankowskiego jest dla Rezydentów o tyle ważne, że żaden z nich nie miał doświadczenia w rozmowach z politykami. - Na tamtą chwilę byłem najbardziej doświadczony - jako przedstawiciel ORL chodziłem do ministerstwa, na sejmowe Komisje Zdrowia i spotkania z politykami. Choć dziś, z perspektywy ostatnich sześciu lat, widzę, że byłem niemal tak zielony jak koledzy - wspomina Łukasz Jankowski.

Rozmowa z prezydentem Dudą ma być przełomowa, ale zawodzi wszelkie oczekiwania. Prezydent stwierdza, że w sprawie rezydentów może najwyżej porozmawiać z premier Beatą Szydło. Wychodzą ze spuszczonymi głowami.

Jak wygwizdano ministra zdrowia

W tym samym czasie kilkanaście tysięcy lekarzy w trakcie specjalizacji pracuje za 2300 zł netto. Wielu całą kwotę oddaje niani. Rodziny utrzymują z dyżurów, często kilku w tygodniu, i dorabiania w poradniach. Małżonków, partnerów czy dzieci nie widzą po kilka dni. Na grupie Porozumienia Rezydentów na Facebooku wrze.

W czerwcu 2016 roku do lekarzy dołączają przedstawiciele innych zawodów medycznych. Do walki o godność - nie tylko lekarza, ale i pacjenta - ruszają pod wspólnym szyldem Porozumienia Zawodów Medycznych. A na wrzesień zapowiadają wielką manifestację białego personelu: lekarzy, fizjoterapeutów, pielęgniarek, psychologów, diagnostów laboratoryjnych, dietetyków i techników RTG czy elektroterapii. Platformę do przemówień zbudują na warszawskim placu Konstytucji, bo pierwsze szacunki zakładają udział nawet 100 tysięcy protestujących.

Ostatecznie 24 września 2016 roku manifestacja gromadzi kilkanaście tysięcy przedstawicieli białego personelu. Najliczniejsza grupa medyków - pielęgniarki - w ostatniej chwili wycofuje się z protestu w obawie przed utratą ministerialnego dodatku do pensji, tzw. "zembalowego", przyznanego jeszcze przez ostatniego ministra zdrowia w rządzie PO-PSL Mariana Zembalę.

Mimo to manifestacja okazuje się sukcesem: ulice Warszawy robią się białe od kitli i transparentów, a minister Radziwiłł, który zamiast o podwyżkach dla lekarzy przemawia ze sceny o błędach PO (zagwarantowaną przez poprzedni rząd możliwość przekształcania szpitali w spółki nazywa ich prywatyzacją), zostaje wygwizdany.

Kolejna manifestacja robi wrażenie na wszystkich, tylko nie na rządzących. Ministerstwo nie ma czasu na problemy medyków, którzy postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Przedstawiciele zawodów medycznych skupionych w PZM piszą obywatelski projekt ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia i zaczynają zbierać pod nim podpisy. Ma ich być 100 tysięcy, jednak na miesiąc przed złożeniem projektu w Sejmie jest ich tylko 30 tysięcy. Kolejny raz do akcji wkracza Krzysztof Hałabuz i mobilizuje społeczność wokół Porozumienia Rezydentów, m.in. urządzając rodzinny happening w Łazienkach Królewskich. Ostatecznie pod projektem zbierają 248 tysięcy podpisów, czyli o 148 tysięcy więcej, niż wymaga tego sejmowy regulamin. W odpowiedzi minister Radziwiłł przedstawia własny projekt, przedstawiany jako obywatelski. Projekt medyków przepada jako nierealny. Biały personel znów zostaje na lodzie.

Głodówka pogrąża ministra

Rezydenci wiedzą, że sytuacja dojrzała do rozwiązań radykalnych. Według Damiana Pateckiego, jedynym rozwiązaniem jest głodówka. Dla większości - szczególnie starszych lekarzy - pomysł jest absurdalny. Ale nie dla rezydentów. Szczegóły uzgadniają po mieszkaniach i parkach, nie używają telefonów komórkowych, a jeśli już, to tych starego typu. Choć protest głodowy media zapowiadają już we wrześniu, miejsce akcji do końca trzymane jest w tajemnicy. 2 października 2017 roku przed szpitalem pediatrycznym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przy Żwirki i Wigury zatrzymują się autokary, z których wysiada 40 młodych lekarzy zakwalifikowanych do protestu.

Reszta jest historią. Po tygodniu u głodujących są wszyscy: dziennikarze, politycy i zwykli mieszkańcy, którzy przychodzą wesprzeć dobrym słowem czy wodą mineralną. Medycy mówią o swoich postulatach: podniesieniu nakładów na ochronę zdrowia do 6,8 procent PKB (w 2017 roku rząd przeznacza na nią 4,7 procent PKB, a minister Radziwiłł obiecuje w przyszłości podnieść nakłady do 6 procent).

Od początku do negocjacji z ministerstwem wyznaczeni są dwaj działacze: Łukasz Jankowski i Jarosław Biliński. Nie głodują, mają się wysypiać i dbać o zdrowie. Lekarze wiedzą, że po kilku dniach bez jedzenia nie byliby w stanie trzeźwo myśleć. Do rozmów przygotowuje ich Anna Gołębicka, doświadczony strateg komunikacji i negocjatorka współpracująca z OZZL.

Wiedzą, że wszędzie mają chodzić parami i nie dawać się wciągnąć do rozmów kuluarowych. Ale strona rządowa gra na czas i zmęczenie, przetrzymując ich w zamkniętych pomieszczeniach ministerstwa do późnej nocy. Jednocześnie rośnie niechęć lekarzy - i społeczeństwa - do ministra Radziwiłła, który zamiast zgodzić się na postulaty protestujących sugeruje, że odeszli od łóżek pacjentów.

Protest silny determinacją
Protest silny determinacją (materiał archiwalny z października 2017 roku)
Źródło: TVN24

Media rządowe podtrzymują tę narrację aż do przesady. Po materiale "Rezydenci: 5 tys. zł pensji to za mało" pojawiają się zdjęcia Katarzyny Pikulskiej z misji medycznej w Kurdystanie z podpisem sugerującym, że lekarkę stać na egzotyczne wakacje - niechęć do rządu i jego popleczników wzrasta (obecnie trwa proces o naruszenie dóbr osobistych lekarki).

Ale PiS się nie poddaje i przetrzymuje rezydentów. Organizatorzy decydują o zakończeniu protestu głodowego. Chcą go kontynuować w innej formie - wypowiadając klauzule opt-out, pozwalające na pracę ponad 40 godzin w tygodniu. Rezydenci wypowiadają je masowo, podobnie jak część specjalistów, ale skutki wypowiedzeń - w większości trzymiesięcznych - będą odczuwalne dopiero w styczniu. I do stycznia dzieje się niewiele.

Negocjacje z resortem wciąż trwają, ale nie słychać o nich w mediach. Łukasz Jankowski wspomina, że od środka sprawa wyglądała nieco inaczej niż na zewnątrz: - Nie miałem wrażenia, że minister Radziwiłł jest przeciwny wszelkim zmianom. Na pewno jednak nie miał na nie zgody politycznej - mówi.

Nowy minister na białym koniu

Sytuacja zmienia się o 180 stopni, kiedy 9 stycznia 2018 roku ministrem zdrowia zostaje prof. Łukasz Szumowski i zapowiada zmiany. Lekarzom i opinii publicznej rudobrody minister jawi się jako rycerz na białym koniu. Jeszcze nieskażony polityką, wzięty do ministerstwa wprost z oddziału Instytutu Kardiologii w Aninie (obecnie Narodowy Instytut Kardiologii, którego prof. Szumowski jest dziś dyrektorem), rozmawia z rezydentami jak z kolegami z oddziału, rozumie ich problemy.

W rozmowach zapowiada podwyżki i zmiany w systemie kształcenia. Koniec negocjacji następuje 8 lutego, kiedy w świetle fleszy, na specjalnej konferencji, resort chwali się podpisaniem porozumienia z PR OZZL. Wśród postulatów jest podniesienie nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB do 2024 roku, dodatki i podwyżki dla lekarzy stażystów i rezydentów, zmiana zasad kształcenia lekarzy i uwzględnienie postulatów Porozumienia w nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, wzrost wynagrodzeń dla specjalistów zatrudnionych w publicznych szpitalach, a także wynagrodzenia dla kierowników specjalizacji.

Porozumienie ministerstwa i lekarzy rezydentów
Porozumienie ministerstwa i lekarzy rezydentów (materiał archiwalny z lutego 2018 roku)
Źródło: TVN24

W mediach porozumienie, które firmują Łukasz Jankowski, Jarosław Biliński, Damian Patecki, Michał Bulsa i Krzysztof Hałabuz, przedstawiane jest jako sukces, ale radykalna część środowiska ma uwagi. Podkreślają, że 6 proc. PKB nie rozwiązuje problemu, że negocjatorzy poddali się za łatwo. Oni jednak myślą inaczej: - Medycy, którzy wypowiedzieli klauzulę opt-out, dostawali propozycje nie do odrzucenia. Grożono im zwolnieniem z wilczym biletem i wizją nieskończenia specjalizacji.

- Ten protest trzeba było zakończyć, bo mógł mieć tragiczny finał - mówią dziś członkowie kierownictwa Porozumienia Rezydentów.

Pierwsza prezesura Rezydenta

Młodzi idą za ciosem. W kwietniu 2018 roku 31-letni Łukasz Jankowski kandyduje na prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie i wygrywa z doświadczonymi działaczami. Jego pierwsze decyzje obejmują rezygnację ze służbowego samochodu (ma być odtąd do użytku wszystkich pracowników Izby), powołanie nowych zespołów ds. nieprawidłowości w ochronie zdrowia i matek lekarek, a także Rzecznika Praw Lekarza. W Izbie pojawia się pełnomocnik ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów, bezpłatna pomoc prawna, organizowany jest Dzień Dziecka dla dzieci medyków.

Nic dziwnego, że w kwietniu 2022 roku ponownie zostaje prezesem stołecznej ORL - formuła "izby opiekuńczej" sprawdza się w pandemii. W pierwszych miesiącach ORL powołuje fundusz, który wspiera lekarzy pozbawionych możliwości zarobkowania, następnie pomaga zapewnić im środki ochrony osobistej, a także broni przed niezgodnymi z prawem powołaniami wojewody do pracy przy pandemii (nie wolno kierować do niej np. lekarek w ciąży, lekarzy seniorów czy opiekunów osób niepełnosprawnych).

Potem walczy o tzw. dodatki covidowe dla tych, którym niesłusznie ich odmówiono. Łukasz Jankowski tłumaczy w mediach, czym jest wirus SARS-CoV-2, krytykuje działania rządu i broni lekarzy. Chwilami jest bardziej widoczny niż działacze Naczelnej Rady Lekarskiej.

- I właśnie o to poszło w wyborach na prezesa Naczelnej - mówi nam jeden z lekarzy związanych z Porozumieniem Rezydentów i okręgową izbą lekarską w swoim województwie. - To Naczelna powinna koordynować takie działania, jak pomoc lekarzom w pierwszych miesiącach covidu, walka o dodatki czy polityka informacyjna. A poprzednie władze kompletnie to położyły. To Izba Warszawska pierwsza broniła lekarzy przed hejtem antyszczepionkowców, kierując zawiadomienia do prokuratury, to Warszawa występowała do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy o pozbawienie prawa wykonywania zawodu lekarzy, którzy twierdzili, że pandemii nie ma. Profesorowie z Naczelnej siedzieli cicho i ewentualnie powtarzali ruchy Łukasza Jankowskiego i jego ludzi. Nie mieli też odwagi wystąpić przeciwko zatrudnianiu lekarzy ze Wschodu bez nostryfikacji. To okręgowe izby odmawiały nadania takim ludziom prawa wykonywania zawodu. I to ostatecznie wkurzyło delegatów - zdradza działacz.

Dr Jankowski: liczymy na to, że organy państwa z całą stanowczością zajmą się sprawami ataków na medyków (wypowiedź z 4.08.2021 roku)
Źródło: TVN24

Jeszcze do pierwszego dnia XV Zjazdu Lekarzy 12 maja 2022 roku w wyborach na prezesa NRL startuje jeden kandydat - jej dotychczasowy prezes prof. Andrzej Matyja. Kandydaturę Łukasza Jankowskiego zgłasza po południu prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi dr Paweł Czekalski.

I zaczyna się walka.

Kto komu groził?

W piątek 13 maja atmosfera od rana jest napięta. W kuluarach mówi się, że Łukasz Jankowski zwycięstwo ma w kieszeni, bo nieoficjalnie opowiedzieli się za nim prezesi 17 z 25 okręgowych izb lekarskich (w tym wojskowej). Prof. Matyja ma jednak sporo zwolenników i dosyć mocną pozycję, szczególnie wśród tych, którzy nie chcą burzyć starego porządku. Kiedy po godzinie 10 oficjalnie rozpoczynają się wybory nowego prezesa NRL, a kandydaci przedstawiają swoje programy wyborcze, rozpoczyna się najdłuższa - i najdziwniejsza - seria pytań, jaką pamiętają delegaci.

Członek ORL w Łodzi dr Grzegorz Krzyżanowski pyta prof. Matyję, czy prawdą jest, że otrzymał "tzw. propozycję nie do odrzucenia z pewną groźbą", "Jak ona brzmiała i kto ją wypowiedział?". "Dostałem propozycję: 'zrezygnujesz, a jeżeli nie, to wszyscy delegaci do NRL z Krakowa, Śląska, Wrocławia, zostaną wycięci'" - odpowiada prof. Matyja.

Jankowski odpowiada, że jeśli coś takiego miało miejsce, prof. Matyja powinien to zgłosić do Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy. Później tłumaczy, że niczego profesorowi nie proponował. Przeciwnie, kiedy ogłoszono jego start w wyborach, to prof. Matyja zasugerował, by zrezygnował "dla dobra samorządu". Zachowanie status quo miało pomóc uniknąć konfliktu pokoleniowego starzy-młodzi. Odpowiedział, że sala zdecyduje, czy powinien jeszcze poczekać.

Pytanie dr. Krzyżanowskiego młodszy kandydat traktuje jako element gry wyborczej. Podobnie jak stwierdzenie profesora Matyi, że już we wtorek, na dwa dni przed zjazdem, od wysokiego urzędnika Ministerstwa Zdrowia dowiedział się, że wybory wygra przeciwnik. Podkreśla, że zgodnie z obietnicą daną prof. Matyi walczył na programy wyborcze, a nie przeciwko kontrkandydatowi.

- Nie chciałbym tego komentować osobiście, bo nie przystoi to temu, który przegrał. Niemniej wszyscy uczestnicy zjazdu widzieli, jak on przebiegał i jak do samorządu wkracza polityka - mówi nam prof. Andrzej Matyja. - Przyjmuję wynik wyborczy z szacunkiem i pokorą i życzę nowym władzom powodzenia w zmienianiu rzeczywistości dla dobra pacjenta i środowiska lekarskiego - dodaje.

Nagroda dla ministra Dworczyka kością niezgody

Po serii pytań nastrój sali jest nieodgadniony, ale po godzinie 15 Łukasz Jankowski wygrywa z dotychczasowym prezesem stosunkiem głosów 252 do 192. 

Mówi się, że dotychczasowemu prezesowi zaszkodziło przyznanie szefowi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michałowi Dworczykowi nagrody prezesa NRL - statuetki Hipokratesa.

Profesor Matyja, znany do tej pory z krytyki rządu PiS, uhonorował ministra Dworczyka Nagrodą Prezesa NRL za działania KPRM w pierwszych miesiącach pandemii. Medycy, którzy pamiętają ministrowi zakończony klapą Narodowy Program Szczepień przeciw COVID-19, są oburzeni.

- To było dla nas kompletnie niezrozumiałe, w dodatku odbyło się cichaczem. O tym, że minister Dworczyk odebrał nagrodę, dowiedziałem się z jego tweeta. Pamiętam, że podczas przerwy w obradach wpadł do hotelu, minął mnie na schodach, a pięć minut później wypadł z jakimiś tobołkami. Takie to było uroczyste wręczenie - opowiada jeden z delegatów, również członek "młodego pokolenia", które głodowało w 2017 roku.

Jednak kontekst, który nie wybrzmiał w mediach, jest apolityczny. Prof. Matyja prostuje, że nagrodę przyznał ministrowi za umożliwienie w pierwszych tygodniach pandemii transportu środków ochrony osobistej z Chin. Maseczki, kombinezony i rękawiczki zostały zakupione dla lekarzy przez Kulczyk Foundation, ale były problemy z transportem. Minister Dworczyk w ciągu trzech godzin zorganizował bezpłatny transport samolotem LOT. - Tu nie ma kontrowersji. Przyznając nagrodę, kierowałem się tym, co laureat zrobił dla środowiska lekarskiego, a dzięki ministrowi mogliśmy przewieźć środki ochrony osobistej za 3 miliony złotych - tłumaczy prof. Matyja.

Co dalej, Izbo?

Łukasz Jankowski jest prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej kilkanaście dni. Przez ten czas zdążył, między innymi, zdecydować o powołaniu pełnomocnika ds. lekarzy z niepełnosprawnościami. Zgodnie z programem wyborczym, jako prezes, chce zająć się wprowadzeniem systemu no-fault, gwarantującego pacjentom prawo do zadośćuczynienia za niepożądane zdarzenia medyczne, a lekarzom niekaralność, wzmocnieniem pionu odpowiedzialności zawodowej lekarzy, a także poprawą wizerunku lekarza. Najpierw jednak musi powołać swoich zastępców (pierwsze posiedzenie nowej NRL odbędzie się 3 czerwca). I uważać na przeciwników, którzy podobno do niedawna chcieli unieważnić wybory.

Do Naczelnej Rady Lekarskiej weszło 17 młodych lekarzy związanych z Porozumieniem Rezydentów. Pozostali to starsi delegaci, którzy w większości sprzyjali młodszemu kandydatowi.

Przed "młodymi" niełatwe zadanie przekonania do siebie profesorów, przyzwyczajonych do rozmów z równymi im tytułem naukowym i wiekiem. Najtrudniej będzie miał sam prezes, bo choć dziś ma 35 lat, specjalizację z nefrologii, pisze doktorat i trudno nazwać go niedoświadczonym lekarzem – nadal nazywany jest "rezydentem".

Profesor Andrzej Matyja sugeruje, by o wyborach rozmawiać z innymi delegatami. Ci jednak nie chcą wypowiedzieć się pod nazwiskiem. Anonimowo mówią o konflikcie, jaki spowodowało przejęcie izby przez "młodych", i o liście członków przyszłej NRL, jeśli prezesem zostanie Łukasz Jankowski. - Choć nie powinno to mieć miejsca, krążyła po sali w trakcie wyborów, co można uznać za niedozwoloną agitację. Były na niej nazwiska, które potem rzeczywiście weszły do Rady. Prawie sami młodzi, bez prof. Matyi, który przecież byłby cennym głosem doradczym jako były prezes - mówi jeden z wieloletnich działaczy samorządu.

Czy pod jego rządami Naczelna Izba Lekarska zmieni się, jak wcześniej OIL w Warszawie? Eksperci zajmujący się systemem ochrony zdrowia nie mają wątpliwości, że jeśli to się Jankowskiemu uda, będzie miał spore szanse w polityce. - Kto wie, może kiedyś zostanie ministrem zdrowia - zastanawiają się w kuluarach.

Czytaj także: