Jeżeli wracasz wieczorem z pracy, zakupów czy ze szkoły i nagle wokół ciebie rozbiega się tłum ludzi z czołówkami na głowach, którzy kręcą się we wszystkich kierunkach, wiedz, że coś się dzieje.
Wygląda to tak: na kilka dni przed startem... jakim startem?! Toż to malutki starcik. Kilka, w porywach do 10, kilometrów po blokowisku albo parku. Albo i parku i blokowisku.
Także na kilka dni przed tym starcikiem dostajesz komunikat techniczny. Wygląda to trochę jak opis manewrów wojskowych: jest dokładnie określone miejsce, czas startu co do minuty, załączona mapka, a na niej zaznaczony teren zabroniony, czyli miejsce, gdzie bezpośrednio przed zawodami nie wolno się już pojawiać, by przez przypadek nie poznać miejsc ustawienia punktów kontrolnych. Te są - jak to zwykle bywa przy krótkich biegach na orientację - elektroniczne, potwierdza się je czipem. Stacja wydaje w takim momencie charakterystyczny dźwięk "piiiip". Zamiast widocznych z daleka, biało-czerwonych lampionów, jest niewielki słupek z małym odblaskiem i malutka stacja z dziurą na czipa i numerem. To właśnie Szybki Mózg, czyli zawody, które przez całe lato rozgrywane były w różnych dzielnicach Warszawy. W ostatnią środę pobiegliśmy finał tej znakomitej imprezy.
Gdzie jest północ?
Dobrze jeszcze przed startem sprawdzić, gdzie jest północ. Dzięki temu, gdy już dostajesz mapę, błyskawicznie odwracasz ją w dobrą stronę i już możesz lecieć w dobrą stronę. Przyznaję, że nie od razu nauczyłam się tej taktyki, tak gdzieś dopiero przy trzecim starcie. Gdy już ustawimy dobrze mapę, lecimy najprostszymi wariantami do kolejnych punktów. Oto, jak wygląda moja mapa:
I nie, nie jest tak, że jak startują wszyscy razem, można lecieć za jedną osobą, która przeprowadzi nas kolejno punkt za punktem, a my wyprzedzimy ją na końcu i wygramy. Bo na naszych mapach, nawet w poszczególnych kategoriach (a są takie: dzieci, początkujący, zuchwali i profesjonaliści), punkty zaznaczone są w różnej kolejności. Tak, żeby ludzie nie mogli za bardzo się "śledzić". Co więcej, zawsze jest ryzyko, że pobiegnie się za kimś, kto się zgubi. A w skomplikowanych blokowiskach potrafią gubić się nawet najlepsi!
Strategia? Jaka strategia?
Warszawski Ursynów, zwłaszcza Imielin, to "mój" teren, dlatego próbuję opracować strategię: "może uda mi się odnieść mapę do prawdziwych budynków i będzie prościej je odnajdywać?" - myślę sobie.
Kilka minut przed startem, tfu, starcikiem, zawodnicy ustawiają się alfabetycznie w rządku, każdy z nich dostaje mapę. Żeby było sprawiedliwie, mapy leżą odwrócone do ziemi, do ręki bierzemy je równocześnie dopiero, gdy na zegarze pokaże się odpowiednia godzina i sędzia krzyknie "start" (albo coś w tym stylu). I wtedy zaczyna się najciekawsze. Przepadają wszystkie strategie. Nie ma szukania na mapie znajomych budynków, tylko odnoszenie: ta linia to ta ścieżka, ten prostokąt to ten dom, a ta kreska to ten płot, przez który nie wolno skakać. Jest jeszcze ciemność, małe, słabo widoczne punkciki kontrolne i ludzie, którzy zdziwieni, mijają nas z zakupami albo z piwem w ręku. - Co tu się, k..., dzieje?! Weźcie przestańcie - pada co jakiś czas od tych drugich.
W znajomych miejscach jak po sznurku
"Ech, nieważne" - myślę, chociaż zastanawiam się, co im właściwie przeszkadza. Któryś z kolei punkt łapię przy klatce mojej koleżanki z gór, kolejny - pod klatką przyjaciółki z podstawówki. Ledwo poznaję te miejsca po ciemku. Kolejny punkt przy gabinecie pani weterynarz, która leczy psa Łyska. Teraz idzie mi już lekko, mogę biec tak w nieskończoność. Jestem zaskoczona, jak łatwo przychodzą mi na myśl najprostsze warianty dotarcia z jednego punktu na kolejny - niektórzy zawodnicy, których spotykam po drodze, muszą chwilę popatrzeć na mapę, pomyśleć i zaplanować, ja rzucam okiem na mapę i lecę. W końcu przy ostatnich punktach trafiam na bardzo znajome okolice. Obiegam kościół, piiiip przedostatni punkt, tnę małą łączkę prosto do ratusza, piiiip, jeszcze obiegam ratusz, wyprzedzam kilka dziewczyn, szybkie ogarnięcie okolicy, i jest finisz! Piiip, ufff.
Interwały zaliczone, będzie też wybieganie
I nawet nie wiadomo kiedy, bez żadnej napinki, zaliczam tym Szybkim Mózgiem tegotygodniowe interwały. Bo tak to właśnie wygląda: rozgrzewasz się, pada "start" i lecisz - raz tyle, ile fabryka dała, by po kilkuset metrach zwolnić, by podbić punkt. Potem znów szybko do następnego i znów zwalniasz, by znaleźć drogę albo poszukać kolejnego punktu punkt. Czasem punkty są oddalone o kilkadziesiąt metrów, ale do niektórych trzeba gnać niezły kawał! Biegowo w tym tygodniu planuję jeszcze przynajmniej dwa razy wybrać się na moją pętlę lesie - na pewno doniosę Wam, jak jesiennie zmieniły się drzewa.
A za tydzień w ramach długiego wybiegania będzie można polecieć znów z mapą. Bez obaw, tym razem to nie 50 km. Organizatorzy Mazurskich Tropów, na które wybrałam się w czerwcu (to tam, gdzie na drodze był dzik i bagno), robią teraz w Zalesiu Górnym pod Warszawą imprezę na orientację MiniTropy. Dystanse są do wyboru: 20 i 40 km, można też wybrać wariant rowerowy. Ja będę na pewno. Informacje na stronie tropy.net.
Autor: Katarzyna Karpa