Intensywnie padający deszcz, burze, pierwsze podtopienia i wzbierające rzeki - tak wyglądał weekend, który poprzedził wielką powódź na południu kraju. Mimo to Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji uspokajało wtedy: zalanie Polsce nie grozi. Dziś szef MSWiA Jerzy Miller przyznaje: zagrożenie było.
W niedzielę 16 maja sytuacja na południu Polski - po dwóch dniach intensywnych opadów - była już bardzo zła. Na rzekach został przekroczony stan alarmowy, woda zaczęła zalewać budynki i drogi. W powiatach ogłoszono stan alarmowy.
Mimo to, w tym samym dniu wieczorem, MSWiA poinformowało w komunikacie dla mediów, że choć intensywnie pada (synoptycy ostrzegali przed ulewami 14 maja), Polsce nie grozi powódź.
"(...) Wisła i Odra nie wystąpiły z koryt. Sytuacja hydrologiczna w kraju jest stabilna. W tym momencie nie występuje zagrożenie powodziowe" - ogłosiło MSWiA.
W tym samym komunikacie podało też jednak, że w województwach opolskim, małopolskim, śląskim i podkarpackim "doszło do lokalnych podtopień piwnic, garaży, dróg lokalnych oraz pól, a strażacy interweniowali ok. 800 razy"
Autorka "uspokajającego" komunikatu rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak pytana o sprawę, stwierdziła, że pisząc o braku zagrożenia powodziowego miała na myśli koryta głównych rzek w Polsce, bo wtedy jeszcze one nie wylewały. Zastrzegła jednak, że gdyby jeszcze raz pisała ten komunikat, miałby on inną treść.
Minister: Zagrożenie było...
Szef MSWiA Jerzy Miller przyznał we wtorek, że to, co działo się na południu Polski odbiegało od treści komunikatu: zagrożenie było, co więcej zaczynała się już powódź.
- W niedzielę 16 maja byłem nad Rabą w Małopolsce, wiem, co się tam działo, zalewało pół miejscowości - powiedział. I dodał: - Gdy przejeżdżałem mostem nad zbiornikiem w Dobczycach, przeraziłem się, by tak wysokiego stanu tego zbiornika nie widziałem tak długo, jak żyję.
Minister nie wytłumaczył, skąd w takim razie wziął się ten "uspokajającym" komunikat.
"Dziennik Gazeta Prawna" napisał, że MSWiA mogło zlekceważyć ulewy, bo na ostrzeżenia meteorologów o ulewach (z piątku 14 maja) nie zareagowało w porę Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Instytucja od pół roku jest w rozsypce. Stało się tak - jak przypomina gazeta - po odwołaniu dyrektora RCB Przemysława Guły.
Z kolei IMiGW przypomniał na wtorkowej konferencji, że wszelkie oskarżenia pod adresem meteorologów są bezzasadne, gdyż ostrzeżenie było rozesłane m.in. do mediów, na dzień przed intensywnymi opadami.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. IMiGW/sxc.hu